Gdyby godność ludzka była wartością...

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (24/2001)

Dzisiejszemu felietonowi nadałem tytuł, który nie ja wymyśliłem. To hipotetyczne, niedokończone zdanie figurowało jako podtytuł kongresu urządzonego pod koniec maja w Erlangen przez międzynarodowe „Stowarzyszenie lekarzy dla zapobieżenia wojnie atomowej”. Temat kongresu brzmiał: „Medycyna i sumienie”. Chodzi tu o problemy związane z inżynierią genetyczną, zwłaszcza o przeprowadzanie testów genetycznych na embrionach z zapłodnienia pozaustrojowego i ich ewentualną selekcję przed wszczepieniem do macicy, a także o tzw. embrionalne komórki macierzyste, wykorzystywane w celach leczniczych, kosztem jednak życia embrionu. Kongres w Erlangen zakończył się ostrzeżeniem, by nie otwierać bram dla uwolnionego od refleksji etycznej obchodzenia się z ludzkimi embrionami.

Przytoczony wyżej podtytuł kongresu miał wyrażać nadzieję, że godność ludzka będzie traktowana jako wartość, czyli że będzie odpowiednio ceniona i respektowana, a człowiek nigdy nie zostanie użyty jako środek do jakiegoś celu, lecz to on będzie zawsze tym celem. Ale jeden z uczestników zwrócił uwagę, że postulat, by godność ludzka była wartością, można też interpretować opacznie. Nawiązał on do stwierdzenia Kanta, że godność posiada tylko człowiek, wartość natomiast mają rzeczy (zaznaczają się tu skutki zastępowania we współczesnym języku obiegowym — także politycznym — słowa „dobro” przez słowo „wartość”). Rzeczy zaś są przedmiotem obrotu, ich wartość się porównuje, ocenia, wartość może być większa lub mniejsza. Takiego wartościowania nie wolno odnosić do godności ludzkiej. Można powiedzieć o niej, że jest wartością — ale w tym sensie, że w porządku doczesnym jest wartością najcenniejszą, zasługującą na najwyższy szacunek. Jako związana z naturą ludzką nie podlega ocenie, nie jest porównywalna, nie można jej zamienić ani zbyć, ani zgłosić do przetargu. Jest to jednakowa godność człowieka — młodego, starszego, aktywnego, zasłużonego, ale też chorego, zniedołężniałego, ułomnego... W czasach, gdy eutanazja zyskuje zwolenników, trzeba przypomnieć i podkreślać godność każdej osoby, także tej nieuleczalnie chorej i zniechęconej do życia. Godność człowieka wiąże się z naturą ludzką, a nie ze statusem społecznym ani kondycją fizyczną czy psychiczną. Godność staruszka nie jest „mniejszą wartością” niż godność człowieka w pełni sił. Także godność ludzka zbrodniarza nie podlega wartościowaniu, podobnie jak godność dziedzicznie obciążonego. A wedle chrześcijańskiego obrazu człowieka, godność ta przysługuje człowiekowi od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. I nikt nie ma prawa tu ingerować ani odważać czy porównywać, czyja godność jest większa.

Słyszy się czasem powiedzenie, że ktoś zachowuje się tak, że utracił godność ludzką. Bałamutne to zdanie. Chce się tym samym powiedzieć, że ktoś zachowuje się nieodpowiednio, tak jakby zapomniał o swej godności ludzkiej albo jej zgoła nie cenił. To się zdarza. Ale zachowanie takie jest naganne („niegodne”) właśnie dlatego, że godności ludzkiej nie można utracić ani pozbyć się. Konsekwentnie też godność każdego podlega bezwzględnej ochronie — niezależnie od tego, jaki jest, czy na jakim stadium rozwoju znajduje się człowiek. W Erlangen podkreślono m.in., że chodzi tu o podstawy naszej cywilizacji. Jeśli już użyć słowa „wartość”, to trzeba powiedzieć, że jest to wartość absolutna, której nie wolno w żaden sposób i dla żadnej przyczyny zrelatywizować ani oceniać (jak właśnie „wartość”) z punktu widzenia jakichkolwiek interesów — gospodarczych, społecznych, politycznych.

Nie wolno też naruszać godności tych, którzy zachowują się „niegodnie”, należy im natomiast przypomnieć ich — równą przecież naszej — godność ludzką. Tędy, a nie przez szubienicę wiedzie droga do poprawy — nas wszystkich.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama