• Komentarz

Denerwujący gość. Belgijskie władze potępiają papieża

Słowa papieża o aborcji były jednoznaczne, ale na pewno nie były agresywne. Jest coś symbolicznego w tym, że najbardziej zdenerwowały tych, których przodkowie budowali kiedyś katolicką Europę.

Rzadko się zdarza, żeby kraj zaprosił papieża, a jego władze zachowywały się wobec głowy Kościoła tak, jak władze Belgii. Jest wiele państw, które po prostu nie chcą u siebie Ojca Świętego. Przykładem Chiny, Rosja, niektóre mniejsze reżimy czy wiele krajów muzułmańskich. Jeśli już do wizyty dojdzie (Jan Paweł II gościł w Pakistanie, Franciszek w Indonezji oraz zdominowanej przez buddystów i ateistów Mongolii), to oficjalne przemówienia naszpikowane są zwrotami z dyplomatycznej nowomowy (dialog, pokój, wzajemne zrozumienie). Przepychanki można zostawić sobie na inną okazję. W Belgii było inaczej.

Krótko po zakończeniu podróży apostolskiej Franciszka w belgijskim parlamencie kilka deputowanych ostro zaatakowało papieża podczas parlamentarnej debaty. Chodziło głównie o potępienie przez Ojca Świętego aborcji. Jedna z politycznych aktywistek skrytykowała premiera Alexandra de Croo za zaproszenie do kraju przywódcy o „wstecznych i patriarchalnych” poglądach. A premier odciął się od papieskich wypowiedzi i zapowiedział, że wezwie do siebie nuncjusza apostolskiego.

Mocne słowa

Co właściwie powiedział papież? W samolocie powrotnym do Rzymu stwierdził:

„Nie zapominajmy o tym: aborcja jest morderstwem”. I dodał: „Zabijasz istotę ludzką. A lekarze, którzy się do tego przyczyniają, są – pozwolę sobie na to słowo – zabójcami. Są zabójcami. I nie można tego kwestionować. Zabija się ludzkie życie. A kobiety mają prawo do ochrony życia”.

Ojciec Święty nie wspomniał nic o Belgii, ale najwyraźniej deputowani wzięli te słowa do siebie. Właśnie pracują nad ustawą zezwalającą na aborcję na życzenie do 18. tygodnia ciąży (teraz jest legalna do 12. tygodnia).

Polityków oburzyła też modlitwa Franciszka przy grobie króla Baldwina I. Panujący w latach 1951-1993 władca był katolikiem zaangażowanym w ruch odnowy charyzmatycznej. Nie chciał podpisać pierwszej belgijskiej ustawy aborcyjnej, więc poprosił rząd, by ten uznał go za niezdolnego do sprawowania urzędu. W ten sposób przestał być królem. Zgodnie z konstytucją, ustawa została podpisana przez ministrów i mogła wejść w życie, a po 36 godzinach rząd ogłosił, że król może już pełnić swój urząd i Baldwin wrócił na tron.

Wzór polityka?

Podczas wizyty przy grobie Baldwina papież, jak przekazano, „wezwał Belgów, by patrzyli na tego króla w momencie, gdy uchwalane są kryminalne ustawy i wyraził życzenie, by postępowała jego sprawa beatyfikacyjna”. Gest miał oczywisty wymiar symboliczny, tym bardziej, że akurat tego dnia postępowe organizacje świętują „dzień bezpiecznej aborcji”. Jednak wizyta przy grobie króla miała prywatny charakter i nie była transmitowana. W dodatku można mieć wątpliwości, czy postępowanie Baldwina to wzór dla katolickich polityków. Owszem, król nie chciał zgodzić się na zabijanie dzieci, ale manewr, który zastosował nie zmienił niczego, poza tym, że to nie monarcha podpisał się pod haniebną ustawą.

W konstytucji Belgii nie ma mowy o królewskim wecie (art. 109), ale prawoznawcy są zdania, że władca może wydać akt odmowy podpisania ustawy, tyle że potrzebowałby na to zgody odpowiedniego ministra. W ostateczności mógł też zagrać bezczelnie – jego wysokość nie raczy podpisać ustawy i co panowie ministrowie na to? Każda z tych metod mogłaby nie przynieść rezultatu; druga mogłaby nawet doprowadzić do usunięciem króla z urzędu, ale może walka do końca przyniosłaby skutek? Nie dowiemy się, bo Baldwin wybrał inną drogę.

Biorąc pod uwagę cały kontekst, gest papieża można uznać za jednoznaczny, ale na pewno nie jakoś szczególnie agresywny. W kraju, który od 2014 r. zezwala na eutanazję dzieci (wszystkich przypadków zabicia chorego było w zeszłym roku oficjalnie 3,4 tys., a wiadomo, że wielu nie odnotowuje się w statystykach) można było mówić znacznie ostrzej i nie tylko o aborcji.

Zwolenników aborcji zdenerwowało nawet to. Może nie powinno to dziwić, jeśli przypomnimy sobie, że belgijski parlament oficjalną uchwałą potępił kiedyś słowa Benedykta XVI. W 2009 r. podczas wizyty w Kamerunie papież Ratzinger zwrócił uwagę, że promowanie stosowania prezerwatyw nie tylko nie pomaga w walce z AIDS, ale wręcz jej szkodzi. Sprawa w ogóle nie dotyczyła Belgii, ale uchwała pojawiła się w porządku obrad i została poparta przez zdecydowaną większość deputowanych.

Wielki ból

Wspomniałem o symbolach.

Belgia jest jednym z najbardziej muzułmańskich krajów Europy. Wyznawców Allaha żyje tu ponad pół miliona, według niektórych źródeł blisko 800 tys. W 2030 r. mogą oni stanowić już 10 proc. obywateli 11-milionowego kraju. To nie oni protestują przeciw słowom papieża.

Cztery cytowane przez światową prasę deputowane, które w parlamencie wyrażały swoje oburzenie to rodowite Flamandki i Walonki, Flamandem jest też premier, który wezwał na dywanik nuncjusza apostolskiego. Jest coś symbolicznego w tym, że katolicka nauka najbardziej uwiera nie tych, którzy po prostu wyznają inną religię, ale tych, których przodkowie budowali kiedyś katolicką Europę.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama