Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (29/2002)
Latem, gdy społeczeństwo jako zbiorowość staje się mniej aktywne, warto komentarz poświęcić komentatorom. Warto to uczynić bez ociągania, póki jako świeżo upieczony felietonista nie straciłem jeszcze ostrości widzenia tej szczególnej grupy, której przedstawicieli można spotkać w dużej ilości na łamach gazet i na falach eteru, zwłaszcza na ekranie telewizora. A komentator to ten, który wie lepiej, który zawsze potrafi wykazać, jak nieudolny jest ten czy ów minister, jakie bezsensowne prawo stanowi parlament itp., który zawsze odważnie potrafi pogrążyć, wykpić, ośmieszyć.
Komentator najczęściej dopada nas z ekranu, wtedy, oczekując informacji musimy, czy tego chcemy, czy nie, wysłuchać komentarza. Młody człowiek, który „robi materiał”, staje przed kamerą i zamiast skromnie trzymać się jej drugiej strony, wygłasza komentarz - dwa efektowne zdania. A na koniec, tego możemy być pewni, dumnie rzuci nam w twarz swoje nazwisko, aby przypadkiem nie pozostać anonimowym. Jakże często miewam wrażenie, że dziennikarz sam nie do końca rozumie, o czym „zrobił materiał”, ale telewidz po wysłuchaniu komentarza nie ma wątpliwości, kto tu jest najmądrzejszy.
A komentarz, jak np. komentarz do Biblii, ma pomóc zrozumieć. Ma pomóc słuchaczowi lub czytelnikowi znaleźć się w dopadającej go zewsząd skomplikowanej rzeczywistości. Jeżeli więc komentator chce służyć, a tak powinien pojmować swoją rolę, to nie powinien tego robić z próżnej ambicji, czy chęci zysku.
Strzeżmy się więc komentatorów. Oglądając, słuchając czy czytając, usilnie starajmy się oddzielić informacje od komentarza, aby naszego widzenia i rozumienia świata nie kształtował ktoś, kto sam niewiele rozumie oprócz tego, że aby zostać zauważonym, trzeba być nie tyle rzetelnym, co efektownym.
Autor był szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w rządzie prof. Jerzego Buzka
opr. ab/ab