Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (40/2002)
„Solidarność” w momencie swego powstania była olbrzymim, dziesięciomilionowym ruchem społecznym, protestującym przeciw niesprawiedliwemu, niewydajnemu systemowi i walczącym o prawa oraz godność człowieka, łączącym w sobie w jedyny niepowtarzalny, polski sposób elementy związkowe, polityczne, chrześcijańskie i narodowe.
Obecnie „S” jest milionową organizacją, mającą inne, węższe, ale ciągle bardzo ważne zadania. W nowej wolnorynkowej rzeczywistości, przy zmniejszającej się liczbie zatrudnionych w tradycyjnych działach produkcji, przy zmianie charakteru pracy i wzroście sfery usług „S” musi działać przede wszystkim jako nowoczesny związek zawodowy. Musi reprezentować po pierwsze wszystkich swoich członków, nie tylko tych z najsilniejszych branż czy regionów, ale i tych rozproszonych w małych zakładach pracy i instytucjach. Związek powinien jednak także dbać o interesy wszystkich ludzi pracy, a zwłaszcza bezrobotnych, najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących, być aktywnym uczestnikiem społecznego dialogu, w którym tworzy się ciągle kształt Polski. Na tym polega prawdziwy sens solidarności.
„Solidarność” przeżywała i przeżywa trudności, płaci za błędy swoich działaczy, za nieudane zaangażowanie w politykę, ale osiąga także wymierne sukcesy w czysto związkowej działalności. Istnieją w niej spory co do kształtu, roli i metod działania związku, które pokazał przebieg wyborów w trakcie zakończonego właśnie Zjazdu. Zjazd ten pokazał jednak także, że „S” zdolna jest do znalezienia wewnętrznego rozwiązania. Należy życzyć Związkowi z nowym przewodniczącym Januszem Śniadkiem, żeby potrafił znajdować rozwiązania dla jak największej liczby problemów trapiących wielu Polaków.
Autor jest profesorem, wykładowcą na UAM w Poznaniu
opr. mg/mg