Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (26/2004)
Polska porażka - głosiła jedna ze stacji telewizyjnych. Mimo wszystko jest to polskie zwycięstwo - przekonywał w telewizji publicznej premier Belka.
Przyjęta w piątkową noc pierwsza konstytucja Unii Europejskiej wywołała burzę nie tylko w mediach. Rządząca lewica dowodzi, że premier Belka zrobił w Brukseli wszystko, co się dało, i że nowe zasady są dla III RP dużo korzystniejsze niż wersja pierwotna. Opozycja bardziej umiarkowana przekonuje, że można było osiągnąć więcej, skrajna chce stawiać Belkę przed trybunałem stanu za zdradę Ojczyzny. Kto ma rację? Przede wszystkim wygląda na to, że niewiele osób wie co naprawdę znajduje się w liczącej 250 stron konstytucji. Możemy więc mówić tylko o tym, o czym doniosły media, czyli zawartym w Brukseli kompromisie.
Kompromis rzadko bywa satysfakcjonujący. Realia są takie, że Polska będzie miała mniejsze możliwości blokowania głosu od tych, które dawał jej traktat nicejski, większe jednak niż przyznawała faworyzowana przez Francję i Niemcy pierwotna wersja konstytucji. Decyzje w Unii mają zapadać większością 55 procent + l państw zamieszkałych przez 65 procent ludności. Jednomyślności będą natomiast wymagały budżet Unii, a także decyzje Rady UE dotyczące podatków i norm socjalnych. Te dwa ostatnie punkty wywalczyla Wielka Brytania, narażając się na zarzut rozbijacza unijnej jedności. Anglików poparli Polacy. Niewykluczone, że zachęceni do tego niedawnymi sugestiami kanclerza Niemiec, aby nowo wstępujące do Unii państwa podniosły swoje podatki do wysokości obowiązującej w Niemczech czy Francji, bo niższe podatki mają być nieuczciwą konkurencją. Nowa konstytucja takiej podatkowej urawniłowki raczej nie dopuści.
Zupełną polską porażką okazała się natomiast sprawa preambuły. Wbrew wcześniejszym obietnicom, Warszawy nie poparły w tym względzie ani Hiszpania, ani Włochy, ani Niemcy, ani Irlandczycy. Zaciekły francuski opór okazał się skuteczniejszy niż polskie usiłowania. W nowej europejskiej konstytucji odniesienia do chrześcijańskich korzeni Europy nie będzie. Premier Belka na nocnej konferencji prasowej stwierdził tylko, że i Bóg, i chrześcijaństwo dadzą sobie z tym radę. Niewątpliwie, gorzej da sobie radę prawda. Czego jak czego, ale chrześcijańskich korzeni Europa wyrzec się nie może, podobnie jak tego, że ojcami założycielami obecnej Unii byli francuscy i niemieccy chrześcijańscy demokraci. A swoją drogą żarliwość, z jaką „najstarsza córa Kościoła" zwalczała chrześcijańską preambułę bardziej przystoi religijnemu fanatykowi niż oświeconemu ateiście, za jakiego koniecznie chce uchodzić Jacques Chirac.
Sam Kościół podszedł do całej sprawy spokojniej niż Francuzi. Papież, wyraziwszy żal z powodu preambuły, podziękował stronie polskiej za starania, by w zapisie preambuły znalazło się odniesienie do chrześcijaństwa, pogratulował jednocześnie przyjęcia konstytucji.
Reasumując, trudno nazwać brukselskie negocjacje klęską, za zwycięstwo uznać ich jednak nie sposób. Polska nie jest jedynym krajem, który poszedł na kompromis. Jak zauważają komentatorzy, w pewnym momencie wszyscy członkowie Zjednoczonej Europy musieli zrezygnować z jakichś imponderabiliów. Nowa konstytucja wchodzi w życie w 2009 roku, chyba że wcześniej któreś z państw odrzuci ją w referendum.
Korespondent Sekcji Polskiej BBC
opr. mg/mg