"Razom nas bohato"

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (50/2004)

„Sława Ukrainie, sława Warn, sława Gospodu Bohu" - tak lider ukraińskiej opozycji Wiktor Juszczenko dziękował w piątkowy wieczór zebranym na kijowskim placu Niepodległości demonstrantom. Godzinę wcześniej ukraiński Sąd Najwyższy zadecydował, że ma być powtórzona druga tura prezydenckich wyborów. Druga tura, a nie cała elekcja, jak chciał Leonid Kuczma. W dodatku, w swoim werdykcie sędziowie wyznaczyli datę wyborów i zaapelowali do prezydenta o wymienienie skompromitowanej Centralnej Komisji Wyborczej. Czekający na orzeczenie prawie osiem godzin tłum oszalał. „To tak, jakby Ukraina wygrała Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej" - skomentował stojący koło mnie jakiś wielbiciel sportu. Ukraina wygrała jednak dużo więcej. To jest zwycięstwo ludzi, którzy od tygodni na kijowskich ulicach protestowali przeciwko fałszerstwom, zwycięstwo władzy sądowniczej - po raz pierwszy tak wyraźnie wskazującej, że jest naprawdę jedną z czterech niezależnych gałęzi władzy. Także zwycięstwo tych wszystkich, którzy albo z daleka, jak manifestanci z polskich miast, albo na miejscu, jak spotkani przeze mnie w Kijowie polscy studenci, pomagali pomarańczowej rewolucji. Zwycięstwo także unijnych instytucji, które nie zważając na kremlowskie dąsy, jednoznacznie skrytykowały fałszerstwa wyborcze i poparły idee powtórzenia drugiej tury. Nie mam przy tym wątpliwości, jak wielka jest tu zasługa polskich europarlamentarzystów i negocjatorów. W przekonaniu utwierdzają mnie rosyjskie komentarze, pełne złości na „polskich wichrzycieli", notabene skwapliwie podchwytywane przez prasę i polityków francuskich oraz, to prawda, w mniejszym stopniu - niemieckich. Na razie jednak jest to dopiero połowa zwycięstwa. Ukraińcy udowodnili, że są nadspodziewanie dojrzałym społeczeństwem, przynajmniej ci z Ukrainy Zachodniej i Centralnej. Większość mieszkańców wschodnich regionów jest jednak w najlepszym razie zdezorientowana, w najgorszym wrogo nastawiona do zwyciężającej opozycji. Nie boję się rozpadu Ukrainy. Hasła separatyzmu od początku były bardziej propagandową grą rządzących niż realnością. Boję się natomiast ekonomii - przestarzałe kopalnie w Doniecku trzeba będzie zamknąć, podobnie jak część wielkich zakładów przemysłowych zindustrializowanego Wschodu. Boję się nieoficjalnych ingerencji Rosji. Boję się wreszcie o to, czy nowy prezydent Juszczenko podoła wszystkim oczekującym go wyzwaniom i czy opozycja, osiągnąwszy sukces, nie zacznie się rozpadać. Pierwsze rysy już się pojawiły - socjalista Aleksandr Moroz poparł w sobotę ideę prezydenta Kuczmy, aby zmiany w ordynacji wyborczej połączyć w jednym pakiecie z reformą konstytucji, ograniczającą władzę prezydenta. Przygotowany projekt zmian ustawy zasadniczej jest co prawda zły i zostanie już wcześniej skrytykowany przez Radę Europy, ale reforma konstytucji była jednym z głównych haseł socjalistów i teraz nie chcą od niej odstąpić. A bez poparcia Moroza nie uda się przeprowadzić zmian w ordynacji i odwołać skompromitowanej Centralnej Komisji Wyborczej, przed zapowiedzianą na 26 grudnia kolejną turą wyborów. Ukraina przeszła dopiero część drogi. Po zwycięstwie Juszczenki kraj czekają daleko trudniejsze zadania.

Korespondent Sekcji Polskiej BBC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama