Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (24/2005)
Utarło się przekonanie, że wyroków sądu nie należy komentować. Ale decyzji Sądu Apelacyjnego, który zaledwie po miesiącu wypuścił z więzienia skazanego na dwa lata Lwa Rywina, pozostawić bez komentarza nie sposób. Zresztą wystarczy tylko parę słów: skandal, nonsens i kompromitacja.
Przyjaciele Rywina, którzy w hałaśliwej akcji poparcia dla niego ujawnili się licznie - głównie w tak zwanym „środowisku", mającym wobec Rywina wymierne, finansowe powody do wdzięczności - szermowali głównie dwoma argumentami. Po pierwsze, Rywin, ich zdaniem, odegrał w aferze ochrzczonej jego imieniem rolę znikomą, prawdziwi aferzyści pozostają nieujawnieni, zatem wstyd więzić płotkę, gdy grube ryby pozostają na wolności (zgodnie z tą logiką powinniśmy wypuścić z więzień wszystkich morderców do czasu wykrycia sprawców mordu na generale Papale). Po drugie, Rywin jest ciężko chory, trzymany w celi może umrzeć, i za okazaniem mu łaski przemawiają względy humanitarne. Ten drugi argument wielu trafił do przekonania. Zupełnym milczeniem zbyto natomiast sprawę zasadniczą. Otóż Rywin, choć istotnie odegrał w aferze skromną rolę listonosza, jest tą właśnie osobą, przez którą nie udało się sprawy wyświetlić do końca i postawić przed sądem głównych sprawców. Rywin bowiem, mówiąc językiem przestępców, „poszedł w zaparte". Przyłapany „z dymiącym rewolwerem", odmówił ujawnienia mocodawców, którzy go do Michnika posłali po łapówkę. Ofiarnie wziął całą winę na siebie. Był to jego wybór, i normalnie funkcjonujący wymiar prawa nie ma po prostu innej możliwości, niż traktować przestępcę zachowującego się w taki sposób z całą możliwą surowością. Nie chce zeznawać? Trudno, tortury z procedur sądowych zostały już dawno temu wycofane. Ale w takim razie powinien dostać największy możliwy wyrok i odsiedzieć go co do dnia, bez żadnym złagodzeń! Łaskę okazuje się tym, którzy współpracują z wymiarem sprawiedliwości - w żadnym wypadku przestępcy zuchwałemu, odmawiającemu zeznań i chroniącemu wspólników. Chory? Są w więzieniach także oddziały szpitalne. Jeśli naprawdę boi się o swoje zdrowie, niech zacznie sypać. A jeśli nie chce, sam sobie winien.
Łamiąc tę żelazną zasadę i okazując niewczesną łaskę przestępcy, któremu złożenie zeznań ani w głowie, polski wymiar sprawiedliwości pokazał po prostu, że nie ma się nim co przejmować, że przestępcza solidarność popłaca, a kara to u nas fikcja. Jak to było możliwe? Odpowiedzi możemy się tylko domyślać. I w sumie się domyślamy.
opr. mg/mg