Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (33/2005)
Wojna białoruskich władz z polską mniejszością trwa. Właściwie nie tylko z mniejszością. Coraz częściej na Białorusi zatrzymywani są pod rozmaitymi, najczęściej idiotycznymi zarzutami polscy dziennikarze. Ostatnio w stojącym na strzeżonym parkingu w Grodnie samochodzie TVP nieznani sprawcy przecięli wszystkie opony. Szykany w stosunku do polskich obywateli można potraktować jak małpią złośliwość, dokuczliwą, ale nie groźną. Sytuacja Polaków-obywateli białoruskich jest naprawdę poważna. Każdy dzień przynosi doniesienia o kolejnych aresztach, karach, zastraszaniu. Niepokorną prezes Związku Polaków Andżelikę Borys białoruska prokuratura niemal codziennie wzywa na przesłuchania, lokalnych przywódców Związku usiłuje zmusić się do posłuszeństwa, czyli zorganizowania nadzwyczajnego zjazdu i nowych wyborów. Takich, które wyłoniłyby kierownictwo w pełni podporządkowane administracji prezydenta Łukaszenki. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze propaganda w najlepszym stalinowskim stylu, oczerniająca Polskę i Polaków. Włączył się do niej ostatnio nawet białoruski ambasador w Warszawie Paweł Łatuszka, publicznie rozprzestrzeniając kłamliwe informacje jakoby polskie władze odmówiły wiz 50 białoruskim dzieciom, podczas gdy naprawdę, zgodnie z informacją polskiego Konsulatu w Grodnie, dzieci dostały wizy w trybie przyspieszonym, czyli bez kolejki.
W dalszym ciągu jestem zdania, że Łukaszenka ostatecznie na wywołanej przez siebie awanturze straci, na razie jednak tracą białoruscy Polacy, a władze w Warszawie wydają się zupełnie bezradne. Sejm przyjął dosyć wątłą odezwę w sprawie łamania praw mniejszości, minister spraw zagranicznych wystosował specjalny list apelujący do państw Unii, by potępiły białoruskie władze, jeden z partyjnych liderów udał się do Grodna. To prawda, że w stosunku do Łukaszenki wiele zrobić się nie da, białoruski „baćka" jest bowiem odporny na wszelkie argumenty, chyba że wychodzą z ust Władimira Putina, ale czy naprawdę polski prezydent, nawet jeżeli właśnie przebywa na urlopie, musi tak uporczywie milczeć? Dlaczego wody w usta nabrał premier Belka? Czemu polscy politycy nie starają się przeprowadzić poważnych konsultacji, jeżeli nie z wszystkimi krajami Unii, to chociażby z sąsiadami - Litwą, Łotwą, Słowacją. Czemu nie szukają wsparcia bardziej radykalnych od UE, jeżeli idzie o stosunek do Łukaszenki Stanów Zjednoczonych. Czy poszczególne ośrodki władzy w Polsce próbują wypracować wspólną, sensowną linię postępowania? Władysław Frasyniuk wyraził ostatnio obawę, że sprawa Białorusi stanie się w przedwyborczej Polsce elementem politycznej gry. Na razie jednak istnieje większe niebezpieczeństwo, że nadchodzące wybory zupełnie odsuną w cień kwestię białoruskich Polaków. A wtedy może się okazać, że w październiku po wygranych wyborach nie ma już co zbierać.
opr. mg/mg