Polski Bush

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (44/2005)

Bardzo charakterystyczne, że niemal wszyscy prezenterzy telewizyjnych programów informacyjnych, przepytujący komentatorów po ogłoszeniu pierwszych wyników wyborów prezydenckich, zadawali w kółko jedno pytanie, na różne tylko sposoby formułowane. Pytanie to, które, najwyraźniej, okazało się najważniejsze, brzmiało: co sprawiło, że Tusk nie wygrał? Na zdrowy rozum, w takiej sytuacji powinno się dziennikarzom narzucać pytanie inne: co sprawiło, że wygrał Kaczyński? To jest chyba ciekawsze: polityk, który nie tylko w kampanii, ale od z hakiem piętnastu lat jest bohaterem negatywnym polskich mediów; polityk, który zdaniem specjalistów od marketingu politycznego w ogóle nie powinien startować, bo jest za niski, za gruby, za mało charyzmatyczny i tak dalej - taki oto polityk wygrywa bardzo wyraźnie, i to przy wcale niemałej jak na Polskę frekwencji... Ale nie to zastanawia media najbardziej. Najbardziej zastanawia je, dlaczego przegrał ten, który - to niewypowiedziane stwierdzenie czaiło się w tle każdej rozmowy - miał przecież wygrać!

Ale trudno się temu dziwić. Ludzie z mediów, a zwłaszcza z telewizji, lubią wierzyć w swą władzę nad umysłami widzów. W to, że jeśli będą kogoś odpowiednio pokazywać, budować z nim pozytywne skojarzenia, uśmiechać się do niego na antenie, jednocześnie dyskretnie wykręcając wizerunek jego rywala, to ciemna masa po prostu musi pójść za nimi, jak cielę na postronku. Ostatnio jednak dzieją się na świecie rzeczy, które tej wierze przeczą. W USA kandydat „ludzi rozumnych", faworyzowany przez wszystkie media, zachwalany przez gwiazdy Hollywood i rocka, przegrał wysoko z oszołomem, i nic nie pomogły nagrody dla Moore'a ani histeryczne ataki „autorytetów moralnych". W Polsce właśnie zdarzyło się coś podobnego. Nie dajmy sobie wmówić, że wybierając kandydata bardziej konserwatywnego, oddalamy się od świata - bo na pewno będą nam to różni mędrkowie wmawiać. Wręcz przeciwnie.

Jakkolwiek ocenia się Kaczyńskiego, trzeba się cieszyć, że do jego sukcesu doszło po kampanii nadspodziewanie spokojnej. Zaraz po wyborach parlamentarnych, a już zwłaszcza po żałosnych niby-rządowych negocjacjach przed kamerami, wydawało się, że PO i PiS pogrążą się w amoku „potępieńczych swarów". Na szczęście, doszło do opamiętania. Przyszli koalicjanci rozstrzygnęli spór w sposób, który nie uniemożliwi im teraz współpracy nad naprawą Polski. Czekamy na to wszyscy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama