Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (24/2008)
Nie samą piłką człek żyje. Oto bowiem na lewicy nastąpił lewoskręt, a to już grozi kręceniem się w kółko. Przed kongresem trwała w SLD walka pomiędzy Olejniczakiem pozującym na inkarnację Kwaśniewskiego a Napieralskim - nowym wcieleniem Millera. Pierwszy użalał się, że ten drugi „gryzie go od tyłu". Nadrabiał jednak miną, mówiąc: „Mam przeświadczenie, że mam w partii znacznie silniejszą pozycję niż trzy lata temu. Ta kampania też to pokazała, to mnie wzmocniło. Mam poczucie większego wsparcia". Wyniki głosowania pokazały, że było to mylne przeświadczenie, bo ten, który podgryzał, ostatecznie go wygryzł. A że jest to jeszcze młodziak, więc chyba otrzymał prezent na Dzień Dziecka... Po ogłoszeniu wyników Napieralski próbował poklepać Olejniczaka po ramieniu, ale ten odepchnął jego rękę. I tak już, zapewne, pozostanie przez dłuższy czas, bo walka zarysowała wyraźną linię podziału wewnątrz partii; szkoda tylko, że personalnego, a nie programowego. Ale to nie nasze zmartwienie.
Na czele SLD mamy więc syna byłego instruktora KW PZPR w Szczecinie i byłego... ministranta z tamtejszego kościoła Jezuitów. Duchowi synowie św. Ignacego Loyoli nie są, zapewne, z tego powodu dumni, bo nowy przewodniczący SLD zamierza iść na udry z Kościołem. Nie podoba mu się ani konkordat, ani nauka religii w szkołach, chciałby ustalić cennik za posługi kościelne - aby opodatkować księży - i jest za liberalizacją aborcji. Całe szczęście, że „dołujące" SLD długo jeszcze nie dojdzie do władzy. W zapowiadanym gabinecie cieni mają pojawić się tacy „zasłużeni ludzie aparatu" jak towarzysz Longin Pastusiak, jako specjalista ds. zagranicznych. Olejniczak nie zamierza na razie opuszczać fotela szefa klubu, ale i Napieralski ma na niego chrapkę. Znowu go wygryzie?
opr. mg/mg