Cotygodniowy felieton z Przewodnika Katolickiego (49/2008)
Wizyta prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji, a zwłaszcza to, co się wydarzyło nieopodal granicy z Osetią Południową, nie przestaje budzić emocji. Jedni nie ukrywają oburzenia wobec Rosjan - a są to w większości wielbiciele prezydenta - oskarżając ich nieomal o próbę zamachu. Przesadzają, bo gdyby Rosjanie naprawdę planowali zamach, byliby na pewno skuteczni. A poza tym, nie wiadomo, co właściwie mieliby na tym zyskać? Drudzy powiadają, że to wina BOR-owców, którzy do incydentu dopuścili, i dodają, że mogą oni, co najwyżej... borować zęby. Inni z kolei mówią - a wśród nich trudno znaleźć entuzjastów prezydenta Kaczyńskiego - że byliśmy świadkami odegrania teatrum, czyli intrygi skonstruowanej przez Osetyńców, a może i przez samych Gruzinów. Jeszcze inni kwitują cały ów incydent lekceważącym machnięciem ręki albo, co najwyżej, stroją sobie rozmaite żarty.
Oto np. ktoś zauważył, że wszystko to wygląda mu na swoistą kontynuację baśniowego serialu propagandowego rodem z peerelu (tak, tak, od lat można już pisać małą literą) o czterech pancerniakach, czyli sowiecko-polskiej załodze czołgu oraz ich psie. Dobrze pamiętamy, co mówiono wtedy z sarkazmem: gdybyśmy mieli kilka takich czołgów i na dokładkę Hansa Klossa - czyli naszego (?) człowieka w Abhwerze - to sami byśmy sobie II wojnę światową wygrali. Skąd jednak wzięło się teraz owo skojarzenie z pancernymi i psem? Otóż premier Gruzji nazywa się Saakaszwili, czyli nosi to samo nazwisko, co pamiętny Gruzin Grigorij z załogi „Rudego". A poza tym, podczas wspomnianego incydentu wystrzelono w powietrze ileś tam kul, zaś kulka po rosyjsku to przecież „szarik". Skoro najpopularniejszy z grona czterech pancernych był niejaki Gustlik Jeleń, w którego wcielił się Franciszek Pieczka, to warto zapytać: kto z kogo usiłuje w tej sytuacji zrobić „jelenia"? Choć zastanawiające jest i to, gdzie się podział „Rudy"? Jakiś niepoprawny kpiarz zasugerował, że „rudy" był w tym czasie w Londynie...
Ale dość tego. Zamiast sobie dalej dworować, odnotujmy fenomen rosnącej popularności szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofa Bondaryka. Za rządów Jerzego Buzka był on wysokim urzędnikiem MSWiA, a zanim został członkiem Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej, był ekspertem bankowym. Ostatnio znalazł się na widelcu Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ponieważ jako szef ABW cały czas pozostaje na garnuszku sieci telefonii komórkowej Era. A wspominam o nim dlatego, że to on był autorem poufnego raportu rozesłanego do najważniejszych osób w państwie, sugerującego „prowokację gruzińską". Raport ów nie jest już poufny, toteż stał się ostatnio niezwykle popularną lekturą, bardzo często cytowaną w mediach. Oczywiście, w mediach rosyjskich.
opr. mg/mg