„Nowoczesna” Francja oficjalnie uznała, że aborcja jest „prawem człowieka”, przyjmując to jako element swojej konstytucji. Tymczasem w większości kultur w całej historii świata aborcja uznawana była za coś wyjątkowo haniebnego i odrażającego i karana była bardzo surowo. Dokąd zmierza nasz świat? Rozmowa z dr hab. Marią Ryś z Katedry Psychologii Rozwoju, Wychowania i Rodziny UKSW.
Pani Profesor, parlament francuski uznał niedawno prawo do aborcji jako „prawo człowieka” i wpisał je na trwałe do konstytucji. Do tej pory w żadnym kraju świata prawa do przerywania ciąży nie było zapisane w ustawie zasadniczej. Czy to kolejna odsłona współczesnego barbarzyństwa?
Problem od lat budzi wielkie emocje i polaryzuje społeczeństwa. Postawy wobec aborcji zmieniały się na przestrzeni wieków. Jak wskazuje „Encyklopedia bioetyki”, aborcji w krajach tzw. niecywilizowanych (Pigmeje), mimo że była znana, dokonywano bardzo rzadko, a wśród kultur cywilizacji starożytnej aborcja karana była bardzo surowo. W Asyro-Babilonii, w starożytnej Persji czy Izraelu uznawano ją za zbrodnię.
Pierwszym państwem, które wprowadziło aborcję, był ZSRR (w 1955 r.). W Polsce ustawę dopuszczającą przerywanie ciąży (w trzech przypadkach: wskazania lekarskie, ciąża będąca wynikiem przestępstwa oraz trudne warunki życiowe) wprowadzono 27 kwietnia 1956 r. Od 1959 r. wystarczyło jedynie ustne oświadczenie kobiety o trudnej sytuacji życiowej. Przez lata komunistycznych rządów przekonywano społeczeństwo, że nienarodzone dziecko nie ma statusu człowieka, próbowano ukrywać negatywne skutki aborcji, szczególnie istnienie syndromu poaborcyjnego. Przedstawiano go jako wymysł wierzących lekarzy, którzy – szerząc tego typu informacje – chcieliby nakłonić kobiety do odczuwania wyrzutów sumienia.
W 1970 r. francuskie feministki z Ruchu Wyzwolenia Kobiet głosiły: „Prawa Francji są haniebne. Francuzka nie może decydować o swoim macierzyństwie. Nawet jeśli w łonie nosi potwora, musi wydać go na świat!”.
Natomiast nigdy w historii nie uważano aborcji za „prawo człowieka”. Tym bardziej że dzisiaj ukrywanie skutków aborcji nie jest już możliwe, a na dane dotyczące wystąpienia zaburzeń wskazuje wiele pozycji zawierających wyniki badań naukowych. Zatem jest to propozycja prawa, które mocno okalecza nasze człowieczeństwo.
W nawiązaniu do proponowanych ustaw warto przypomnieć słowa Matki Teresy z Kalkuty:
„Największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?”.
Dyskusja o dopuszczalności aborcji, która na nowo rozgorzała w Polsce, przyjmuje – dobrze nam znany z przeszłości – ostry bieg. Dochodzą do tego medialne manipulacje, hejt, ataki na Kościół i obrońców życia. Jak powinniśmy się zachować? Wchodzić w emocjonalne dyskusje? Odpuścić?
Problem jest niezwykle złożony. Z jednej strony, wchodzenie w emocjonalne dyskusje wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale z drugiej – te emocjonalne przesłania, często połączone z manipulacją, bardzo mocno wpływają na młodych ludzi, kształtując ich postawy. Nieraz dla młodego człowieka ważniejszy jest emocjonalny przekaz niż rzeczowe argumenty.
W naszych oddziaływaniach mamy chyba za mało ukazywania piękna macierzyństwa, ojcostwa, rodziny. Za mało jest przekazów, które wzbudzą u młodych zachwyt, a jednocześnie ukształtują postawy pozwalające im odkryć znaczenie wierności wartościom oraz piękno Kościoła. Nie tylko sens trwania w nim mimo ludzkich słabości i błędów, ale przede wszystkim piękno Kościoła Chrystusowego, wobec którego trzeba – dzielnie i z godnością – znosić wszelkie ataki, a nawet hejty. Bo czymże one są wobec świadectwa oddawania życia za wiarę, za Kościół przez wielu chrześcijan.
Jedna z partii politycznych proponuje referendum w sprawie dopuszczalności aborcji. Co Pani o tym sądzi? Czy taka forma wypowiedzi społeczeństwa jest zasadna?
Norm moralnych nie rozstrzyga się za pomocą referendum. I nawet gdyby 99% społeczeństwa zagłosowało za zniesieniem przykazań: „Nie kradnij!”, „Nie mów fałszywego świadectwa” czy „Nie zabijaj!”, będą one obowiązywać każdego człowieka, gdyż zostały wpisane w serce ludzkie.
Ze wszystkich stron słyszymy, że tabletka „dzień po” to nic groźnego, a protesty zwolenników pro-life są „biciem piany” i efektem niezrozumienia problemu. O co w tym wszystkim chodzi?
Wprowadzenie tabletki „dzień po” to bardzo nieodpowiedzialna manipulacja, która uderza nie tylko w godność kobiet, ale także w jej zdrowie, a nawet życie. Skutki przyjmowania tego preparatu mogą być tragiczne. I jeszcze trzeba podkreślić ważny aspekt – zwiększanie dostępności tabletki „dzień po” niesie także mniej lub bardziej ukryte przesłanie promujące współżycie seksualne młodych ludzi. Przecież tej tabletki nie stosuje się po moralnie godnych zachowaniach.
Jakiś czas temu ultralewicowa feministka opowiadała o tym, jak uczy swojego czteroletniego wnuczka masturbacji. Szykuje się nam koszmarna seksualizacja dzieci od najmłodszych lat. Pomysły nowej pani minister edukacji przerażają! Jak mają się w tej sytuacji zachować rodzice? Czy są skazani na bezradność?
Nikt z nas nie jest skazany na bezradność! Nikt z nas nie ma też prawa milczeć wobec tak bezwzględnie niszczących uderzeń w dzieci i młodzież. Nie można milczeć dla tzw. świętego spokoju, bo to ani święty, ani spokój. Nikt nie wymówi się także, że nie ma możliwości działania, bo każdy je ma. Obawiam się jednak, że największym problemem jest brak odwagi. Trzeba więc zachęcać wszystkich rodziców, wychowawców, nauczycieli do tego, aby w obronie godności dzieci i młodzieży, w obronie wartości – stanęli odważnie, stanowczo i bez lęku. Wszyscy jesteśmy powołani do budowania cywilizacji miłości.
Szczególnie ważnym zadaniem staje się wspieranie w rozwoju młodych ludzi. Zachęcanie ich do kształtowania postaw, które służą promocji dobra, małżeństwa i rodziny oraz takich wartości, jak: miłość, pokój, dobro, szacunek dla drugiego człowieka, poszanowanie godności osobowej każdego.
Obowiązkiem dorosłych jest wychowanie młodego pokolenia na ludzi prawego sumienia, którzy będą troszczyli się o więzi międzyludzkie, o to, aby każdy człowiek rodził się i wzrastał w kochającej się rodzinie złożonej z matki i ojca. Wychowanie młodych zgodnie z cywilizacją miłości to też troska o to, by kierowali się bardziej etyką niż zasadami wynikającymi z dobrodziejstw nauki i techniki. Świat potrzebuje ludzi, dla których ważniejszy będzie drugi człowiek niż jakakolwiek rzecz, a wartości duchowe swoich środowisk, narodów i państw – cenniejsze niż dobra materialne. Młodych, dla których ważna będzie sprawiedliwość, ale miłosierdzie będzie od niej większe, dla których „być” znaczy więcej niż „mieć”.
Pani Profesor, i jeszcze jedna kwestia. Prezydent Emmanuel Macron zapowiedział prace nad – jak to ujął – „braterską ustawą” zapewniającą „pomoc w umieraniu”. Jej zakres ma być szerszy niż w ościennych krajach: Belgii czy Holandii. Podobnie jak aborcja, eutanazja – docelowo – stanowić ma także kolejne „prawo człowieka” zapisane w konstytucji. Dokąd zmierza nasz świat?
Jest to zdecydowany krok w kierunku budowania cywilizacji śmierci, jak tego typu działania określał Jan Paweł II. W tym kontekście warto przywołać jego słowa wygłoszone w Kaliszu 4 czerwca 1997 r.:
„Miarą cywilizacji – miarą uniwersalną, ponadczasową, obejmującą wszystkie kultury – jest jej stosunek do życia. Cywilizacja, która odrzuca bezbronnych, zasługuje na miano barbarzyńskiej. Choćby nawet miała wielkie osiągnięcia gospodarcze, techniczne, artystyczne oraz naukowe”.
Ojciec Święty przypomniał, że Kościół wierny misji otrzymanej od Chrystusa, mimo słabości i niewierności wielu swych synów i córek, konsekwentnie wnosił w dzieje ludzkości prawdę o miłości bliźniego, łagodził podziały społeczne, przekraczał różnice etniczne oraz rasowe, pochylał się nad chorymi i nad sierotami, nad ludźmi starszymi, niepełnosprawnymi i bezdomnymi. Uczył słowem i przykładem, że nikogo nie wolno wyrzucać na margines społeczeństwa.
Echo Katolickie 14/2024