Niemiecki Trybunał odmówił delegalizacji partii nawiązującej do NSDAP. Okazało się, że w jej władzach było tylu agentów Urzędu Ochrony Konstytucji, że Trybunał nie był w stanie ocenić, które z jej działań były autentycznymi działaniami tej partii, a które inspirowane były przez agentów służb specjalnych.
Heimat, czyli Ojczyzna, to nazwa niemieckiej partii politycznej. Może lepsze byłoby określenie „partyjki”, bo bliżej jej do politycznego folkloru niż poważnych graczy. Partia mało znana w Polsce, bo nowa, a raczej powstała z przepoczwarzenia się znacznie bardziej znanej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec, czyli NPD. NPD pamiętam z lat jeszcze dziecięcych. Regularnie straszono nią w komunistycznych mediach.
Partia rzeczywiście sympatyczną nie była, a z polskiego punktu widzenia nawet bardzo. Nieoficjalnie nawiązywała do NSDAP, a jej programem była m. in. rewizja granic, przede wszystkim z Polską. Czerpiąc dziecięcą wiedzę z mediów sądziłem, że NPD to wieka siła, która lada chwila ruszy odebrać nam Gdańsk i Wrocław.
W rzeczywistości koniec lat sześćdziesiątych był apogeum znaczenia NPD. W tym czasie miała swych posłów jednocześnie w czterech Landtagach, a jej poparcie oscylowało od 5,8% w Szlezwiku – Holsztynie do 8,8% w Bremie. W Bundestagu posła nie miała nigdy. Wystarczyło to jednak, żeby komunistyczna propaganda zrobiła z niej egzystencjalne wręcz zagrożenie.
Brzydkie cechy NPD powodowały zainteresowanie partią przez Urząd Ochrony Konstytucji, czyli niemiecką ABW, a główne partie dążyły do jej delegalizacji, by oczyścić scenę polityczną. No i w końcu do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek rządu o delegalizację tej partii.
Po wnikliwym rozpatrzeniu sprawy, Trybunał, ku zaskoczeniu obserwatorów, odmówił delegalizacji. Okazało się bowiem, że we władzach NPD było tylu agentów Urzędu Ochrony Konstytucji, że Trybunał nie był w stanie ocenić, które z jej działań były autentycznymi działaniami tej partii, a które inspirowane były przez agentów służb specjalnych.
Co się odwlecze, to nie odwlecze, może tylko stonuje. I tak 23 stycznia Trybunał Konstytucyjny wstrzymał na najbliższe sześć lat finansowanie NPD, działającej już jako Heimat, z budżetu państwa. Dodajmy, że, ze względu na śladowe ilości przedstawicieli tej partii w organach przedstawicielskich różnych szczebli, państwowe finansowanie stanowiło nikły procent finansowania otrzymywanego przez większe partie.
Nie jest to jest jednak istotne. Najciekawsze jest uzasadnienie wyroku. TK orzekła, że Heimat dąży do obalenia demokratycznego porządku. I to mogłoby się zgadzać. Ciekawsze w orzeczeniu jest jego uzasadnienie. Jak dowód na chęć obalenia ustroju podano: strukturę organizacyjną, kontakty z zagranicznymi politykami prawicowymi i – naprawdę! – regularny udział w wyborach.
Tak, to nie polski rozgrzany sędzia, to jednogłośny wyrok niemieckiego Trybunału. Tam również zdarzają się kuriozalne uzasadnienia wyroków. Udział w wyborach jako dążenie do obalenia ustroju. Toż to wszystkie partie w Bundestagu powinny zostać bez pieniędzy.
Przekładając to uzasadnienie na polska politykę, zagrożone byłoby finansowanie wszystkich dużych partii oprócz Polski 2050, bo pierwszy start w wyborach trudno ocenić jako regularny. Konfederacja ze swoim drugim startem raczej pogrzebała szansę na państwowe pieniądze. Walczyć o nie mogłaby Lewica, bo ciągłe zmiany partii i ich nazw, prezentowanie się starych partyjnych wyjadaczy jako debiutantów, może zupełnie zdezorientować Trybunał Konstytucyjny, choć akurat liderzy Nowej Lewicy działają nieustannie w warunkach recydywy.
Skoro tyle niemieckich rozwiązań przejmujemy w różnych dziedzinach, to może przyjmijmy i odmawianie finansowania dla partii biorących regularnie udział w wyborach. Jakaż byłaby wtedy oszczędność dla budżetu.