"Honor" rewolucyjny

W pogoni za byciem trendy zaczynamy się zanurzać w oparach bzdury i absurdu

Powoli przyzwyczajamy się do obecności w naszej rzeczywistości społecznej gloryfikacji tego, co było naszym dawnym zniewoleniem. Ukuty przez nieżyjącego już ks. Józefa Tischnera termin „homo sovieticus” należałoby dzisiaj może przekuć na bardziej prawdziwy „homo nijakus byle na topus”.

Wydaje się bowiem, że w pogoni za byciem trendy - co jest w powszechnym mniemaniu równoznaczne z bezkrytycznym przyjmowaniem formułek z uznających siebie za wyrocznie mediów mainstreamowych - coraz bardziej zaczynamy się zanurzać w oparach bzdury i absurdu. Ostatnio np. w Warszawie otwarto wystawę poświęconą nikomu innemu, jak Róży Luksemburg. Komisarze owej wystawy postanowili sobie, że ukażą ją jako nietuzinkową postać. Być może młody wiek, a może również „wystarczające” (zdaniem dzisiejszej pani minister edukacji) wykształcenie historyczne pozwala im uznać za „silny charakter” kogoś, kto zdecydowanie przeciwstawiał się niepodległości naszej Ojczyzny, i to w chwili, gdy wyłaniała się ona do niepodległego istnienia. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że mieszkańcy stolicy raczeni są ową „ekspozycją” w miesiącu, który przypomina walkę za wolność Polski zarówno w kampanii wrześniowej, jak i kończącego się Powstania Warszawskiego. Co więcej, owa wątpliwa wystawa ma objechać nasz kraj, gdyż od 7 października gościć będzie już we Wrocławiu. Lecz nie w samym fakcie organizacji tegoż „wydarzenia” (choć samo już zakrawa na skandal) leży clou problemu.

Pan komisarz powiedział

We wprowadzeniu do owej wystawy znajdujemy komentarz jednego z jej propagatorów. Otóż pisze on ni mniej ni więcej: „Nie ma wielkiego znaczenia fakt, że w ramach dekomunizacji odjęto Róży w Polsce ulice i place, pozbawiono imiennego patronatu nad fabrykami, które zresztą także fizycznie przepadły. Ignorancja, każąca widzieć w Róży komunistkę typu stalinowskiego, obraźliwa dla jej pamięci, daje marne świadectwo zwolennikom takiego poglądu. Myśl Róży nie zostanie rozdeptana przez bezmyślne nosorożce nacjonalistycznego patriotyzmu, wiary w wolny rynek i jarmarcznego boga. Im bardziej jest atakowana, tym lepiej ukazuje swoją wartość. I mimo wszystkich złudzeń, jakim ulegała, a może właśnie dla nich, osadzona w konkretnej historii drobna kobieta wydaje się bardziej wiarygodna i prawdziwa niż pozorne autorytety doby współczesnej. Pośmiertne zwycięstwo Róży nie ulega dyskusji, choć ona sama jest kwintesencją dyskusji - nad sobą i otaczającym człowieka światem...” Ciekawostką jest również i to, że parę lat wcześniej we Wrocławiu zorganizowano pod patronatem m.in. polskiej eurodeputowanej dziś z ramienia PO oraz pod egidą Demokratycznej Unii Kobiet konferencję poświęconą owej „zacnej działaczce ruchu robotniczego”, w czasie której prof. Wiktor (nazwisko, a nie imię) rozpływał się nad erotycznymi elementami listów Róży Luksemburg do swojego kochanka. Można powiedzieć, że głupich nie sieją, tylko sami się rodzą. I można by oczekiwać, że w najbliższym czasie poznamy jakieś nieznane fakty z dziejów martyrologii Juliana Marchlewskiego, Feliksa Dzierżyńskiego, Bolesława Bieruta, a nawet krwawego Jakuba Bermana, nie wspominając o komunistycznej wierchuszce ze zmarłym na syfilis Włodzimierzem Leninem oraz Józefem Stalinem na czele. Ale to wszystko nie jest żadnym żartem.

Łączyć fakty, a nie dzielić

W naszej pamięci zatarł się już fakt zorganizowania w polskie Święto Odzyskania Niepodległości przez jednego z publicystów „Gazety Wyborczej” manifestacji przeciwko nacjonalizmowi. Chodziło o niedopuszczenie do odbycia legalnego przemarszu organizacji narodowych pod pomnik Romana Dmowskiego, jakby nie było jednego z twórców polskiej niepodległości w 1918 r. Okazuje się, że wspomnienie jednego z architektów wolnego polskiego państwa stanowiło zagrożenie dla dzisiejszego naszego bytu. Natomiast pochwalne wystawy dla przeciwniczki dążeń do niepodległego bytu polskiego, które ona postanowiła sprzedać na rzecz rewolucji światowej, są dla niektórych luminarzy dzisiejszej naszej rzeczywistości społecznej czymś normalnym. Sama zaś Róża Luksemburg ma być bardziej wiarygodna niż współczesne autorytety. Otóż najprościej zapytać się w czym ma być wiarygodna? Przecież dobry szewc wiarygodny jest przez swój produkt, a ideolog poprzez głoszone tezy. Czyżby więc chodziło o to, że urodzona w Zamościu rewolucjonistka, ma w swoich tezach być dzisiaj wiarygodna dla Polaków? Czyżby więc chodziło o to, że należy porzucić myśl o niepodległości i suwerenności, by budować Europejską Republikę Rad, jak tego chciała Róża Luksemburg? Czy mamy uznać, za ową „heroiną myśli rewolucyjnej”, że w tych działaniach nie możemy cofnąć się przed niczym, nawet przed terroryzmem, który dzisiaj naboje i bomby zamienił na medialny przekaz? Cóż może nam dzisiaj powiedzieć owa postać? Czy uznać należy, jak chcą tego twórcy wystawy jej poświęconej, że najważniejsze jest „owładnięcie ideą i poświęcenie na jej szańcach” niż prawdziwość i słuszność idei? Wszak to stanowi rozgrzeszenie dla każdego zbrodniarza, bo przecież nawet Adolf Hitler był „owładnięty ideą”. O co tu chodzi?

Gwałtowne zmiękczanie

Świadomość historyczna dzisiejszej nie tylko młodzieży, lecz i starszej części społeczeństwa jest zastraszająco niska. Można nam dzisiaj wciskać każdy kit historyczny oraz współczesne kłamstwa. Bazując na tym tworzy się ludzi bez charakteru i bez zdolności racjonalnego myślenia. Do wszystkiego musimy dzisiaj mieć instrukcję, bo bez niej jesteśmy jak dzieci we mgle. Problem w tym, że świadomość historyczna jest nieodzowną podstawą dla tożsamości kulturowej. Apoteoza „rewolucyjnych postaci” nie jest niczym innym, jak wprowadzaniem w naszą świadomość idei tworzących „Nowy lepszy Świat” - Kraj Rad (jakkolwiek je zwać). Każda gospodyni domowa wie, że aby dobrze uprasować jakąś odzież, wpierw najlepiej ją zmiękczyć. Nie będzie stawiać oporu. To samo dzieje się w inżynierii społecznej. Dlatego na gwałt dzisiaj trzeba promować tych, którzy potrafili żyć i umierać dla Ojczyzny. Bez ziemi przodków, ich zwyczajów i mowy będziemy tylko stadem pędzonym na pastwiska nowych kołchozów. I w pamięci trzeba też mieć słowa z piosenki Jana Kondraka: „Tylko drzewa - jak światem świat - ukłony ślą tym, co pod wiatr”.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama