Nazwać stratę po imieniu

Żałoba nie może być tylko i wyłącznie czasem rozpamiętywania oraz płaczu. Mądrze przeżyta - otwiera na dalsze życie

Życie z pasją

Dziś potrafię się już uśmiechać

Pasje i determinacja pozwoliły panu Grzegorzowi zwalczyć żal i okiełznać samotność. Dziś występy: zarówno muzyczne, jak i sportowe, przysparzają mu zwolenników. - To radość i satysfakcja! - ocenia własne zaangażowanie. A jak sposób na jego realizację siebie oceniają współpracownicy?

Kiedy siadł na wózek, miał 30 lat. Był rok 1990. Grzegorz Przybysz nie ukrywa, że następstwem wypadku stało się skrajne załamanie. W duchowym stanięciu na nogi pomógł mu znajomy. - Mikołaj Radziwiłł z zakonu maltańskiego zaproponował mi wyjazd do Lourdes - wyjaśnia. Opowiada o tysiącach ludzi na wózkach, ale przede wszystkim poruszeniu wywołanym ich entuzjazmem. - Przekonałem się, że mimo trudnej z pozoru sytuacji nie zrezygnowali z własnych pasji i marzeń.

Kolejnym miejscem na pielgrzymkowej trasie G. Przybysza stało się Medjugorie. Poczucie wspólnoty w miejscu kultu Matki Bożej zakiełkowało pewnością, że każdy dzień niesie nowe wyzwania, że bez względu na okoliczności nie można się poddawać... - Z pomocą tłumacza, Piotra Sapiehy z zakonu maltańskiego, rozmawiałem z Włoszką, unieruchomioną wskutek postrzału przez męża. Od tego czasu mogła leżeć tylko w jednej pozycji. Jednak mimo wypadku nie załamała się. Pracuje przy komputerze, ma kontakt z całym światem - sięga do wspomnień.

Złote i srebrne

Pan Grzegorz nie ukrywa, że spotkanie z chorą kobietą stało się impulsem do zmiany myślenia i podjęcia aktywności. - Zapisałem się do Integracyjnego Klubu Sportowego AWF w Warszawie. A ponieważ jeszcze przed wypadkiem dużo ćwiczyłem, na pierwszym treningu dźwignąłem 160 kg i od razu przyjęli mnie do sekcji podnoszenia ciężarów - wyjaśnia, uściślając, iż dotąd istniały tylko dwie: tenisa stołowego i szermierki.

W akademiku przy ul. Marymonckiej G. Przybysz mieszkał prawie trzy lata. Dyscyplina, jaką uprawiał - wyciskanie sztangi leżąc, przynosiła mu kolejne - złote i srebrne - medale zarówno podczas krajowych, jak i międzynarodowych zawodów. W 1997 r. wygrał I Puchar Podlasia, rok wcześniej zdobył srebro podczas Mistrzostw Polski Inwalidów w Podnoszeniu Ciężarów, drugą lokatę zajął też w 1999 r. w Integracyjnym Turnieju w Wyciskaniu Sztangi Leżąc o Puchar Podlasia. Zawodnik nie ukrywa, że sukcesy, choć okupione samozaparciem i intensywnymi treningami, od początku były źródłem olbrzymiej satysfakcji.

Muzyka i sport

Wkrótce też okazało się, że „ciężarowa” pasja to - w przypadku pana Grzegorza - zdecydowanie za mało... - Zacząłem naukę gry na gitarze i śpiewu - wyjawia. W Ogólnopolskim Konkursie Artystycznym Domów Pomocy Społecznej, w którym wziął udział w 1996 r., startowali podopieczni 90 placówek: ludzie starsi i przewlekle chorzy. Zajął pierwsze miejsce, a nagrodą w konkursie był dwutygodniowy pobyt we Włoszech w towarzystwie opiekuna.

Z uprawiania sportu wyeliminował G. Przybysza poważny uraz kręgosłupa szyjnego. Wrócił po dłuższym okresie rekonwalescencji. - W ubiegłym roku, mając 51 lat, zdobyłem cztery medale podczas organizowanych w Polsce turniejów międzynarodowych, m.in. srebro w kategorii wagowej 120 kg z wynikiem 155 kg w jubileuszowym X Nadwiślańskim Turnieju w Wyciskaniu Sztangi Leżąc „Bartosz”.

Życzliwa atmosfera

Mieszkańcem siedleckiego Domu Pomocy Społecznej „Dom nad Stawami” pan Grzegorz jest od roku. Poprzednim miejscem jego pobytu był DPS w Mieni. - Zmienił się jednak profil domu. Został przystosowany do potrzeb osób psychicznie i nerwowo chorych - wyjaśnia, nadmieniając, iż za wyborem Siedlec na miejsce stałego pobytu bynajmniej nie stał przypadek. - Gościłem tu wielokrotnie i za każdym razem byłem mile zaskoczony panującą w DPS atmosferą oraz życzliwością mieszkańców i personelu. O świetnych warunkach lokalowych nie wspominając... 

Jedną z wielu zalet nowego lokum jest intymność. W pokoju zajmowanym przez G. Przybysza (dzień przed moją wizytą opuścił go sublokator - młody mężczyzna zamieszkał w pokoju z ojcem, który dołączył do grona pensjonariuszy) wzrok przykuwają drzewka bonsai. - Trzeba je zanurzyć, razem z doniczką, w wodzie, a dzięki żwirkowi ziemia się nie wysypuje - pan Grzegorz przybliża zasady pielęgnacji, a uznania dla szeregu jego pasji nie ukrywają współpracujący z nim terapeuci: Anna Piluś i Dominik Doszko.

Niewidzący wzrok

- Właśnie dzwonili ze szkoły w Suchożebrach z zaproszeniem na występy z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Niepełnosprawnych - informuje na dzień dobry A. Piluś. Kulturalny terminarz pana Grzegorza uwzględnia też recital z racji imprezy andrzejkowej i przygotowanie kolęd. Lista imprez, w których uczestniczył jako przedstawiciel siedleckiego „Domu nad Stawami”, prezentuje się imponująco. Walentynki pod hasłem integracji, występy pn. „Wiosenna miłość”, udział w organizowanym w Białymstoku XIX Międzynarodowym Przeglądzie Zespołów Artystycznych Domów Pomocy Społecznej, siedlecki I Piknik Integracyjny i XIII Dni Integracji - to tylko niektóre z punktów realizowanego w bieżącym roku programu. - A pan Grzegorz ma już nawet swoich wiernych fanów! - śmieją się terapeuci.

Pytany o towarzyszącą występom tremę pasjonat muzyki przyznaje, że udaje się ją okiełznać. - Wcześniej patrzyłem na publiczność niewidzącym wzrokiem. Miałem kamienną twarz. Dziś potrafię się już uśmiechać.

Między wierszami

Co sprzyjało odkryciu muzycznej pasji? - Gry na gitarze nauczyłem się, siedząc na wózku. Z kolei śpiew najlepiej wychodzi mi z podkładem muzycznym. Z pomocą pani Ani i pana Dominika zgrywamy aranże - tłumaczy. Fachowym wsparciem panu Grzegorzowi służy także Tadeusz Paszkiewicz, organista z parafii św. Teresy w Siedlcach, któremu z serca dziękują! - Oprócz własnej twórczości, sięgamy po repertuar Maćka Silskiego, Piaska, Dżemu - zdradza D. Doszko. Terapeuci przyznają, że starają się wspierać działalność pana Grzegorza, pomagają w nawiązywaniu kontaktów, wyszukiwaniu podkładów, jednak ostateczny kształt recitalu uzależniają od wizji występującego.

Śpiew G. Przybysza stał się także muzycznym przerywnikiem poetyckich spotkań Adama Końcy. Panowie występowali wspólnie m.in. podczas odbywającego się w Siedlcach Festiwalu Nauki i Sztuki, jak również niedzielnego Święta Niepodległości. A poznali się w trakcie jednego z organizowanych w DPS autorskich wieczorów doktora. - Okazało się, że obaj pasjonujemy się sportem - zdradza A. Końca. Mówiąc o panu Grzegorzu, podkreśla zaś: - To wrażliwa dusza i ambitny człowiek.

Patent na mistrza

Sentymentalna strona natury G. Przybysza - jak się okazuje - z powodzeniem iść może w parze z jego sportową pasją. Zaś potwierdzeniem prawdy, że regularny trening czyni mistrza, jest choćby srebro zdobyte przez zawodnika podczas październikowych Mistrzostw Polski Osób Niepełnosprawnych w wyciskaniu sztangi leżąc. Pan Grzegorz ukończył je z wynikiem 185 kg.

- Treningi odbywają się w sali rehabilitacyjnej. Przed zawodami są intensywniejsze - wyjaśnia D. Doszko. Terapeuta tłumaczy też, że nadzór nad ich przebiegiem i częstotliwością sprawuje sam zawodnik. - Ma większe doświadczenie od nas - zaznacza. - Ćwiczę pięć razy w tygodniu po 40 minut. Ławkę pod sztangę już miałem. Dyrektor dokupił mi ciężarki - pan Grzegorz nie ukrywa, że sukcesy odnoszone na zawodach nie byłyby możliwe bez życzliwego wsparcia ze strony kierownictwa i personelu DPS.

- Najważniejsza jest asekuracja - wracając do treningów, G. Przybysz wskazuje na ciężar, który w każdej chwili może przygnieść, i przyznaje, że choć chętnych do pomocy nie brakuje, mile widziane byłoby fachowe wsparcie doświadczonego trenera.

Aktywność i integracja

Rozmowę na temat pasji, jakie z satysfakcją i powodzeniem realizuje G. Przybysz, A. Piluś kończy sugestią, iż jest on pozytywnym przykładem także dla innych mieszkańców DPS. Dowód? - Zamiłowaniem do fizycznych ćwiczeń zaraził swojego sublokatora - zdradza D. Doszko. Zgodnie podkreślają, iż współpraca z podopiecznymi w ramach zajęć poszczególnych sekcji ubogaca obie strony, a pan Grzegorz imponuje im wrażliwością i samozaparciem w dążeniu do realizacji podjętych zamierzeń. - Dzięki wewnętrznej sile stawia opór fizycznym ograniczeniom, nie zamykając się przy tym ani na siebie, ani na drugiego - chwalą go terapeuci.

Dumy z osiągnięć podopiecznego, choćby ostatniego wicemistrzostwa, nie kryje też dyrektor „Domu nad Stawami” Adam Kowalczuk. - Przykład pana Grzegorza potwierdza prawdę, że jeśli tylko się chce, można osiągnąć naprawdę dużo - podkreśla. Wspominając o nagrywaniu przez G. Przybysza własnych występów, by następnie mogli zapoznać się z nimi wszyscy mieszkańcy DPS, dyrektor placówki wskazuje zaś na kluczowe w jej funkcjonowaniu, bo przekładające się na domową codzienność, role integracji i aktywności.

AGNIESZKA WARECKA
Echo Katolickie 46/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama