Kościołowi nie wolno „wtrącać się do polityki”. A polityce do Kościoła? Odpowiedź w artykule „Nie chodzi o gruszki...”
…ale po coś wlazł na drzewo. Któż nie zna tego przysłowia? Nieważne, co się mówi - istotny jest fakt, że mówi. Bo nie wolno. Kościołowi nie wolno „wtrącać się do polityki”. A polityce do Kościoła? To co innego! A tak w ogóle: cóż to jest polityka? Większość ma problem z definicją. Co nie przeszkadza powielać bzdur i hejtować.
Nie milkną echa wystąpienia pani wicepremier Emilewicz przemawiającej z ambony w Kaplicy Jasnogórskiej - w otoczeniu biskupów, koncelebransów, przedstawicieli rządu i parlamentarzystów. Najpierw poszła fama, że polityk PiS przemawiała w czasie, gdy głosi się homilię(!) - tak wynikało z relacji TVN24. Później doprecyzowano, iż było to już po zakończeniu Eucharystii. Mniejsza o to, co mówiła - na tym niekoniecznie ktokolwiek się koncentrował. Laickie (i nie tylko) „święte” oburzenie rozpaliło do czerwoności komentatorów życia publicznego, bo wiadomo: Kościół wtrąca się do polityki, szarogęsi się, tonie w przywilejach, jest zblatowany z władzą itp. Po prostu porażka, wstyd na cały świat! Nawet kandydat na prezydenta RP, niedoszły dominikanin, Szymon Hołownia deklaruje wprost: „Rozdzielić państwo od Kościoła! Zabronić politykom udziału w uroczystościach kościelnych! Wywalić klęczniki z pałacu prezydenckiego! Niech siedzą (księża i biskupi) w kruchtach kościołów i niech nie ważą się tykać spraw życia publicznego! Kropka!”.
Temat zgrany jak stara płyta. Niemniej jednak problem jest. I wcale nie jest łatwo go rozstrzygnąć.
„Ambony nie powinno się wykorzystywać do wystąpień (przemówień), które nie są związane z proklamacją Słowa Bożego” - napisali w 2005 r. polscy biskupi w Odnowionym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego. I tu właściwie nie ma czego komentować. Ambona nie jest zwykłym meblem, podkładką pod Pismo Święte czy miejscem, gdzie można wygodnie położyć kartki z przemówieniem. W liturgii pełni ona funkcję niejako drugiego ołtarza, bo Bóg staje się obecny we wspólnocie wierzących przez Słowo, które jest z niej proklamowane. Jest czym innym, niż np. miejsce przewodniczenia czy pulpit, z którego czyta się modlitwę wiernych. Miejscem wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju.
Nigdy nie mogą z ambony padać słowa, które by nie służyły budowaniu jedności, polaryzacji - co nie znaczy, że mamy wpadać w drugą skrajność i udawać, że świat ze swoimi problemami, wyzwaniami nijak ma się do Ewangelii, że nie ma być ona lustrem, w którym ludzie - przynoszący do kościoła swoje dylematy, rozterki - nie mają się przejrzeć. Protestancki teolog Karl Barth zwykł powtarzać, że przygotowując się do kazania, współczesny ksiądz powinien mieć w jednej ręce Pismo Święte, a w drugiej najświeższą gazetę. „Kaznodzieja powinien konfrontować życie i codzienne doświadczenia, zarówno swoje, jak i wiernych, z odwiecznymi prawdami Bożymi” - tłumaczy ks. prof. Wiesław Przyczyna, współtwórca jedynej w Polsce szkoły kaznodziejów. „Bowiem jeśli poprzestaniemy tylko na analizie tekstu biblijnego, będzie to tylko egzegeza, a nie żywe słowo Boże skierowane do słuchacza. Natomiast gdy skupimy się wyłącznie na ludzkich problemach, które symbolizuje owa gazeta, wystąpienie stanie się moralizowaniem”. Bardzo trafne spostrzeżenie.
Hejt, jaki się wylewa zazwyczaj po tego typu sytuacjach, jak opisana na wstępie, zazwyczaj ma niewiele wspólnego z logiką. Choć sytuacje są jednostkowe, dotyka wszystkich. Obawiam się też, że komentujący i bluzgający na Kościół niekoniecznie rozumieją, co krytykują. Nie za bardzo mają pojęcie, czym w swojej istocie jest polityka (dziś powszechnie, niestety, rozumiana jako brudna gra interesów, arena walki o wpływy), która w swoim pierwotnym znaczeniu ma być „troską o dobro wspólne”. Obywateli i zarazem katolików, przynależących jedocześnie do dwóch porządków społecznych: świeckiego i duchowego. Istniejący w Polsce model ustrojowy, regulujący miejsce religii w sferze publicznej oraz relacje między państwem a Kościołem, opiera się na konstytucyjnym rozdziale Kościoła od państwa. Art. 25 ust.3 Konstytucji RP stanowi, że „stosunki między państwem a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego”.
A zatem - idąc tym tropem - porzucenie troski o dobro wspólne, wyrażające się np. całkowitą obojętnością wobec spraw ludzkich - byłoby dla Kościoła postawą Piłatową. I zdradą człowieka.
„Nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia” - wołał św. Jan Paweł II 3 czerwca 1991 r., żegnając się z Polakami po kolejnej, chyba najtrudniejszej, pielgrzymce do Ojczyzny. „Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!”
Czy nie jest tak, że częściej polityka wtrąca się do Kościoła? Jak było za komuny? Ilu biskupów, księży zamykano w więzieniach, bo nie chcieli zgodzić się na kłamstwo? Kto zamordował ks. Popiełuszkę, ks. Suchowolca i wielu innych? Kto inwigilował ks. Blachnickiego? Podsłuchiwał, szpiegował, szantażował? Ile razy dziś słyszymy połajanki płynące ze strony liberalnych polityków - także „koncesjonowanych buntowników” - gloryfikowanych na salonach duchownych w rodzaju ks. Sowy czy ks. Lemańskiego - wobec hierarchów, rady, by np. wspierać „uciemiężone” niemożnością dokonywania w Polsce legalnych aborcji kobiety, milczeć na temat tęczowych absurdów itp.
Co jest - według krytyków - „polityką na ambonie” wspierającą konkretne siły polityczne? Oto przykłady. Kościół broni życia od poczęcia do naturalnej śmierci - to aksjomat, zasada fundamentalna dla chrześcijan. I nigdy nie przestanie bronić, bo wtedy „kamienie wołać będą”. Czy jeśli ta sama zasada obowiązuje w partii, odwołującej się do zasad chrześcijańskich, jest to już polityką czy nie? Według opinii wielu - tak. Czy jeśli Kościół chroni tradycyjnego, wyrastającego z prawa naturalnego i Objawienia, modelu rodziny - stawiając tym samym w kontrze wobec ideologii LGBT i wspierających ją partii - „miesza się” do polityki? Według pana Biedronia i Lewicy - tak! Bo to samo w swoich założeniach ma np. PiS. Czy panom X czy Y, na których głosowałem, ponieważ uważam, że mają odpowiednie kompetencje, by reprezentować moje poglądy w parlamencie, wolno brać publiczny udział w Mszy św. czy nie? Wielu powie: nie. Bo to już będzie polityczna deklaracja, zwłaszcza przed wyborami. Absurd goni absurd. Czy zmierzamy do modelu francuskiego, gdzie polityk widziany w kościele narusza „świętość” laickiej republiki?...
Czy jeśli ja, będąc księdzem - a więc poniekąd urzędowym reprezentantem Kościoła, proszę lokalnego parlamentarzystę, działacza konkretnej partii politycznej, aby wsparł moje działania zmierzające do zbudowania dzieła, które będzie służyło wszystkim - to już wchodzę w „podejrzany obszar” polityki czy jeszcze nie? Wielu powie - tak. I tak dalej…
Histeria, jaka towarzyszy powyższym i im podobnym dylematom, wyłącza rozum. Powody są zapewne różne. Wśród nich ten jeden wydaje się być najistotniejszy: Kościół w dzisiejszych czasach jest jedynym środowiskiem, które krzyżuje szyki propagatorom tzw. New World Order - nowego porządku świata, przez jednych uważanego za utopijną teorię spiskową, przez innych jako realny, konsekwentnie realizowany plan inżynierii społecznej. Chrześcijaństwo, bodaj jako jedyne, jest dziś jeszcze w stanie prowadzić intelektualny dyskurs z - jak to ujął św. Jan Paweł II - rzecznikami i propagatorami „cywilizacji śmierci”. Stąd nienawiść, zapiekłość. I wielkie pieniądze, które przeznacza się na walkę z Kościołem - nie tyle otwartą, co bardziej zakamuflowaną, długofalową.
Ks. Paweł Siedlanowski
opr. nc/nc