Killing me softly

W sześć miesięcy od katastrofy pod Smoleńskiem


ks. Jacek Wł. Świątek

Killing me softly*

W ostatnią niedzielę cieszyliśmy się nie tylko kolejną rocznicą wyboru kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową i wspominaliśmy lata jego pontyfikatu. Tego dnia również minęło sześć miesięcy od katastrofy pod Smoleńskiem, gdzie zginął Prezydent Rzeczpospolitej wraz z małżonką i 94 osobami towarzyszącymi.

Zginęli wszyscy w służbie Ojczyzny. Choć może patetycznie brzmią te słowa, jednak taka jest prawda. Służba pamięci narodowej to najważniejsza służba Ojczyźnie. Na nic bowiem potęga militarna czy gospodarcza, choć w niej również odzwierciedla się duch narodowy. Ale bez pamięci naród traci nie tylko swoje źródła, ale nade wszystko cel swojego istnienia. Ciągłe wracanie do dziejów nie jest objawem mitomanii narodowej, lecz szczerą troską o prawdziwą egzystencję społeczności osób złączonych wspólną Ojczyzną. Patrząc więc w tym kontekście śmierć zastała ich na posterunku służby Narodowi. Niestety, oglądając różnego rodzaju relacje telewizyjne i słuchając audycji radiowych odniosłem wrażenie, że dzisiaj mamy do czynienia nie tylko z bagatelizowaniem tragedii, jaka rozegrała się w pobliżu smoleńskiego lotniska Siewiernyj, ale wręcz z jedwabnym zabijaniem prawdy o tym co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 r. I nie chodzi mi o żadne „spiskowe teorie dziejów”, choć niesłychane nagromadzenie „nieścisłości” i „niedomówień” wokół tej katastrofy spokojnie może usprawiedliwiać takie konstatacje. Również nie jest najważniejszy dzisiaj przebieg minuta po minucie lotu rządowego samolotu, choć zapewne przybliży nas to do ustalenia faktów i odpowiedzialności. Chodzi o prawdę o tym, co się rzeczywiście wydarzyło, ale prawdę dotyczącą egzystencji Narodu.

Jak u Hitchcocka

Wydawać by się mogło, że wszyscy ją doskonale rozumiemy. Istotnym dla egzystencji Narodu są jego symbole, wśród których nie tylko znajduje się godło i flaga, ale również instytucje, stojące na straży tożsamości i ciągłości istnienia państwa, będącego zawsze emanatem woli narodowej. Dlatego tak ważne było po napaści niemiecko-radzieckiej na Polskę w 1939 r. zachowanie ciągłości władzy, dlatego władze Rzeczpospolitej zdecydowały się na opuszczenie terenu Polski, a następnie przekazały prerogatywy i insygnia tym, którzy w wolnym od najeźdźców świecie dalej sprawowali ciągłość tożsamości. Przekazanie przez ostatniego Prezydenta Polski na Wychodźstwie (a nie uchodźstwie, gdyż nikt nie uchodził powodowany strachem) tychże insygniów pierwszemu wybranemu w demokratycznych wyborach Prezydentowi również stanowiło nie tylko ukłon związany z etykietą, lecz akt najwyższej wagi, bo budujący most pomiędzy II i III Rzeczpospolitą. Urząd strażnika ciągłości i tożsamości, jakim jest Prezydent Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, jest niezależny od osoby go sprawującej. Jeśli więc ginie w nadal niewyjaśnionych okolicznościach głowa Rzeczpospolitej, a wraz z nim szereg urzędników państwowych oraz wojskowych, to nie jest to pospolite wydarzenie. Nie chodzi tutaj o zgon jednego z Polaków (choć każdy zmarły jest niepowetowaną stratą), lecz o swoistą dekapitację, czyli pozbawienie głowy, Państwa Polskiego. Dla przypomnienia należy powiedzieć, iż w tym samym momencie zginął nie tylko Prezydent Lech Kaczyński wraz z Pierwszą Damą Rzeczpospolitej, ale również ostatni Prezydent na Wychodźstwie, prawie cała obsada kierownicza Kancelarii Prezydenta, Biura Bezpieczeństwa Narodowego, szef Sztabu Generalnego i dowódcy poszczególnych rodzajów Sił Zbrojnych RP, szef Narodowego Banku Polskiego, Rzecznik Praw Obywatelskich, szefowie Instytutu Pamięci Narodowej oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, szefowa Naczelnej Rady Adwokackiej oraz posłowie będący głównymi filarami jednej z partii opozycyjnych. Istny cios w kręgosłup Narodu, gdyż giną ci, którzy odpowiadali za ciągłość tożsamości, pamięci oraz siły militarnej i gospodarczej Państwa i Narodu.

Pieszczeni boleścią

Tymczasem w szósty miesiąc od tamtych wydarzeń otrzymaliśmy spektakl, który zakrawałby na farsę, gdyby nie osobisty dramat rodzin. Istotą manipulacji jakiejkolwiek władzy w dzisiejszym świecie nie jest siła i terror fizyczny wobec członków społeczności, ale umiejętność kreowania świata poprzez zmianę sensów językowych wyrażeń. Siłą mediów skupiono nas na przeżyciach rodzin, dramatach i rozpaczy, odciągając równocześnie od zasadniczych pytań i wątpliwości o stan naszego państwa. Lecz owa farsa stała się jeszcze większa, gdy np. 9 października wieczorem w TVN24 nadano kilkuminutowe wspomnienie o ofiarach, za wszelką cenę starając się ominąć postać Prezydenta (był widoczny tylko wówczas, gdy nie można było inaczej skadrować), a samego 10 października TVP 2 nadała rosyjski (!) paradokument, mający uwiarygodnić wersję zdarzeń od początku forsowaną przez Rosjan. Do tego sfera rządowa rozpętała istny festiwal absurdalnych wypowiedzi, wśród których najostrzej brzmiały słowa premiera Tuska, stwierdzającego odpowiedzialność Jarosława Kaczyńskiego za śmierć prezydenta, bo jego partia poparła go w kandydowaniu na ten urząd. Innymi słowy: gdyby naród nie wybrał Lecha Kaczyńskiego, żylibyśmy w normalnej sielance i żadna brzoza nie złamałaby się w okolicach Smoleńska. Festiwal absurdów kontynuowała Julia Pitera, która oświadczyła, że wrak samolotu TU 154M nie został zabezpieczony z „powodów sentymentalnych”, zaś w poniedziałek wszystkie media trąbiły o wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego (o prawdziwych Polakach), której on nie wygłosił (można sprawdzić w internecie). Innymi słowy sięgnięto po zwykłe kłamstwo. Jako wisienka na torcie wystąpił „mistrz” Andrzej Wajda, który nie tylko Jarosława Kaczyńskiego i Prawo i Sprawiedliwość, ale chyba również nieżyjącego już Prezydenta Rzeczpospolitej nazwał „politycznym szambem”, wskazując drogę do psychiatry.

Aksamitna śmierć

Można sprowadzić wszystko do rozgrywek partyjnych i osobistych urazów, lecz nie o to tutaj chodzi. Ojczyzna, będąc zbiorowym obowiązkiem, nie jest tylko uosabiana poprzez wycinanki łowickie, zakopiański oscypek i muzykę Chopina. Ojczyzna to trwałość i tożsamość. Nie dziwne jest dla wszystkich, że w czasie każdego powstania Polacy najpierw powoływali rząd i ustanawiali władze. Dlaczego dzisiaj, poprzez manipulacje, jawne kłamstwa i obrzydliwe inwektywy odwodzi się nas od pamięci o rzeczywistym dramacie Ojczyzny? Odrzucając nawet jakiekolwiek spekulacje na temat ewentualnego zamachu bądź zamierzonych działań osób trzecich, należy zadać inne pytanie: KTO ma interes w odciąganiu nas od państwowości polskiej i JAKI jest to interes? To już nie zabawa, ale egzystencja Narodu.

 

* Słowa z piosenki Roberty Flack: „Zabijaj mnie delikatnie”

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama