W 1990 r. przywrócono w Polsce samorząd terytorialny
Dzięki reformie samorządowej, która miała miejsce 20 lat temu, powstało w pełni zdecentralizowane państwo demokratyczne. Obywatele, dzięki bezpośrednio wybieranym radnym, odzyskali możliwość decydowania o najbardziej istotnych sprawach swoich miast i gmin.
W 1990 r. przywrócono w Polsce samorząd terytorialny. W ramach reformy rozwiązano rady narodowe, czyli stwarzające pozory demokracji twory PRL. Samorządem miała być nie rada, a wspólnota mieszkańców, a więc gmina. Uzyskała ona własne kompetencje, mienie i budżet. Tym samym samorząd oddzielono od administracji rządowej.
Reforma samorządowa to bez wątpienia jeden z najważniejszych punktów zwrotnych w polskim systemie ustrojowym. - Jest jedną z niewielu, a może i jedyną z reform w naszej powojennej Polsce, która się udała - przekonuje Waldemar Wezgraj, starosta parczewski. Dzięki niej władze samorządu pozostają w najbliższym kontakcie z mieszkańcami gminy. Znają ich problemy, starają się zaspokoić ich potrzeby i przede wszystkim wychodzić naprzeciw ich oczekiwaniom. - Nie zawsze to się udaje, ale po to władze samorządu właśnie są - przyznaje Adam Karczewski, wójt gminy Grębków. - To mieszkańcy mają wpływ na działanie samorządów, bo od nich, dzięki wyborom bezpośrednim, zależy, kto rządzi na danym terenie - dodaje. Natomiast Wiesław Panasiuk, wójt gminy Biała Podlaska, usłyszał kiedyś stwierdzenie wysokiego urzędnika państwowego, że samorządowcy są tak mocni, iż zagrażają państwu. - Co jest oczywiście nieprawdą, bo państwo powinno się cieszyć z pozycji lokalnych władz - śmieje się Panasiuk i dodaje: - Władza jest w rękach ludzi, którzy wiedzą, co dla nich najpilniejsze: droga, oświetlenie, szkoła czy może wodociągi. Oni o tym decydują.
Dlatego włodarze zawsze starają się wsłuchiwać w problemy swoich wyborców. Zdaniem Tadeusza Sawickiego, wójta gminy Włodawa, ludzie poczuli siłę swojego głosu oraz to, że władza jest w zasięgu ich rąk i wzroku. - Doświadczam tego codziennie. Pracuję przy otwartych drzwiach do gabinetu i każdy, kto chce, może do mnie przyjść. Nie wyobrażam sobie, żeby nie wysłuchać mieszkańca gminy, nie wczuć się w jego problemy. A czasami też usłyszeć przyjemne opinie - przyznaje.
Dobre strony reformy samorządowej widzi też Zygmunt Wielogórski, starosta siedlecki. Według niego lokalnym władzom lepiej realizować zadania, które z samej istoty rzeczy nie wymagają tego, żeby zajmował się nimi budżet państwa. - Poza tym samorządy mają tę cechę, że o wiele szybciej mogą reagować, ponieważ łatwiej im zmienić budżet - wyjaśnia Wielogórski. - Po drugie, jesteśmy bliżej, więc widzimy szybciej i więcej, możemy zatem w porę reagować, bardziej dostosowywać rozstrzyganie spraw zgodnie z potrzebami mieszkańców i z ich udziałem. Po trzecie, jesteśmy pod ciągłym osądem społecznym, co ma tę zaletę, że ludzie interesują się tym, co robi ich samorząd - wylicza starosta siedlecki.
W Senacie, wyłonionym w czerwcowych wyborach w 1989 r., w ciągu kilku miesięcy powstały nowe przepisy, m.in. o samorządzie terytorialnym, pracownikach samorządowych i uwłaszczeniu gmin, a także ordynacja wyborcza do rad gmin. Pierwsze takie wybory odbyły się 27 maja 1990 r. Początkowo reforma samorządowa wzbudzała kontrowersje. Przez kilka lat nie było nadzoru nad samorządami. Z czasem powstały pełniące rolę organów kontroli i nadzoru izby obrachunkowe. - Wielu utożsamiało samorządność z samowolą. Myśleli, że od tej pory można robić wszystko, co się chce - wspomina Z. Wielogórski. Na początku, jak dodaje Sawicki, wydawało się, że wytyczne, wskazówki, jak postępować i jak działać, przyjdą z góry. - A później okazało się, że trzeba samemu podejmować decyzje - mówi wójt Włodawy. Samorządy szybko przystąpiły do realizacji inwestycji, których ludzie oczekiwali. - Jesteśmy w zupełnie innym miejscu, jeśli chodzi o dostawę wody, odbiór ścieków czy budownictwo drogowe. Gdybyśmy czekali na pieniądze z budżetu państwa, jeszcze długo byśmy się nie doczekali - podkreśla starosta siedlecki.
Samorządy odpowiadają za to, by człowiek czuł się przyjaźnie w swoim miejscu zamieszkania. Wójt gminy Grębków, jak i inni wójtowie, organizuje wiejskie zebrania, na których dowiaduje się tego, co jest dla mieszkańców najważniejsze. Lokalni włodarze przyznają jednak, że nie znają budżetu, który zabezpieczyłby wszystkie oczekiwania i potrzeby. Dlatego z chęcią posiłkują się pieniędzmi unijnymi. - Dzięki nim przeznaczamy na inwestycje około 40% budżetu - cieszy się Panasiuk, który teren gminy Biała Podlaska nazywa placem budowy. Priorytetem wójta jest zwodociągowanie gminy w całości. Kiedy zaczął swoje rządy, wodociąg był tylko w jednej miejscowości. Obecnie jest w 33. - Jeszcze tylko 12 i zadanie skończone - cieszy się. Kolejny ambitny plan Panasiuka to budowa przydomowych oczyszczalni ścieków. - W tym roku zbudujemy 100, więc razem będziemy mieć 350. Bez przyłączy w linii prostej mamy 160 km wodociągów i 33 km kanalizacji ściekowej - wylicza wójt.
Jednostki samorządu terytorialnego posiadają coraz więcej uprawnień własnych oraz przejmują na zasadzie zadań zleconych coraz większą część sfery administracji publicznej. I choć wszyscy włodarze są zgodni, że powinna następować decentralizacja państwa, dodają, iż w ślad za przekazywaniem uprawnień i nowych spraw powinny być także przekazywane odpowiednie środki finansowe, aby te zagadnienia realizować. - Obserwujemy stały proces przesuwania części decyzji do samorządów. To dobrze, bo z bliska lepiej widać i szybciej się działa. Niestety, nie zawsze idą za tym pieniądze. Po prostu daje nam się zadania i musimy je zrealizować - zwraca uwagę starosta siedlecki. Ostatnio w struktury powiatowe włączono sanepidy. Niestety ich budżety nie stały się częścią składową budżetu powiatu. - Przez to są gorsze wskaźniki, jeśli chodzi o finanse. Bo większy budżet to lepsze możliwości kredytowe, rozwoju czy inwestowania. Tymczasem starosta ma wpływ na powiatowego inspektora sanitarnego, ale na finanse już nie - wyjaśnia starosta parczewski.
Jeszcze do niedawna gminy dostawały rekompensatę za oświetlenie dróg gminnych i powiatowych, dodatki mieszkaniowe czy pomoc społeczną i pochłaniającą najwięcej środków oświatę. - W 60% wydatki na oświatę pochodzą z subwencji, ale 40% trzeba dołożyć - wyjaśnia wójt Sawicki. Zmieniły się także kompetencje w zakresie ochrony środowiska. Sporo kłopotów sprawia lokalnym władzom kwestia odpadów komunalnych. Zgodnie z ustawą za utrzymanie czystości odpowiada wójt. - Ale jeśli chodzi o właściciela nieruchomości, to już jak mu się podoba. To jest błędne i idzie w kierunku przerzucania odpowiedzialności za zadania organom samorządowym. A nie da się pewnych kwestii rozwiązać administracyjnie. Trzeba też edukować społeczeństwo - dodaje wójt gminy Włodawa.
Do beczki miodu dotyczącej reformy samorządowej włodarze dodają jednak łyżkę dziegciu. Największy niedosyt dotyczy zmian w powiecie. - Kiedyś było założenie: silna gmina, silne województwo. Ale w międzyczasie utworzono powiaty. I tu trzeba by było co nieco dopracować - mówi wójt Panasiuk. Zdaniem starosty parczewskiego powiaty cierpią na brak tzw. własnych dochodów. - Budżet składa się z dotacji i subwencji. A własne dochody to kropla w morzu potrzeb - wyjaśnia Wezgraj. Dlatego starostowie postulują, aby powiększyć budżety własne poprzez zwiększenie udziału w podatku od osób fizycznych, prawnych, a także udział w podatku CIT czy akcyzowym. Jednocześnie starosta siedlecki życzyłby sobie większego zaufania co do dyspozycji budżetem. - Należy dalej uelastyczniać budżety samorządowe, żeby mogły szybciej reagować. Trzeba jednak wierzyć ludziom, że pod osądem społecznym będą dobrze wydawać pieniądze. Chociaż oczywiście kontrola instytucjonalna jest potrzebna - mówi Z. Wielogórski. Obawia się jednak coraz większej biurokratyzacji. Jego zdaniem może ją spowodować wprowadzenie budżetów zadaniowych, zawierających szczegóły dotyczące planowanych przedsięwzięć, które powiaty będą musiały tworzyć obok budżetów finansowych.
Funkcjonowanie samorządów sprawiło, że lokalna społeczność stara się ze sobą współpracować na rzecz swoich lokalnych ojczyzn. Jednak najważniejszym wyznacznikiem sukcesów samorządu będzie wynik kolejnych wyborów. Dlatego włodarze starają się, aby, kiedy trafi do nich petent ze sprawą, załatwić ją, jeśli się tylko da, od ręki. - Myślę, że w najbliższych wyborach mieszkańcy będą patrzyli na to, czy kandydat na wójta zna ich problemy. Nie ma tu już takiej przypadkowości, że ktoś nagle zjawia się nie wiadomo skąd, jak kiedyś pan Tymiński. Bo tacy, choć dużo obiecują, nie są znani mieszkańcom i przez to mają mniejsze zaufanie - podsumowuje Sawicki. Już wkrótce będziemy mogli się o tym przekonać.
Kazimierz Prochenka, przewodniczący Rady Powiatu Siedleckiego
Na początku 1990 r. wróciłem z zagranicy, a w maju miały odbyć się wybory do samorządu gminnego. Zaczęto mnie namawiać, żebym kandydował na radnego gminy Zbuczyn. Mocno się sprzeciwiałem, gdyż mając doświadczenie z lat ubiegłych, nie bardzo wierzyłem, że radny może cokolwiek zrobić. Do tej pory gminnymi radami narodowymi rządził naczelnik, a właściwie pierwszy sekretarz. Stąd moje sceptyczne nastawienie. Z drugiej strony pomyślałem, że skoro weszła nowa ustawa, a z nią wybory demokratyczne, to może, będąc radnym, uda się zrobić coś dla mieszkańców. Wziąłem udział w wyborach i zostałem radnym. Później wygrałem również wybory na przewodniczącego rady gminy Zbuczyn. Po raz pierwszy wójt nie był przywieziony w teczce, a wybierany przez radnych. Wtedy poczułem siłę rady. Po rezygnacji wójta ze stanowiska pełniłem jego obowiązki, będąc jednocześnie przewodniczącym rady.
Pierwszymi inwestycjami, jakie podjęliśmy, była budowa dróg dojazdowych do każdej z miejscowości. Niektórzy zarzucali, że nie budujemy wodociągów i kanalizacji. Uznaliśmy jednak, że to może zaczekać. Z perspektywy lat widzę, że była to dobra decyzja, bo koszt budowy drogi wzrósł prawie 20-krotnie, natomiast wodociągów zmalał.
Marian Waszczuk, wójt gminy Sarnaki
Jestem wójtem od 1994 r. Wcześniej, od 1986 r. pracowałem w urzędzie gminy jako referent. Była to moja pierwsza praca po studiach. Po kilku latach przeniosłem się do Spółdzielni Kółek Rolniczych, gdzie byłem najpierw kierownikiem warsztatów, a potem prezesem. W 1994 r. wystartowałem na radnego gminy Sarnaki. Uzyskałem mandat. Później, mając już mandat radnego, wystartowałem na wójta. Zostałem nim dzięki głosom radnych. Stworzyłem zarząd z opozycji, co dla wielu było zaskoczeniem. Współpraca rozwijała się bardzo dobrze. W kolejnych wyborach ponownie zostałem wybrany wójtem. Pełniłem też funkcję radnego powiatowego. W następnych wyborach otrzymałem mandat wójta dzięki głosom mieszkańców, bo były to pierwsze wybory bezpośrednie.
Od 1994 r. do 2000 r. zwodociągowaliśmy gminę. Doprowadziliśmy gaz do kilku miejscowości. Skanalizowaliśmy Sarnaki, Serpelice, Zabuże, Klepaczew, czyli miejscowości nadbużańskie. W najbliższych dniach podpiszemy umowy na kanalizację pozostałych miejscowości nad Bugiem. W latach 1994-98 zakończono telefonizację gminy. Zmodernizowaliśmy placówki oświatowe. W szkołach i budynkach gminnych wymieniliśmy kotłownie na ogrzewanie gazowe. Teraz przyszedł czas na drogi.
Wojciech Kryszczuk, wójt gminy Wiśniew
Kiedy zamieszkałem w Wiśniewie, chciałem jako przedstawiciel samorządu - a zatem wpływowy człowiek - zrobić coś dla społeczeństwa. Od 1986 r. pracowałem w Gminnym Ośrodku Kultury. Po ośmiu latach pracy chciałem podziałać jako społecznik. Dlatego wystartowałem w wyborach na radnego. Wtedy już funkcjonował samorząd, który mógł w końcu decydować o swoim budżecie, o sprawach ważnych dla gminy. Pamiętam, że przed 1990 r. były to budżety przysyłane z „góry”. Rada miała tyle do powiedzenia, że musiała ten budżet przyjąć. Po 1990 r. to samorządy miały wpływ na dochody i wydatki, mogły zarządzać własnymi środkami. Radni wybierali wtedy też wójtów, więc mieli duży wpływ na politykę na terenie gminy. W 2002 r. wójt wybierany był w wyborach powszechnych. Stowarzyszenie, do którego należałem, postanowiło wytypować kogoś do udziału w tych wyborach. Chcieliśmy pokazać się jako osoby, które chcą wziąć za gminę odpowiedzialność. Padło na mnie. I jestem już drugą kadencję wójtem. Pierwsze inwestycje to sprawa wodociągów na terenie gminy, gdyż była ona bardzo słaba zwodociągowana, oraz rozbudowa szkoły w Wiśniewie.
opr. aś/aś