Współczesny człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest inwigilowany. O chaosie informacyjnym i formach manipulacji
Przyzwyczajeni jesteśmy do obrazu wojen, gdzie zasadniczą rolę odgrywali żołnierze, śmiercionośna broń, taktyka pola walki itp. To już dziś nieaktualne. W XXI w. sieć komputerowa jest nie mniej groźną bronią niż dywizje czołgów. Nie bierze się jeńców, za to zdobywa przewagę ten, kto zgromadzi więcej informacji o przeciwniku - ewentualnie je spreparuje, kto potrafi zmienić sposób myślenia ludzi.
Informacja stała się dziś towarem - tym wartościowszym, im bardziej dotyka strategicznych dziedzin ludzkiej egzystencji. W zglobalizowanym świecie można ją zdobyć na tysiące sposobów. Istnieją też niezliczone metody jej preparowania, modyfikowania, manipulowania prawdą w taki sposób, aby odbiorca nie domyślił się, iż jest jedynie pionkiem w grze. Swego czasu mocno komentowany były fakt zaklejania przez Marka Zuckerberga (twórcy Facebooka) kamery w komputerze czy słowa szefa FBI Jamesa Comey'a, twierdzącego, że to normalna praktyka w każdym amerykańskim urzędzie. „Jest kilka sensownych rzeczy, które trzeba robić i to jest właśnie jedna z nich - tłumaczył. - To jest jak zablokowanie drzwi naszego samochodu, włączenie alarmu w domu, gdy wieczorem idziesz do łóżka”. Szokujące! Współczesne technologie informatyczne są tak zaawansowane, iż potrafią badać np. preferencje konsumenckie użytkowników sieci, dokonywać analiz ich sposobów myślenia, podsuwać odpowiednie reklamy, sugerować zawieranie znajomości itd. Kto korzysta ze sklepów internetowych, doskonale wie, iż asortyment, którym wykazał zainteresowanie, natychmiast zaczyna za nim „łazić”, pojawiać się na ulubionych portalach, migać w trakcie czytanego tekstu. To nie jest przypadek.
Niedawno firma izraelska wprowadziła do użytku aplikację, która ma za zadanie sprawdzać przy pomocy mikrofonu w naszym telefonie, czy jego użytkownik ogląda w TV daną reklamę. Nie nastręcza większego problemu namierzenie z dokładności do metra miejsca przebywania właściciela „komórki”, zdalne włączenie mikrofonu i nagranie rozmowy, przechwycenie obrazu z kamery urządzenia mobilnego. Wizja matriksa ze słynnego filmu braci Wachowskich staje się faktem. Nie byli pierwsi. Wcześniej pisał już o tym Orwell w „Roku 1984”.
Faktem jest, że w sieci zostawiamy mnóstwo informacji o sobie: adres IP, numery kont i kart kredytowych, ślady przelewów, zdjęcia członków rodziny, dzieci, wnętrz mieszkań - nieświadomi, że są rodzajem globalnego ekshibicjonizmu! Zdarza się, że właścicielie profili lekkomyślnie zamieszczają informacje o wyjeździe na urlop, „zapraszając” tym samym złodziei. Wszystko to jest analizowane, przetwarzane, sprawdzane.
Nie zdajemy sobie sprawy, w jak dużym stopniu jesteśmy inwigilowani, weryfikowani. Miałem okazję przekonać się o tym podczas jednej z pielgrzymek do Ziemi Świętej. Na Górze Oliwnej tradycyjnie pielgrzymi robią sobie grupowe zdjęcia na tle starej Jerozolimy. Był tłok, jedna z pań z grupy zasłoniła twarz kapeluszem w taki sposób, iż nie dało się zidentyfikować jej tożsamości. Efekt był taki, że „fotograf” po kilku dniach znalazł nas - kilkaset kilometrów dalej! - i poprosił grzecznie, acz stanowczo, o powtórzenie sesji. Kim był? Można tylko się domyślać... Państwa dbają o bezpieczeństwo swoich obywateli - nic w tym dziwnego. Zaskakuje skala i precyzja działań.
Informacja - wraz z komentarzem - to także potężna broń, niezwykle skuteczny sposób oddziaływania na każdego człowieka. Polska spolaryzowana rzeczywistość niemalże do absurdu wykorzystuje tę zasadę. Komunikaty w rodzaju: „ja oglądam TVN”, „a ja TVP”, „jestem fanem «Szkła kontaktowego»”, „a ja wiernym odbiorcą «W tyle wizji»” - dla wielu są tożsame z wyborem strony politycznego sporu! Dziś już nawet nie próbuje się ukrywać, że „fakty medialne” nie mają niekiedy nic wspólnego z prawdą, stanowiąc maczugę wykorzystywaną w okładaniu nielubianego adwersarza. Fałsz zaczyna żyć swoim życiem. Reszta jest mało ważna. Przyznanie, że jest się słuchaczem Radia Maryja, automatycznie stygmatyzuje rozmówcę - w kręgu np. „młodych, wykształconych i z dużych miast” zostaje włożony do określonej szufladki. Słynnych dziesięć strategii manipulacji (przypisywanych Noamowi Chomskiemu) dziś doczekało się tysięcy opracowań, uszczegółowień.
Początków wojny informacyjnej należy szukać już w starożytności. Informacje wykradali kupcy docierający z towarami w dalekie strony. Przeciwnikom podsuwano plotki, kłamstwa lub tak spreparowane informacje, aby na ich podstawie wyciągnęli fałszywe wnioski. Ponad dwa i pół tysiąca lat temu chiński strateg Sun Tzu głosił, iż „mądrzy i przebiegli władcy pokonują wrogów i dokonują wybitnych czynów, ponieważ zdobywają wiedzę o wrogu”. A o szpiegach pisał: „Kuś ich zyskami, pouczaj i nie wypuszczaj z ręki. W taki sposób pozyskuje się podwójnych agentów, którzy mogą rozgłaszać fałszywe informacje i dezinformować przeciwnika” (Tomasz Aleksandrowicz, „Wojna Informacyjna. Dlaczego Zachód przegrywa z Rosją?”). O kinie jako największej (czytaj: najbardziej przydatnej ideologiom komunizmu) ze sztuk pisał Lenin. Mao Tse-Tung na długo przed wynalezieniem internetu głosił, iż aby obalić jakąś władzę polityczną, „należy zacząć od przygotowania opinii publicznej i od pracy ideologicznej”.
Pojęcie wojny hybrydowej, które zaczęło częściej pojawiać się w przekazie medialnym przy okazji konfliktu zbrojnego na Ukrainie, wymyślili Amerykanie mniej więcej w czasie wojny w Iraku i Afganistanie. Czym ona jest? Używając klasycznych pojęć: to osławiona podczas II wojny światowej piąta kolumna. Hybryda to - według słownikowej definicji - połączenie w jedną całość różnych działań wykluczających się, gdy funkcjonują oddzielnie. Wojna hybrydowa zatem to zespolenie - działań zbrojnych, ataków hakerskich, manipulacji informacją, propagandy - w jedną całość. Mają temu służyć stacje radiowe i telewizyjne, gazety, przekupieni dziennikarze (leninowscy „pożyteczni idoci”), internetowi trolle, hakerzy. Niewiele wiadomo - poza faktem istnienia i efektami działań - na temat grupy roboczo nazwanej APT 28, prawdopodobnie stanowiącej przybudówkę rosyjskiego wywiadu GRU. Mówi się, iż skupia najlepszych hakerów świata, potrafiących łamać najbardziej skomplikowane zabezpieczenia systemów informacyjnych. Wykradają informacje z banków, ministerstw, agencji wywiadów. Często niedoceniani są też trolle (nazwa pochodzi od baśniowych stworów wywodzących się z mitologii nordyckiej, znanych ze swojej brzydoty, złośliwości, niskiej inteligencji), czyli ludzie, których zadaniem jest komentowanie wydarzeń na forach internetowych, blogach, zamieszczanie różnego rodzaju wrzutek informacyjnych, kierowanie dyskusją, generowanie określonych emocji. Są niczym mole, żmudnie, długofalowo niszczące tkankę społeczną, urabiający sposób myślenia niepomnych manipulacji ludzi, poczynając od opinii na temat danego produktu, a kończąc na globalnej polityce. Jak wielkie przypisuje się znaczenie ich pracy, nich świadczy fakt, iż w Petersburgu działa firma (żartobliwie nazywana „ministerstwem prawdy”) pod przykrywką badania internetu - zatrudniająca 400-600 osób, których jedynym zadaniem jest wzmacnianie kłamstw, rozpuszczanie plotek, prowokowanie agresji, gloryfikowanie działań Putina itd. Mówi się, że dzięki nim Trump wygrał wybory w USA.
Jak się bronić przed manipulacją? Jak zachować wolność w zglobalizowanym świecie? To trudne pytania. Przed laty zespól Budka Suflera śpiewał piosenkę. Oto jej fragment: „Z pozoru własną drogą idziesz sam/ Własnego tylko serca słuchasz rad/ A jednak jesteś w tym, uwierz raz/ Nie taki znów wolny/ Nie taki znów wolny, jakbyś chciał!/ Ktoś pilnuje twych myśli i snów co krok/ Ktoś próbuje ulepić cię znów jak wosk/ Ktoś być może już dawno cię wziął na cel/ Ktoś handluje twym życiem, czy chcesz, czy nie [...] Tej wiedzy nie wyniesiesz z żadnych szkół, tu trzeba dobrze patrzeć i mieć słuch [... ]”. (Budka Suflera, Nie taki znów wolny, sł. Andrzej Mogielnicki).
Sztuką jest żyć mądrze, z otwartymi oczami. Chyba nic innego nam nie pozostaje.
Ks.
Paweł Siedlanowski
Echo
Katolickie 5/2017
opr. ab/ab
opr. ab/ab