Empatia i miłosierdzie

O otwarciu na potrzebujących

Psychologowie posługują się pojęciem empatii, co ma oznaczać wczuwanie albo współodczuwanie, prowadzące do lepszego zrozumienia czy też rozumienia stanów psychicznych innych ludzi, jak też do rozumienia skomplikowanych często społecznych zachowań. Psychoterapeuci poprzez specjalne treningi starają się usprawnić zdolność do empatii, tak aby wykształcić w człowieku umiejętność wczuwania się w przeżycia drugiego człowieka, z następczą troską o jego los. Wydawać by się mogło, że empatia jest odkryciem humanistycznej psychologii, nowością w psychologii.

Tymczasem to wszystko, co zawiera w sobie pojecie empatii jest cząstką zaledwie tego, co jest zawarte w pojęciu miłosierdzia, będącego specyficznym gatunkiem miłości. Jest ono nie tylko współodczuwaniem, ale także gotowością posługi potrzebującemu.

Miłosierdzie to coś więcej niż współodczuwanie. Miłosierdzie to także zdolność współcierpienia. Fundamentem miłosierdzia jest otwarcie się na niedolę drugiej osoby, co ujawnia się poprzez najgłębsze przejęcie się jej cierpieniem, poprzez wyczucie jej trosk, niepokojów, potrzeb i pragnień. Ale to też nie wszystko.

Miłosierdzie jest czymś więcej. Jest wyjściem naprzeciw potrzebom innych, zwłaszcza zagubionych, bezradnych, zbiedzonych, opuszczonych, zatroskanych, błądzących. Jest przejęciem na siebie bagażu ich cierpienia. Jest współdźwiganiem bezradnego losu. Czy to wyczerpuje już znamiona miłosierdzia? Pytam z obawy o własną kondycję do świadczenia tej posługi. Nie, to jeszcze nie wszystko.

Z autentycznym, niezafałszowanym miłosierdziem mamy do czynienia wówczas, gdy potrafimy trwać w miłosiernym uczynku rozciągniętym w czasie, liczonym nie przez dni czy miesiące, ale lata, i to nie tylko kilka czy kilkanaście, ale kilkadziesiąt. To balansuje na granicy ludzkich możliwości, albo wręcz je przekracza. Mijamy obojętnie ludzi z wyciągniętą do nas dłonią, nie reagujemy na krzywdę innych, nie uczestniczymy w akcjach charytatywnych, racjonalizujemy swoją obojętność, zamknięci na potrzeby innych. Można zaryzykować stwierdzenie, że jesteśmy wyjałowieni z miłosierdzia, stanowimy coraz bardziej zachwaszczony ugór.

I dlatego przyjechał do nas przed rokiem Ojciec Święty, aby nam przypomnieć, że miłosierdzie jest dopełnieniem naszego człowieczeństwa, że bez wprowadzenia miłosierdzia w nasze uczynki nie doświadczymy pełni człowieczeństwa, ale będziemy jego mniej lub bardziej doskonałą atrapą. Ubiegłoroczna pielgrzymka Ojca Świętego pod hasłem „Bóg bogaty w miłosierdzie” uświadomiła niejednemu z nas pustkę, wyrwę w naszej codziennej aktywności i zabieganiu, kiedy to w trosce o zabezpieczenie własnej egzystencji gubimy z pola widzenia innych, kiedy myśląc o sobie, zapominany o nich.

Wykluczenie bezrobotnych, bezdomnych, bezradnych ze społecznej wspólnoty prowadzi do misterium nieprawości, którego głównym wątkiem jest brak wrażliwości na potrzeby innych. Niech więc Srebrny Jubileusz Pontyfikatu Ojca Świętego pobudzi nas do refleksji nad własną postawą i uświadomi nam, na ile jesteśmy oddaleni od wzoru wszelkiego miłosierdzia, jakim jest Jezus Chrystus.

Jan Szafraniec, Senator RP

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama