Jakie są polskie standardy jawności działań i odpowiedzialności za podejmowane decyzje w instytucjach publicznych?
Transformacja ustrojowa, jaka dokonana została po wyborach 4 czerwca 1989 roku rozbudziła wielkie nadzieje. Nadzieje na nową jakość życia. Tak osobistego, jak i publicznego. Może przede wszystkim publicznego.
Zasady przejrzystości, uczciwości, jawności działania władzy publicznej, kontroli społecznej i przestrzegania reguł państwa prawnego od dwudziestu lat znajdują poczesne miejsce na sztandarach wyborczych kolejnych ekip. Jaka jest rzeczywistość, widać dzień po dniu.
Za czasów ustroju niesłusznego władza o swoich błędach i wypaczeniach poprzedników mówiła wyłącznie przy okazji zmian personalnych w kolejnej ekipie sterników państwa. Taki rytuał. Ludzie i tak wiedzieli swoje. Całe półwiecze rządów PRL to był jeden ciąg błędów i wypaczeń. Delikatnie rzecz ujmując.
Co się zmieniło na przestrzeni minionego dwudziestolecia? W sferze gospodarczej, obyczajowej, kulturalnej z pewnością wiele. Na lepsze czy na gorsze, to już każdy oceni ze swojego punktu widzenia.
Jakie zmiany nastąpiły w sposobach działania władzy publicznej? Niewątpliwie zmianą jest to, że tzw. okresy błędów i wypaczeń obecne są w naszym życiu publicznym permanentnie. W czasie wyborczym jedynie przybierają na sile. Niezmienne jest to, jak zawsze i wszędzie zresztą, że władza aktualna jest niemal doskonała — zdaniem władzy — oraz, jakżeby inaczej, działa zawsze i wyłącznie w interesie publicznym, w interesie społeczeństwa, w interesie państwa. Kolejny rytuał.
Takim rytuałem jest też ustawiczne powoływanie się każdej władzy na swoje przywiązanie do zasad, o jakich na wstępie. Szczególnie mocno to przywiązanie eksponowane jest w okresach wyborczych. Miło brzmią dla ucha wyborcy takie deklaracje. Przynajmniej w przekonaniu ich autorów. Dla samego wyborcy zapewne nieco mniej, gdy obserwowane fakty przyczyniają się do powstawania dysonansów poznawczych. Z jednej strony zasady, z drugiej niezrozumiałe stosowanie tych zasad.
Kilkanaście tygodni temu premier Tusk odwołał ze stanowiska prezes Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Danutę Jabłońską. List protestacyjny czterystu pracowników agencji rządowej, podpisanych z imienia i nazwiska, skierowany bezpośrednio do premiera, nie skłonił władzy do żadnej reakcji. Pytania o powody odwołania, kierowane do premiera przez media, również pozostają bez odpowiedzi. („Rysa czy wyrwa”)
Nie ulega wątpliwości, że szef rządu, zresztą jak każdy szef, ma prawo dokonywania doboru kadr według swojego uznania. Jednakże z pewnymi zastrzeżeniami. O ile prywatny właściciel ma nieomal nieskrępowaną możliwość konstruowania zespołu personalnego, o tyle szefowie instytucji państwowych, w tym i rząd, mają obowiązek obsadzania stanowisk na podstawie jasnych, czytelnych reguł.
Zasady jawności, przejrzystości i uczciwości życia publicznego są, a przynajmniej być powinny granicą dla wszelkiej dowolności postępowania organów władzy publicznej. W tym zarówno w procesie zatrudniania, jak i odwoływania ze stanowisk w instytucjach państwowych. Motyw tzw. utraty zaufania nie może być formułą-kluczem dla uzasadniania wszelkich decyzji personalnych.
Utrata zaufania musi mieć konkretne podstawy. I nie chodzi tu o niedbały ubiór, krzywe spojrzenie czy siorbanie herbaty w trakcie posiedzenia rządu. Władza publiczna, według zasad nowego ustroju, ma obowiązek wytłumaczyć się społeczeństwu z wszelkich poczynań dotyczących życia publicznego. Uchylenie się od tego obowiązku, a zwłaszcza prezentowanie postaw arogancji i lekceważenia wprost nawiązuje do sposobu funkcjonowania państwa na zasadach poprzedniego systemu.
Przesada? Może niekoniecznie. Wystarczy powołać kilka przykładów równoległego działania władzy z tego samego zakresu, o jakim wyżej.
W sporze z zakresu prawa pracy, toczącym się od ponad czterech lat, dotyczącym sposobów postępowania kierownictwa Urzędu Patentowego RP, zapadło już kilka wyroków w kolejnych instancjach. Nie wnikając w jeszcze bardziej mroczne szczegóły, niżby to wynikało z samych orzeczeń, wskazać należy choćby tylko je same.
Zarzuty naruszenia prawa, wykorzystywanie stanowisk służbowych dla prywatnych celów, świadome łamanie zasad życia współżycia społecznego — wyraźnie artykułowane w wyrokach, od sądu rejonowego po Sąd Najwyższy, prezentują sylwetkę prezes Urzędu, Alicji Adamczak w takim świetle, że owa magiczna formuła utraty zaufania znajduje swoje konkretne uzasadnienie jej zastosowania.
Nie tylko zresztą ogranicza się ona wyłącznie do wąsko pojmowanego sporu z zakresu prawa pracy. Stanowi obraz wysokich urzędników państwowych, dla których prawo istnieje jedynie wtedy, gdy ma spełniać rolę instrumentu wspomagającego osiąganie prywatnych celów.
Pytania, jakie nasuwają się w związku z takimi ocenami, dokonanymi przez sądy, wysokich urzędników, bezpośrednio podlegającymi premierowi, mogą i powinny iść znacznie dalej. Biorąc pod uwagę zakres kompetencji i charakter Urzędu Patentowego, czyli sprawowanie pieczy nad wynalazkami, często o strategicznym znaczeniu dla gospodarki czy obronności państwa, czyli sfery bezpieczeństwa państwa, stawia owo bezpieczeństwo pod znakiem zapytania.
Skoro tego rodzaju informacjami zawiadują urzędnicy, których wiarygodność i uczciwość zostały przez sądy poddane w wątpliwość, to reakcja szefa każdego rządu powinna być jednoznaczna. Póki co, reakcji nie ma żadnej. („Sąd na Rządem czy Rząd nad Sądem”)
Inny, podobny obraz z tej samej serii.
Była, ale też i obecna dyrektor generalna Urzędu Transportu Kolejowego, Lidia Ostrowska, z ustaleń i dokumentów — sprzed trzech lat — najprawdopodobniej popełniła przestępstwo urzędnicze, nadużywając stanowiska służbowego dla prywatnych celów. Zatrudnianie na stanowiskach dyrektorów, z ewidentnie łamanymi przepisami ustawy o służbie cywilnej, w świetle zasad byłoby wystarczającym powodem do zastosowania reguły utraty zaufania. Niezależnie od ewentualnej drogi karnej. („My czyści, my przejrzyści”)
Tymczasem prezes UTK, Wiesław Jaroszewicz udaje, że nie rozumie w czym rzecz, premier Tusk udaje, że o niczym nie wie, a jego prawa ręka, minister Grzegorz Schetyna skupia się wyłącznie na aspekcie obrony swoich urzędników, którzy starali się wszelkimi sposobami uniemożliwić dostęp do ustalenia stanu faktycznego działania organów władzy publicznej. Na tle dostępu do tych informacji minister Spraw Wewnętrznych i Administracji nawet zaskarżył wyrok sądu administracyjnego do NSA, którą to kasację właśnie również przegrał — wyrok z 18 marca 2009 r., sygn. akt I OSK 1468/08
To, jak nietrudno zauważyć, dotyczy nie tylko władzy obecnej. Tego rodzaju sprawy sięgają korzeniami wielu lat wstecz. Obciążają więc bagażem „błędów i wypaczeń” wszystkie kolejne rządy, wszystkie opcje polityczne, sprawujące dotąd władzę.
Ci sami ludzie, tych samych opcji politycznych i układów rządzących, świętują dzień 4 czerwca 1989 roku, jako rocznicę przełomu, stają w szranki wyborcze do europarlamentu z hasłami uczciwości, przejrzystości, interesu państwa, interesu publicznego, etc., etc.
Znamiennego wydźwięku nabiera wypowiedziane publicznie, w jednej z transmisji poświęconej „błędom i wypaczeniom” nowej władzy w nowym państwie, zdanie: „To nie jest już mój kraj”. Warto się nad tym zastanowić. Tak wstrząsająca publiczna wypowiedź w istocie nie jest wszak kierowana przeciwko Polsce. Adresatem tego stwierdzenia są ludzie władzy, którzy kształtują naszego państwa rzeczywistość. („Syndrom Olewnika”)
Od ponad roku trwają próby dostępu do dokumentów, będących w posiadaniu Kancelarii Premiera. Dokumenty te mogą świadczyć o dokonaniu ich fałszerstwa przez wysokich urzędników państwowych. Szef Kancelarii, Tomasz Arabski, do części z nich odmawia prawa dostępu, natomiast przesyłając kopie innych, uniemożliwia bezpośrednie zapoznanie się z oryginałami. Sprawa toczy się w tej materii na drodze postępowania karnego i wszystko wskazuje na to, że przed polskim wymiarem sprawiedliwości ustalenie stanu faktycznego nie będzie możliwe. Być może dopiero skarga do trybunałów europejskich coś wyjaśni.
Zwłaszcza, że i kolejne sądy, przed którymi ten właśnie aspekt jest ustawicznie podnoszony, z uporem oddalają prawidłowo składane wnioski dowodowe, jakby w ten sposób rozpinały parasol ochronny przed ewentualną kompromitacją szczytów władzy. („Sąd sądzi, że sądzi”)
Wygląda na to, z tysięcy przykładów znanych społeczeństwu, że zasady, o których na wstępie, pozostają pustymi deklaracjami. W ich miejsce zastosowanie ma zasada ciągłości. Zmienił się system, mentalność i sposoby działania ludzi władzy nadal tkwią mocno zakorzenione w poprzednim systemie.
Agitacja do udziału w głosowaniu 7 czerwca na kandydatów do europarlamentu, ludzi tych samych opcji, tej samej władzy, obecnej i wielu minionych, nasuwa pytanie: po co, na kogo, w czyim interesie mamy wybierać znów tych samych reprezentantów tego samego tzw. establishmentu?
Czas wyborów, to również czas rozliczeń.
Warszawa, maj 2009 r.
Artykuły wymienione w tekście (pogrubionym drukiem), opisujące szczegóły zasygnalizowanych spraw, dostępne są w sieci po wpisaniu tytułu w wyszukiwarkę.
opr. mg/mg