Kto ma monopol na ustalanie zasad tolerancji?
„Wrzuć granat na tacę!” — wołają transparenty pokojowych marszy lewicy. W ten sposób różowi rewolucjoniści demonstrują pod naszymi oknami swoje rozumienie tolerancji, demokracji i równości.
Przebrany za zakonnicę transwestyta prowadzi na smyczy kolegę w stringach, kagańcu i koloratce. Posłanka Senyszyn wymachuje pejczykiem, parodiując słowa papieża. Radosny pochód ku chwale dewiacji, aborcji i komunizmu startuje spod poznańskich krzyży, albo próbuje zdobyć Wawel — to nieprzypadkowe symbole.
W warszawskim liceum Robert Biedroń (sądzony niegdyś o obrazę katolików) prowadzi zajęcia z tolerancji. Inny aktywista, Jacek Kochanowski, doktor socjologii na UW, zachęca do zawieszania pornografii homoseksualnej na kościołach oraz głośnych dyskotek w Wielki Piątek. Według niego, już czas na radykalne ruchy, a katolicy to „skazany na wymarcie margines, podskakujący w śmiertelnych konwulsjach".
Komuniści zaprosili kiedyś do Sejmu gwiazdę porno, a ostatnio pomogli mediom „ograć” parę sodomitów, którzy przyjechali do Polski na zaproszenie i za pieniądze TVN, z zamiarem, by urząd Prezydenta RP nauczyć kultury i tolerancji. W Niedzielę Miłosierdzia zaczynaliśmy obchody rocznicy papieskiej. Tymczasem telewizja pokazywała bez końca, jak dwaj amerykańscy geje pochylają się z troską nad naszym ciemnogrodem. — Oni nas cywilizują — uświadamiała telewidzów Manuela Gretkowska. — Fay i Moulton są jak Cyryl i Metody, którzy przybyli do Słowian, żeby wprowadzać cywilizację.
Takie zachowanie odbiega od słownikowej definicji tolerancji. Nie przypomina też pierwotnego znaczenia takich pojęć jak wolność, równość czy demokracja. Antykatolicyzm lewicy doskonale obrazuje jej rzeczywisty stosunek do różnorodności. Tolerancja starcza dotąd, dokąd sięga ich światopogląd. Za herezję należy się łatka „homofoba”, przyrównanie do antysemity i wykluczenie z debaty społecznej.
„Homofobia" zastąpiła dawną „schizofrenię bezobjawową", którą KGB diagnozowała u dysydentów, umieszczanych na tej podstawie w szpitalach psychiatrycznych. Pomysł wpisania „homofobii” na listę chorób umysłowych (w miejsce wykreślonego stamtąd homoseksualizmu) pojawił się już parę lat temu. Dziś „homofobię” rozumie się jako ogólny brak entuzjazmu wobec odmieńców seksualnych. A więc tolerancja ma oznaczać bezwarunkową zgodę na sterowanie przestrzenią publiczną przez agresywną mniejszość.
Przyznam otwarcie, że moja tolerancja ma granice. Jedną z nich jest płot mojego domu. Boję się o moje dzieci i chcę je chronić przed molestowaniem wulgarną propagandą. W krakowskim urzędzie miasta na warsztatach tolerancji młodzież dostała od gejów ulotki o higienie w kontakcie z odchodami w ramach pieszczot homoseksualnych. Na Zachodzie akceptacja homoseksualizmu, w mniej lub bardziej obscenicznej formie, przewija się na lekcjach w szkole, a rodzice mają coraz mniej do powiedzenia. W Kanadzie sąd uznał, że nie wolno zwolnić dziecka z edukacji homoseksualnej, bo to by było wbrew prawom gejów.
Nie da się też nie zauważyć powolnego oswajania pedofilii jako „praw seksualnych nieletnich". Organizacje gejowskie na całym świecie lobbują na rzecz obniżenia wieku osób, z którymi wolno legalnie uprawiać seks. Naukowe pisma gejowskie publikują rozprawy o „pozytywnej pedofilii". Jedna praca proponuje reformę języka: wykorzystywanie homoseksualne chłopca nazywa „męską intymnością międzypokoleniową". „Ofiara" to dyskryminujący termin, a rodzice powinni docenić rolę pedofila w wychowaniu dziecka. O pozytywnej pedofilii pisał niemiecki polityk Partii Zielonych, Volker Beck, który na polskich paradach równości maszeruje ramię w ramię z naszymi rodzimymi głosicielami tolerancji, jak Izabela Jaruga-Nowacka, SLD-owski minister ds. rodziny.
W czasach pierwszych parad gejowskich w Polsce wmawiano nam, że chodzi tylko o równość i niedyskryminację w pracy. Małżeństwa? Adopcje? Rewolucja społeczna? To może na Zachodzie, ale przecież nie u nas. Tak było zaledwie kilka lat temu.
Mało kto wie, czym zajmują się dziś aktywiści równości. Kampania Przeciw Homofobii złożyła skargę do RPO w sprawie dyskryminacji gejów przez stacje krwiodawstwa. Pan Biedroń, znany z przechwalania się wielością partnerów seksualnych, walczył o prawo aktywnych homoseksualistów do oddawania krwi. Rzecznik musiał podeprzeć się statystykami medycznymi o masowych zachowaniach wysokiego ryzyka wśród gejów. Te dane dały podstawę międzynarodowym regulacjom wykluczającym tę społeczność jako dawców krwi, co nie przeszkodziło jednak homoseksualistom w Kanadzie wymusić zamknięcia „nietolerancyjnego" punktu krwiodawstwa.
Wolność zabrana niepostrzeżenie
W pierwszej kolejności, ideologia gejowska atakuje wolność słowa. Regulacje prawne kneblujące swobodę poglądów wyrastają w zachodnich społeczeństwach jak grzyby po deszczu.
W Wielkiej Brytanii policja traktuje „przestępstwa homofobiczne” priorytetowo. Potrafi wezwać na przesłuchania staruszków, którzy obok gejowskich ulotek rozłożyli literaturę chrześcijańską, albo publicystkę, która na antenie radia przyznała, że jest przeciw adopcji dzieci przez gejów. Agencje adopcyjne muszą przyznawać dzieci homoseksualistom pod groźbą utraty licencji. Jednocześnie dyskwalifikują doświadczone małżeństwo za biblijne poglądy na homoseksualizm. Nie wolno odmówić parze gejów wynajmu mieszkania, pracy w szkole, lokalu na „wesele”. Takich przykładów jest cała litania.
Co istotne, podstawy prawne tych represji pojawiły się na Zachodzie niezauważenie, z pominięciem mechanizmów demokracji. Referenda wykazywały, że społeczeństwa są przeciw. Dopiero żmudne zabiegi polityczne, forsowane precedensy sądowe i kampanie medialne umożliwiły kontrolę nad opinią publiczną.
Czy w Polsce jesteśmy skazani na ten sam proces? Obawiam się, że tak.
opr. mg/mg