O amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce
Zakończyły się blisko 2-letnie negocjacje w sprawie instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej. Po raz pierwszy od chwili wejścia do NATO powstaną u nas amerykańskie instalacje wojskowe i będą stacjonowały sojusznicze wojska.
Wraz z instalacją radaru pod Pragą i centrum dowodzenia obrony antyrakietowej w Colorado Springs w USA, baza w Redzikowie pod Słupskiem staje się częścią globalnego systemu obronnego, chroniącego USA oraz ich sojuszników w Europie przed atakami rakiet balistycznych, które mogą być wystrzeliwane na przykład z rejonu Korei Północnej bądź Iranu.
Tarcza antyrakietowa, chociaż stanowi najwyższe osiągnięcie techniki wojskowej, pomyślana jest wyłącznie jako broń prewencyjna, obronna. „Tarcza nie jest wymierzona w nikogo” — powiedziała w Warszawie Condoleezza Rice, szefowa amerykańskiej dyplomacji. W założeniach samo istnienie tarczy ma odstraszać potencjalnych przeciwników od zamiaru uderzenia. Należy także powiedzieć, że tarcza antyrakietowa nie obroniłaby nas w przypadku ewentualnego ataku ze strony Rosji, gdyby nastąpił z terytoriów położonych w pobliżu naszych granic, np. z rejonu Kalinigradu. Była bowiem konstruowana z myślą o innych przeciwnikach i z uwzględnieniem innych parametrów technicznych. Dlatego strona polska w czasie negocjacji tak bardzo nalegała, aby częścią umowy o budowie u nas amerykańskiej bazy było także wzmocnienie naszej obrony przeciwlotniczej.
Wszystkie szczegóły budowy bazy, w której będą mieściły się urządzenia oraz silosy z antybalistycznymi obronnymi rakietami przechwytującymi, regulowane są polsko-amerykańską umową, która jest dokumentem jawnym i każdy może ją przeczytać na internetowej stronie MSZ. Tym, którzy protestując przeciwko bazie w Redzikowie, używając demagogicznych argumentów, że zamieniamy sowieckiego Wielkiego Brata na amerykańskiego, warto przypomnieć, że przez 45 lat były u nas liczne sowieckie bazy, nawet z bronią nuklearną. Jednak dokumenty w tej sprawie były supertajne, a często w ogóle ich nie było. Nawet wojsko polskie nie miało żadnych możliwości sprawdzenia, co w rzeczywistości znajduje się w tajnych obiektach sowieckich, rozmieszczonych na naszym terytorium. Natomiast umowa podpisana w Warszawie precyzyjnie reguluje status bazy w Redzikowie. Baza jest własnością Rzeczypospolitej, a Amerykanie używają jej na określony czas, „bez uszczerbku dla suwerenności i prawa Rzeczypospolitej Polskiej”. Na jej terenie obowiązywać będzie polskie prawo. Nasz kraj będzie właścicielem wszystkich budynków, budowli oraz rzeczy trwale związanych z gruntem na terenie bazy.
W bazie stale będzie przebywał polski dowódca, któremu podlegać będzie cały polski personel wojskowy i cywilny, znajdujący się na jej terenie. Będzie on doradzał i uczestniczył wraz z amerykańskim dowództwem w podejmowaniu wszystkich decyzji dotyczących jej funkcjonowania. Amerykanie natomiast są w pełni suwerenni i niezależni jeśli chodzi o militarne wykorzystanie bazy. To oni będą decydować, kiedy i w jaki sposób zostaną wystrzelone pociski w przypadku pojawienia się zagrożenia.
Baza i wszystkie znajdujące się tam instalacje militarne zostaną wybudowane za pieniądze z budżetu USA. Amerykanie ponoszą wszystkie koszty związane z jej funkcjonowaniem oraz konserwacją urządzeń i instalacji. Będą także płacić za wszystkie usługi związane z dostarczaniem do niej mediów i linii telekomunikacyjnych. Strona polska będzie płacić za budowę oraz funkcjonowanie obiektów znajdujących się na terenie bazy, ale użytkowanych wyłącznie przez polskie władze. Obie strony zobowiązały się do wspólnego ponoszenia kosztów w przypadku budowy zaplecza wokół bazy, na przykład dróg bądź urządzeń komunikacyjnych. Siły Zbrojne USA przy budowie i utrzymaniu bazy są zobowiązane korzystać z usług polskich osób fizycznych i prawnych jako dostawców towarów i usług, o ile ich oferty będą konkurencyjne w stosunku do innych. Podobny punkt zawiera umowa amerykańsko-czeska w sprawie budowy wielkiej stacji radarowej, ale wydaje się, że tamta w sposób bardziej jednoznaczny przesądza o obowiązku korzystania z usług krajowych dostawców przy budowie i zaopatrzeniu amerykańskiej instalacji pod Pragą. Niewątpliwie jednak także zapisy w naszej umowie dają rodzimym przedsiębiorstwom szansę na sukces w przypadku przetargów na budowę bazy, a zwłaszcza jej bieżące utrzymanie. To istotny postęp w dotychczasowej praktyce naszych kontaktów wojskowych z USA.
Jednak nie szczegóły techniczne, lecz gwarancje polityczne oraz dodatkowe zobowiązania USA były powodem, że rozmowy w tej sprawie przeciągały się tak długo. Z ostatecznego rezultatu możemy być jednak zadowoleni. Umowie, która reguluje budowę amerykańskiej bazy w Redzikowie towarzyszy bowiem deklaracja o współpracy strategicznej między RP a Stanami Zjednoczonymi. To dokument ważny, ale o charakterze uzupełniającym w stosunku do podstawowego dokumentu stanowiącego gwarancję naszego bezpieczeństwa, jakim jest traktat waszyngtoński, czyli dokument ustanawiający nasze członkostwo w NATO. Artykuł 5. traktatu stanowi bowiem wyraźnie, iż zbrojna napaść na państwo członkowskie NATO zostanie uznana za zbrojną napaść przeciwko wszystkim członkom Sojuszu. Amerykanie, powołując się na ten artykuł, długo nie chcieli się zgodzić na dodatkowe gwarancje polityczne, czego domagała się strona polska. Ostatecznie jednak przystali na nasze propozycje i zobowiązali się „zapewnić bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej” oraz „bronić Rzeczypospolitej Polskiej przed atakiem rakiet balistycznych przy użyciu swojego systemu obrony przeciwrakietowej”. Oznacza to, że Amerykanie mają obowiązek reagować nie tylko wtedy, gdy atak będzie skierowany na bazę w Redzikowie, ale w każdym przypadku ataku na terytorium naszego państwa.
Amerykanie zobowiązali się także do bliskiej współpracy z Polską w dziedzinie obrony strategicznej, wymiany informacji wywiadowczych oraz do wzmocnienia naszej obrony przeciwlotniczej przez dostarczanie sprzętu obronnego oraz udział w transformacji i modernizacji polskich sił zbrojnych. Konkretnym rezultatem tych ustaleń będzie czasowe stacjonowanie u nas jednej baterii rakiet przeciwlotniczych typu Patriot (PAC—2). W dalszej kolejności mamy otrzymać rabaty i upusty na zakup dalszych baterii. W tej chwili nie posiadamy takiej broni, a obrona przeciwlotnicza przygotowana jest tylko na walkę z samolotami przeciwnika. To pozostałość z czasów sowieckich, gdy Moskwa chciała, aby najważniejsze systemy obrony antyrakietowej były wyłącznie w dyspozycji jej wojsk. Efektem porozumienia z Amerykanami będzie stworzenie do 2018 r. własnego nowoczesnego systemu obrony przeciwrakietowej.
Jeszcze poważniejsze będą konsekwencje polityczne tej umowy. Polska staje się ważnym strategicznym parterem wojskowym USA. Inaczej patrzy się na wojskowego sojusznika, gdy ma się na jego terytorium rozmieszczone ważne dla własnego bezpieczeństwa instalacje obronne oraz garnizon z własnymi żołnierzami. To oznacza głębsze zakorzenienie w systemach obronnych Zachodu.
Żyjemy w czasach, gdy na nowo trzeba zdefiniować wiele pojęć z dziedziny bezpieczeństwa narodowego. Tradycyjne myślenie, uwzględniające jedynie relacje dwustronne i sytuację w regionie, już nie wystarcza. Wojna w Iraku i Afganistanie pokazuje, że nawet siły partyzanckie mogą stać się przyczyną poważnych strat wśród znacznie potężniejszego od nich przeciwnika. Nie można także wykluczyć, że nawet broń nuklearna może znaleźć się w rękach partyzanckich ugrupowań. Nikt także nie kontroluje irańskiego sektora zbrojeniowego. Następuje globalizacja zagrożeń w skali całego świata, której trzeba przeciwstawić globalną solidarność. Dlatego budowa u nas bazy z elementami antyrakietowej tarczy amerykańskiej jest działaniem na rzecz bezpieczeństwa nie tylko USA, ale także naszego.
opr. mg/mg