Instytucja dziesięciny wydaje się anachroniczna? A co powiesz na oddawanie państwu w formie różnych danin prawie 70 procent - jak to jest w obecnym systemie podatkowym
Drugi tydzień z rzędu zaczynam od zdziwienia. Ostatnio dziwiłem się temu, że mózgi mężczyzny i kobiety wyraźnie się różnią. Tym razem moje zdziwienie bierze się stąd, że tylu katolików praktykuje dziesięcinę. Marcin Jakimowicz w ciągu godziny znalazł kilkadziesiąt osób, które na potrzeby Kościoła i ewangelizacji oddają co miesiąc dziesiątą część swoich zarobków (więcej GN 5/2014 na ss. 18—21). Okazuje się, że budząca często fatalne skojarzenia instytucja dziesięciny ma się dobrze. A przypuszczam, że ma świetlaną przyszłość. Podatku chyba nikt nie chce płacić, natomiast dziesięcina znajduje zwolenników. Dlaczego? Bo podatki są obowiązkowe i wysokie, a dziesięcina jest dobrowolna i niższa. No i jeszcze wypływa z głęboko religijnego motywu. Jest wyrazem czci oddawanej Bogu.
Jeżeli chodzi o wysokość danin, to przypomnijmy, że poza małymi wyjątkami każdy zakup obciążony jest 23-procentowym podatkiem VAT. Na przykład SMS kosztuje 1 zł plus 23 gr VAT-u. To ponad dwa razy więcej niż dziesięcina. A poza tym, nie ma zmiłuj — czy nas stać, czy nie, VAT zapłacić trzeba. Z kolei podatek VAT jest śmiesznie niski wobec obciążenia nakładanego na pracę. Jakby praca była wyszukanym towarem luksusowym, który musi być obłożony zbójeckim haraczem. A tak się dzieje. Do każdej zarobionej złotówki trzeba doliczyć najmniej pół kolejnej. Praca opodatkowana jest zatem — by użyć neologizmu — pięćdziesięciną. Gdzie tam dziesięcinie do pięćdziesięciny. A poza tym — ta pierwsza jest dobrowolna. Nie muszę płacić. Jeżeli to robię, to dlatego, że chcę. Poza dobrowolnością i niską stawką dziesięcina ma jeszcze inne zalety. Jak przekonują „płatnicy” tego „podatku”, wraz z oddawaniem dziesiątej części swoich zarobków pieniędzy im przybywa. Innymi słowy, jest dobrą inwestycją. A po drugie, mają tę przyjemność, że zamiast zastanawiać się, skąd wytrzasnąć pieniądze, główkują raczej, na co je wydać. Doświadczenie obce milionom Polaków. Mimo łatwości dotarcia do osób praktykujących dziesięcinę zdaję sobie sprawę z tego, że stanowią one niewielką część polskiego Kościoła. Niewielką, ale niezwykle istotną. Dziesięcina nie jest bowiem fanaberią. Na taki krok jest w stanie zdecydować się tylko ten, dla kogo Opatrzność nie jest pustym słowem, ale realnym zabezpieczeniem życia. Zdecydowanie pewniejszym niż ZUS i OFE. Wiele razy zastanawialiśmy się w redakcji, czy Kościół w Polsce jest silny. Stawiam tezę, że skoro są w nim ludzie, którzy dobrowolnie dla ewangelizacji rezygnują ze sporej części swojego zarobku, to musi być mocny.
I na koniec jeszcze jedno. Kto ma wątpliwości, czy gender istnieje, czy też nie — jak swego czasu próbowała przekonywać pani minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz — oraz jakie ma oblicze, niech sięgnie do tekstu „U źródeł gender” (ss. 40—41). Na zachętę jeden cytat z Margaret Sanger: „Kobieta jest upośledzona przez to, że jest żoną i matką. Trzeba uwolnić kobietę od tego haraczu, od tej pańszczyzny, jaką jest ciąża, rodzenie dzieci, zajmowanie się dziećmi”.
opr. mg/mg