"Mrozaki" też ludzie

To żadne odkrycie, że problemów moralnych nie da się zakopać, zasypać czy zapomnieć. Nawet mrożenie do minus 196 stopni Celsjusza na niewiele się zdaje

To żadne odkrycie, że problemów moralnych nie da się zakopać, zasypać czy zapomnieć. Nawet mrożenie do minus 196 stopni Celsjusza na niewiele się zdaje.

"Mrozaki" też ludzie

Wcześniej czy później sumienie i tak da o sobie znać. Dużo na ten temat może powiedzieć ks. Andrzej Muszala, współtwórca pierwszej w Polsce poradni bioetycznej. Trafiają do niego pary, które przeszły procedurę in vitro. O jednej z nich pisze tak: „Kasia i Bogdan mają siedmioletniego syna i dwuletnią córkę. I jeszcze dwadzieścia jeden embrionów w klinice, które od kilku lat pozostają w stanie zamrożenia. Niedawno Kasia zdała sobie sprawę, że to przecież jej dzieci” (więcej na ss. 20–23). A problem będzie narastał, bo fatalne polskie prawo przyjęte jeszcze przez poprzedni rząd zezwala nie tylko na przeprowadzanie samej procedury, ale też na tworzenie nadliczbowych dzieci, które potem trafiają do przysłowiowej lodówki. Z kolei nowy rząd nie wykazuje najmniejszej ochoty do zmierzenia się z problemem i zmiany prawa. Argument, jak się zdaje, zawsze jest ten sam – są inne, ważniejsze sprawy. Przede wszystkim gospodarka, głupcze. Problemy moralne mogą poczekać. Rozumiem pokusę takiego ziałania. Załatwmy najpierw wysoki wzrost gospodarczy, a dopiero potem pomyślimy, co zrobić z zamrożonymi dziećmi. Piszę te słowa, by choć trochę podrażnić rządzących. Co prawda idą święta Bożego Narodzenia i każdy chciałby choć na chwilę zapomnieć o trudnych sprawach, ale „mrozaki” też ludzie. I jeżeli już nie miejsce przy stole wigilijnym, to choć ciepłe myśli im się należą. Wiem, że brzmi to zarazem surrealistycznie i strasznie, ale sami doprowadziliśmy do zamrożenia dziesiątków tysięcy istot ludzkich, z którymi nie wiemy, co począć. Tacy z nas geniusze! A może bardziej socjaliści, o których się mówi, że mają wyjątkowy talent do tworzenia problemów, które następnie próbują twórczo rozwiązać. Oczywiście zawsze z marnym skutkiem.

Trochę żartuję, choć sprawa jest z gatunku najpoważniejszych. To z bezsilności. Analizując na chłodno, nie wydaje mi się, by w Polsce czy innych krajach Europy mogło dojść do zakazu stosowania procedury in vitro. Sorry, taki mamy klimat społeczny, by sparafrazować panią minister. A klimat dla „mrozaków” tak długo będzie pozostawał niekorzystny, jak długo Europa na nowo nie stanie się chrześcijańska, na co się nie zanosi. Może mam kłopot ze wzrokiem, ale nie potrafię dostrzec nowej wiosny Kościoła, przynajmniej w Europie. Jedna jaskółka jej nie czyni. Andrzej Koehler, wiceszef Instytutu Książki w rozmowie z „Gościem” wspomina swój niedawny wyjazd do Amsterdamu: „Podczas zwiedzania miasta natknęliśmy się na gotycki kościół, chcieliśmy doń wejść – ale okazało się, że w środku nie ma już świątyni – jest za to wystawa o… Marilyn Monroe. Co to oznacza? Oczywiście jest to komunikat mówiący o postępującej laicyzacji. Kościoły się zamyka, bo ludzie przestają do nich chodzić, aby się modlić. (…) miejsce doświadczenia religijnego zmienia się na miejsce doświadczenia estetycznego (w najlepszym razie). Znaki świętości giną z naszej przestrzeni społecznej” (więcej na ss. 24–25). To zła wiadomość dla „mrozaków”, tych istniejących i potencjalnych.

Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 51/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama