Kuria przemyska oczekuje przeprosin. Ciekawe, czy ktoś uzna, że to oczekiwanie skierowane do niego?
"Idziemy" nr 22/2010
Polskie elity potrafią uważnie i starannie analizować rzeczywistość. Po emisji w TVP1 filmu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego „Solidarni 2010” szybko wyłapały, że na kilkadziesiąt osób przepytanych pod pałacem prezydenckim aż trzy (!) są z zawodu aktorami. A skoro aktorzy, to zapewne wzięli za swoje występy grube pieniądze, wcześniej w bólu wykuwając na pamięć co bardziej wzruszające kwestie. I zaczęło się dociekanie: czy zarobili, ile zarobili, jak zarobili. Gromko pytano ładnych parę dni. I słusznie, bo przecież aktor, zwłaszcza mniej znany aktor, obywatelskiego sumienia mieć nie może. Zwłaszcza wówczas, gdy nie jest to „nasz” aktor. „Nasi” aktorzy popierać nas mogą i nie ma znaczenia, że niektórzy, jak na przykład Andrzej Chyra, niedokładnie wiedzą, kogo popierają, mówiąc „Władysław” Komorowski.
Czasem jednak tej dociekliwości, nie wiedzieć czemu, brakuje. I tak Andrzej Wajda podczas spotkania Komitetu Honorowego PO w stołecznych Łazienkach, gdzieś w okolicach ogłaszania „wojny domowej”, wypowiedział takie oto zdanie: „Jeżeli ksiądz biskup przemyski mówi, (że) jeżeli Pan Bóg musiał już ten samolot koniecznie zrzucić, to nie mógł siódmego? Ja siódmego właśnie leciałem z panem premierem i myślę, że tu jest sytuacja przed którą my stoimy.” Mocne zdanie, prawda?
Ale jednak coś nie pasuje. „Biskup przemyski” to przecież arcybiskup Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. To jedna z najważniejszych osób w Kościele w Polsce. Ten sam, który podczas żałoby narodowej pięknie wzywał do refleksji, narodowej zgody, a także dziękował Rosjanom za ich życzliwość w stosunku do Polaków. I nawet gdy nawiązywał do żalu tysięcy Polaków mających poczucie, że „ich prezydent” był niesłusznie obrażany, to czynił to z klasą i bez agresji. Czy to możliwe, że u siebie, w Przemyślu, ten sam abp Michalik zgłasza pretensje, iż spadł nie ten samolot, który spaść powinien? Po co miałby to robić? Sprawa ciekawa, ale w natłoku codziennej gonitwy nikt nie sprawdza faktów. Słowa Andrzeja Wajdy –zresztą powtórzone po minionym już felietonie – giną w natłoku wydarzeń, przegrywają konkurencję z „psychopatami” i „nekrofilią”.
Dopiero po kilku dniach sprawa się wyjaśnia, protestuje Kuria Metropolitalna w Przemyślu: „Tego rodzaju nieodpowiedzialna i nieprawdziwa wypowiedź Członka Komitetu Honorowego jest niegodna ludzi kultury politycznej i demaskuje intencje autorów obliczone na podważanie dobrego imienia Kościoła.” Dziennikarze zaczynają badać sprawę, i dochodzą do jej „źródła”. Okazuje się, że punktem zaczepienia całej „story” jest homilia ks. prałata Zbigniewa Suchego, wygłoszona w przemyskiej archikatedrze grubo ponad miesiąc temu. Atakowany fragment brzmiał: „To się mogło zdarzyć w środę, zdarzyło się wczoraj. To był ten kwiat polskiej inteligencji, to były te elity, które miały zasilić swą krwią ziemię smoleńską, by katyńska ofiara sprzed 70 lat nie została zapomniana, byśmy nie zasypali tropów, którymi kroczyli ci żegnający się z najbliższymi.” Przyznają Państwo, że z powyższych słów trudno wysnuć wniosek, iż ks. Suchy powiedział: „jeżeli Pan Bóg musiał już ten samolot koniecznie zrzucić, to nie mógł siódmego?”. Tak naprawdę powiedział przecież coś odwrotnego: że tragedia mogła dotknąć również delegację rządową, bo ludzki los zna tylko Bóg.
I tak wygląda ta sprawa. Najpierw przeinaczone słowa, później zmieniony ich autor. A później już kolejne powtórzenia, coraz bardziej luźne i coraz mocniejsze. Przekaz płynie, płynie i utrwala się w społecznej świadomości. Jeszcze w minioną niedzielę nieprawdziwe oskarżenia pod adresem abp. Michalika i ks. Suchego powtórzyły się w południowym programie Wojciecha Mazowieckiego na antenie Polskiego Radia i w TVP Info, w wieczornym programie Jacka Żakowskiego.
Kuria przemyska oczekuje przeprosin. Ciekawe, czy ktoś uzna, że to oczekiwanie skierowane do niego?
opr. aś/aś