Dlaczego kocham Polskę

W tym momencie ojciec Chryzostom posmutniał i stwierdził, że gdyby w Niemczech było więcej takich osób, jak polski prezydent, dałoby się uratować kraj przed zalewem islamu...

"Idziemy" nr 27/2010

Stefan Meetschen

Dlaczego kocham Polskę

W ubiegłą sobotę postanowiłem udać się z żoną do Würzburga, pięknego barokowego miasta leżącego nad Menem. Würzburg słynie nie tylko z barokowych i rokokowych kamieniczek, zaczepionych na stokach wzgórz pokrytych winnicami i opadających w kierunku rzeki, oraz słynnego wina „Steinwein”. Dla niektórych, przynajmniej bardziej obeznanych katolików, miasto jest siedzibą niemieckiego katolickiego dziennika „Die Tagespost”. Pokazałem żonie siedzibę gazety, dla której już od wielu lat pisuję korespondencję z Polski, a następnie zakupiliśmy kilka butelek wybornego wina sprzedawanego przez misyjny szpital Juliusspital.

Po długim spacerze promenadą wzdłuż Menu postanowiłem odwiedzić wieloletniego przyjaciela mojego i... Polski! Misjonarza z Mariannhill, Niemca. To właśnie dzięki niemu postanowiłem kiedyś zrealizować moje marzenie i udać się przed laty do Polski jako korespondent. A nie było łatwo. Pierwsze trudności nastręczał już sam język, następne – różnice kulturowe i mentalne niemal we wszystkich dziedzinach życia.

Ale wracając do mojego przyjaciela misjonarza. Ojciec Chryzostom jak zwykle zaskoczył mnie swoją wiedzą o Polsce i miłością do niej. Oprowadzając nas po klasztornych zabudowaniach, wskazał na niewielką kaplicę, do wyłącznego użytku zakonników, w której znajdowały się zdjęcia wszystkich ofiar katastrofy lotniczej prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem! Pod zdjęciami znajdowały się słowa – motto założyciela Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill: „Tam, gdzie nikt nie chce iść, ja pójdę”.

Mimo że zbliżał się wieczór, a ja miałem przed sobą długą drogę do domu, przez ponad godzinę rozmawialiśmy o katastrofie, jej przyczynach, ale i następstwach. W końcu spytałem o. Chryzostoma, w jakim celu powiesił te zdjęcia w kaplicy. Odpowiedział mi, że po to, aby nie zapominać w modlitwie o „tych walecznych ludziach, którzy oddali swoje życie za Polskę, tak samo jak żołnierze zamordowani przed 70 laty w Katyniu”. Ale za chwilę dodał, że może nawet po to, aby modlić się nie za nich, ale do nich! Tak, właśnie do nich, którzy zginęli na swoim posterunku służąc Polsce i którzy teraz mogą się wstawiać za swoją Ojczyzną już w niebie. Przyznam, że ja o tym nawet nie pomyślałem.

Ale o. Chryzostom był przekonany do swojego myślenia i dalej udowadniał mi, że Lech Kaczyński to obrońca nie tylko swojej Ojczyzny, ale i katolicyzmu. Wyznał, jak bardzo podziwia Polaków za to, że stają w obronie wiary, Kościoła i Papieża. I dał tego przykład. Na kilka godzin przed katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem prezydent Kaczyński podpisał się na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej pod apelem w obronie Benedykta XVI przed atakami skierowanymi na niego w związku z przypadkami pedofilii w Kościele katolickim. KAI odnotował, że prezydent złożył podpis dokładnie o północy 9 kwietnia, i tą czynnością zamknął swoje piątkowe urzędowanie przed udaniem się do Katynia.

W tym momencie ojciec Chryzostom posmutniał i stwierdził, że gdyby w Niemczech było więcej takich osób, jak polski prezydent, dałoby się uratować kraj przed zalewem islamu. Ale co tutaj mówić o świeckich, kiedy jego własny prowincjał stwierdził: „Kiedy wreszcie umrze ten zacofany papież?!” I to już chyba wystarczająca odpowiedź na to, dlaczego o. Chryzostom – i ja – tak bardzo miłujemy Polskę i Polaków.

A kiedy mój znajomy ksiądz z Warszawy powiedział, że organizuje w swojej parafii pielgrzymkę do Niemiec, zdziwiłem się, że katolicy mają tutaj jeszcze po co pielgrzymować. Bo to niemieccy katolicy powinni organizować pielgrzymki do Polski i uczyć się postawy, jaką winien przybierać prawdziwy katolik. U nas sanktuaria katolickie wprawdzie jeszcze są, jak choćby klasztor na Mariannhill. Ale ducha katolickiego już dawno utraciły.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama