Piszę refleksje te na konferencji polsko-niemieckiej w Gliwicach
"Idziemy" nr 38/2010
Polską i Niemcami wstrząsnęła wypowiedź przewodniczącej Związku Wypędzonych w Niemczech Eriki Steinbach na temat przyczyn wybuchu II wojny światowej, jakoby sprowokowanej przez Polaków. Po poprzednich akcjach pani Steinbach wypowiedź ta szczególnie mnie nie zdziwiła. Podobnie zresztą jak większości Polaków, którym od dawna nie podobały się zapędy pani przewodniczącej, niemające nic wspólnego z niemieckim patriotyzmem, lecz raczej skłaniające się wyraźnie ku niezdrowemu nacjonalizmowi.
Wypowiedź została skrytykowana przez polityków i historyków nie tylko polskich, ale również niemieckich. Bardzo mnie ucieszyło, że wszyscy znaczniejsi przedstawiciele polityki i mediów odcięli się od poglądów Eriki Steinbach, przyznając wręcz rację przezorności Polaków.
W tym samym czasie w Niemczech gromkim echem odbiła się dopiero co opublikowana książka niemieckiego polityka i bankiera Thila Sarrazina „Niemcy likwidują się same” („Deutschland schafft sich ab”). Autor broni niemieckiej tożsamości i kultury przed inwazją islamskich imigrantów z Turcji. Nie czyni tego w sposób fanatyczny, nie obraża nikogo. Opiera się na statystykach i badaniach socjologicznych, które jasno wykazują, że Niemcy znajdują się na drodze cywilizacyjnej zagłady, natomiast Turcy zaczynają stanowić równoległe społeczeństwo, bujnie rozwijające się i przekształcające niemieckie państwo w islamski emirat. Sarrazin został ostro potępiony przez prominentów niemieckiej polityki i ekonomii, tak że musiał nawet zrezygnować z zasiadania w zarządzie banku centralnego Niemiec. Musiał też otrzymać całodobową ochronę policyjną.
W obliczu tych posunięć dwojga Niemców, którzy na swój sposób pragną bronić niemieckiej tożsamości i spuścizny, nasuwa się pytanie: czy to jeszcze patriotyzm, czy już nacjonalizm? Bo przecież zarówno Steinach, jak i Sarrazin wystawili własne osoby na publiczną krytykę w imię obrony niemieckich wartości, tego, co jest im najdroższe. Ale czy w imię obrony narodowej tożsamości można przeinaczać fakty i zapominać o prawdzie historycznej lub po prostu nie chcieć jej uznać? Taka postawa tylko sieje niezgodę i nienawiść. Całe szczęście, że społeczeństwo niemieckie okazuje się jeszcze mieć trochę oleju w głowie, odcinając się całkowicie od tez Steinach, a przyklaskując tezom Sarrazina.
Piszę refleksje te na konferencji polsko-niemieckiej w Gliwicach, w której biorą udział dziennikarze z Polski i Niemiec, ucząc się wzajemnie od siebie i nawiązując nici sympatii. W programie była wizyta w gliwickiej radiostacji, gdzie 31 sierpnia 1939 r. Niemcy przeprowadzili prowokację, mając nadzieję, że Europa uwierzy, że to Polacy rozpoczęli II wojnę światową. Od razu przyszły mi na myśl słowa polskiego ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, komentującego wypowiedź Steinbach: „Jeszcze trochę i (Steinbach) odkryje, że to Polska rozpoczęła wojnę atakiem na radiostację w Gliwicach”. Mam nadzieję, że Erika Steinbach nie będzie już miała kolejnych okazji do prezentowania swoich „odkryć” historycznych. Natomiast takie spotkania polsko-niemieckie, jak wspomniana konferencja, z pewnością przyczyniają się do właściwego pojmowania patriotyzmu, opierającego się na prawdzie i wzajemnym szacunku. Bądźmy zatem patriotycznymi braćmi, a nie nacjonalistycznymi wrogami.
opr. aś/aś