Wybory już jesienią, tymczasem żadna z partii politycznych nie przedstawiła jeszcze spójnej, długoterminowej wizji naprawy Polski
"Idziemy" nr 7/2011
Wybory już jesienią, tymczasem żadna z partii politycznych nie przedstawiła jeszcze spójnej, długoterminowej wizji naprawy Polski. Z dotychczasowych propozycji najbardziej konkretne wydają się te wysunięte przez PJN. Choć tak naprawdę są w większej części powtórzeniem gospodarczych obietnic PO z 2005 r., tyle że niezrealizowanych! Pozostałe ugrupowania dopiero zaczynają pracę nad rozwiązaniami (PiS, SLD) lub stawiają na demagogiczne slogany wymierzone w przeciwników (Ruch Poparcia Palikota).
Program gospodarczy mają dziś tylko „zbuntowani” ekonomiści. Mam na myśli nie tylko Leszka Balcerowicza i FOR, ale też inne osoby, jak Krzysztof Rybiński, i instytucje, jak Centrum im. Adama Smitha. Coraz mocniej środowisko ekspertów wchodzi w rolę opozycji i celnie punktuje słabą bieżącą politykę rządu. Ich krytyka jest tym bardziej cenna, że pochodzi od ludzi z tego samego kręgu. Połajanek Balcerowicza nie da już się zbyć piarowskimi sztuczkami.
Na razie lepiej chyba nie będzie. Politycy z zasady nie wykorzystują ekonomicznej amunicji, bo nie chcą zrażać do siebie wyborców. Mówiąc prawdę o długu publicznym, emeryturach czy inflacji można po prostu za dużo stracić. Ale też sprawy ekonomiczne do tej pory nie były bliskie Polakom. Teraz się to zmienia – widzimy, że gospodarka ma coraz większy wpływ na nasze codzienne życie. Dopóki jednak problemy bezrobocia, wzrost inflacji i realnych podatków nie dotkną mocno klasy średniej, zwłaszcza mieszkańców dużych miast, ekonomia nie będzie orężem walki politycznej. Głos ubogiego elektoratu z „Polski B” jest przez polityków traktowany z politowaniem.
Życie pokazuje też, że śmiałe reformy gospodarki nie są mile przyjmowane. Ich zwolenników – ludzi wykształconych, bogatych – jest zwykle niewielu. Dlatego lepiej nie robić nic i dbać o słupki poparcia, jak teraz PO, która nie zrealizowała prawie żadnej z przedwyborczych obietnic. W Wielkiej Brytanii i na Węgrzech rządy Davida Camerona i Victora Orbana rozpoczęły duże zmiany już w pierwszych miesiącach urzędowania. Bo tylko w ten sposób, zaraz po wygranych wyborach, można coś zmienić!
Świadomość ekonomiczna Polaków jest bliska zeru. Nie wiemy, na czym polega liczenie pieniędzy i jak nieraz lekką ręką, naszym kosztem, państwo się ich pozbywa. A przecież wszystko sprowadza się do jednego: za dużo wydajemy, a za mało do budżetu wpływa. Państwo bierze na siebie zbyt dużo obowiązków, których nie może wypełnić. Zbyt dużo pieniędzy tracimy też przez nieudolność urzędników, do kontroli których zatrudnia się kolejnych urzędników! Obyśmy nie musieli na stare lata żebrać na ulicy...
Autor jest dziennikarzem TVP
opr. aś/aś