Najwyższa pora, by protestujący na ulicach Grecy uderzyli się w piersi, a potem zaczęli udawać Polaków i Estończyków
"Idziemy" nr 27/2011
Gdy czytają Państwo te słowa, znany jest już wynik głosowania greckich parlamentarzystów nad pakietem oszczędnościowym dla tamtejszej gospodarki. Rząd Jeorjosa Papandreu zaplanował szereg trudnych reform, m.in. masową prywatyzację majątku narodowego, likwidację ulg, wprowadzenie tzw. podatku solidarnościowego, podwyższenie wieku emerytalnego i ograniczenie płac. Przyjęcie projektu było warunkiem ponownego wypłacenia Grekom pożyczki z Unii Europejskiej. 12 mld euro pozwoliłoby im w miarę spokojnie przetrwać najbliższe miesiące.
Zasadność ekonomiczną takiej pomocy niech oceniają specjaliści. Jako dziennikarz chcę jednak zapytać, czy jest ona dobra moralnie? Czy ktoś, kto ordynarnie oszukiwał i szkodził Wspólnocie, ma prawo wyciągać rękę po kolejne kredyty i liczyć, że Bruksela dalej będzie go głaskać po głowie?
Przez lata władze greckiego państwa naciągały unijne instytucje. Jak wykazał audyt Eurostatu, oficjalne wskaźniki deficytu budżetowego i relacji długu publicznego do PKB były zaniżane ponad dwukrotnie. Biorąc pod uwagę ich realne wartości, dziś Grecji nie powinno być ani w strefie euro, ani nawet w Unii! Do EWG przyjęto ją w 1981 roku. Decydowały nie argumenty ekonomiczne, ale obawy przed rozszerzaniem się w Europie nastrojów rewolucyjnych po zamachu stanu i wojskowej dyktaturze w Grecji lat 1967-1974. Obecnie Unia płaci cenę za tamten spokój, stojąc w obliczu zagrożenia międzynarodowym kryzysem ekonomicznym.
Problemy gospodarcze Grecja ma od stuleci. Bankrutowała już pięciokrotnie – cztery razy w XIX wieku oraz w 1932 roku. W Unii jej gospodarka zawsze była najsłabsza. Wiele wskazuje na to, że prawdziwie wolny rynek nigdy tam nie dotarł. Od turystów wracających z wakacji w Grecji usłyszałem na przykład, że przez trzy tygodnie nie mogli kupić zwykłej kliszy fotograficznej. Wyspę, na której byli, zaopatrywał tylko jeden dystrybutor, realny monopolista, który akurat wtedy wziął sobie urlop. Załatwienie czegokolwiek na poczcie, w hotelu czy banku podczas sjesty, która jest tam wręcz rzeczą świętą, graniczy z cudem. Do tego dochodzą powszechna korupcja i uchylanie się Greków od płacenia podatków.
Zaniedbań historyczno-gospodarczych Grecji nie da się nadrobić jedną czy drugą transzą kredytu. Być może najwięcej dobrego przyniosłoby jej oczyszczenie się poprzez bankructwo. Potrzebuje ona radykalnych reform i poświęcenia obywateli, jak w Polsce z początku lat 90., kiedy w słusznej sprawie zacisnęliśmy pasy. Kilka lat temu na krawędzi stała Estonia, a Unia jej nie pomogła. Przyparta do muru, przeprowadziła reformy i dziś jej gospodarka kwitnie. W tym roku weszła do strefy euro.
Najwyższa pora, by protestujący na ulicach Grecy uderzyli się w piersi, a potem zaczęli udawać Polaków i Estończyków.
opr. aś/aś