Zacietrzewienie europejskich antyklerykałów i katofobów doprowadziło ich do walki już nie tylko z Bogiem i Kościołem...
"Idziemy" nr 45/2011
Wydarzeń, które pilnie wymagają zauważenia i skomentowania, było w ostatnich dniach tyle, że trzeba by im poświęcić kilkanaście wstępniaków. Z konieczności ograniczam się zatem do tego, które dla miejsca chrześcijaństwa i w ogóle zdrowego rozsądku w cywilizacji europejskiej i polskiej uważam za fundamentalne. Tym bardziej, że wydarzenie to zostało praktycznie przemilczane przez główne media, chociaż depesze były dostępne w serwisie PAP i KAI. Mam na myśli wyrok, który zapadł niedawno we francuskim miasteczku Coutances w Normandii przeciwko tamtejszej diecezji. Sąd drugiej instancji na wniosek osoby zainteresowanej nakazał definitywne wymazanie jej imienia i nazwiska z Księgi ochrzczonych. Sędziowie uznali bowiem, że figurowanie tam czyjegoś nazwiska stoi w sprzeczności z ochroną życia prywatnego.
Istnienie wpisu w księdze, do której mają dostęp osoby trzecie, ma według sądu uderzać w życie prywatne osoby wnoszącej pozew, bo stanowi rodzaj upowszechniania tych danych. Wymazanie ma być wykonane według wyroku „na przykład niedającym się wywabić i nie pozwalającym na odczytanie danych czarnym tuszem”. Na wykonanie wyroku sądowego diecezja ma 30 dni. Ordynariusz bp Stanislas Lalane zapowiedział kolejne odwołanie się od wyroku. Dotychczasowa praktyka Kościoła wobec osób wyrzekających się swojego chrztu polega na dokonaniu odpowiednich adnotacji w Księdze ochrzczonych, analogicznie jak odnotowuje się w niej inne ważne fakty z życia religijnego człowieka, jak choćby bierzmowanie, ślub czy święcenia kapłańskie.
Wyrok sądu w Coutances, który, mam nadzieję, zostanie uchylony przed trybunałami wyższej instancji, jest kolejną próbą przekroczenia Rubikonu przez zwolenników, jak to określił Jan Paweł II, „wolności posuniętej do obłędu”. Chodzi o testowanie symbolicznej granicy już nie między wiarą i niewiarą, a między zdrowym rozsądkiem i ślepą ideologią. Zacietrzewienie europejskich antyklerykałów i „katofobów” doprowadziło ich do walki już nie tylko z Bogiem i Kościołem, ale nawet z prawdą historyczną. Nie przemawia do nich – i rozumiem, że nie musi przemawiać – katolicka nauka o chrzcie jako o sakramencie, który ma charakter nieusuwalny. Jednak żądanie fałszowania czy niszczenia dokumentów stanowi zbrodnię przeciwko prawdzie i historii.
Księgi metryczne przechowywane od wieków w Kościołach są bowiem czymś więcej niż tylko źródłem informacji koniecznych do prowadzenia duszpasterstwa. Z nich wiadomo, kto zgodnie z prawem może zawrzeć małżeństwo, przyjąć święcenia czy być chrzestnym w Kościele. Ale niezależnie od wiary czy niewiary, są to również jedne z najcenniejszych dokumentów historycznych. Czasami jedyne, jakie pozostały po ludziach wielkich i po tych całkiem zwyczajnych. Aż strach pomyśleć, jak może wyglądać pisanie na nowo historii przez aktywistów przetaczającej się także przez Polskę światopoglądowej i obyczajowej rewolucji. Żarty w rodzaju „Kopernik była kobietą” mogą wkrótce przestać nas śmieszyć, gdyby za korektę metryk wzięła się Anna Grodzka i jej poplecznicy. Jeśli dzisiaj za pogwałcenie praw człowieka uzna się samo odnotowanie niezbitego faktu jego chrztu, to jutro przestępstwem może być adnotacja, że ktoś się urodził mężczyzną albo że się w ogóle urodził. Jedni znowu wyskrobią nam z historii Chrystusa, inni Dmowskiego jako „faszystę”, a Wanda Nowicka pozbyłaby się Jana Pawła II, żeby się dłużej za niego „wstydzić”.
Na pierwszym froncie nierzadko już nawet krwawej rewolucji obyczajowej toczy się dzisiaj walka o prawdę.
opr. aś/aś