Jesienna ofensywa

Gdyby z urzędem przewodniczącego Rady Europejskiej wiązała się realna władza, to ubiegaliby się o nią tej miary europejscy przywódcy, co Angela Merkel, David Cameron czy Francois Hollande

"Idziemy" nr 36/2014

Ks. Henryk Zieliński

Jesienna ofensywa

Gdyby z urzędem przewodniczącego Rady Europejskiej wiązała się realna władza, to ubiegaliby się o nią tej miary europejscy przywódcy, co Angela Merkel, David Cameron czy Francois Hollande

Jesienna ofensywa

Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej to w gruncie rzeczy dobra wiadomość. Jeśli Polacy cieszą się bramkami Roberta Lewandowskiego strzelanymi w niemieckich klubach, to dlaczego nie mieliby się cieszyć europejskim sukcesem premiera? Także z punktu widzenia ludzi wierzących, wybór ten jest najlepszym z możliwych. Nawet Tusk ze swoim merkantylnym stosunkiem do religii może na tle konkurentów z europejskiej chadecji uchodzić za konserwatystę. Jest zatem lepiej, niż być mogło.

Nie należy jednak przesadzać z trąbieniem na wiwat. Z funkcją „Prezydenta Unii”, choć to szumnie brzmi, nie wiąże się bowiem żadna realna władza. Gdyby było inaczej, to ubiegaliby się o nią tej miary europejscy przywódcy co Angela Merkel, David Cameron czy Francois Hollande. Ale się nie ubiegali, bo wiedzą, że jako „Prezydent Unii” mieliby w jej strukturach i w świecie o wiele mniejsze znaczenie niż teraz, gdy stoją na czele państw. Nasz premier rywalizację o ten urząd wygrał więc z byłym premierem Łotwy i byłym premierem Estonii, bo nawet duńska premier Helle Thorning-Schmidt wycofała swoją kandydaturę. Przypadek Tuska, kiedy urzędujący premier jednego z największych unijnych państw ubiega się o posadę w Brukseli za cenę rezygnacji z realnego rządzenia krajem, wiele mówi o premierze i o jego widzeniu Polski.

O zasługach odchodzącego „prezydenta” Hermana Van Rompuya trudno cokolwiek powiedzieć. Mało kto zna choćby jego nazwisko i funkcję. Podobnie będzie pewnie i z Donaldem Tuskiem. Zresztą Unią to my już kiedyś rządziliśmy, przez całe pół roku od lipca do grudnia 2011 r. I jakie są owoce tej prezydencji, prócz jej tęczowego logo? Partyjna ofensywa propagandowa musi jednak przekuwać europejski sukces szefa PO na poparcie dla tej partii w nadchodzących wyborach. To normalne. Dziwne, gdyby tego nie robiła z pomocą zaprzyjaźnionych mediów. Ale porównywanie wyboru Tuska do wyboru Jana Pawła II, to już chyba przesada. Podobnie, jak stawianie go na równi z prezydentem USA Barackiem Obamą jako przywódcy jednej z dwóch światowych potęg. Trzeba jeszcze przekonać Obamę, że w Tusku, a nie w Angeli Merkel będzie miał od 1 grudnia najważniejszego partnera. Może się uda? Oby się jednak nie udało coś zupełnie innego: Merkel od dawna usiłuje osłabić wpływy i obecność USA w Europie. Zaś spolegliwy wobec niej Tusk może być dla Niemców na nowym urzędzie wygodnym narzędziem w tej sprawie, całkowicie sprzecznej z polską racją stanu. Zatem uwaga!

Na naszym podwórku niepokoić musi laicka ofensywa przeciwko obecności ludzi wierzących w przestrzeni publicznej. Zaczęło się w tym roku od represji wobec Agaty Rejman, położnej rzeszowskiego szpitala Pro Familia za odmowę asystowania przy aborcji. Potem była głośna sprawa prof. Bogdana Chazana zwolnionego ze Szpitala im. Świętej Rodziny za powołanie się na klauzulę sumienia. W wakacje za odmowę udziału w bluźnierczym przedstawieniu został wyrzucony z Teatru Nowego w Łodzi aktor Marek Cichucki. Teraz na celowniku dyktatury relatywizmu znaleźli się znani z naszych łamów red. Krzysztof Ziemiec z TVP i wiceminister sprawiedliwości prof. Michał Królikowski. Jak na ironię, najbardziej zajadłym oskarżycielem prof. Królikowskiego jest Robert Biedroń. Ten sam, przeciwko któremu toczy się właśnie proces karny o czynną napaść na policjanta i który jawnie wykorzystuje mandat poselski do propagowania homoseksualnych zachowań. Zaś na czele żądających wyrzucenia Ziemca z TVP po jego wywiadzie z ks. Johnem Bashoborą pojawiała się prof. Magdalena Środa. Ta sama, która gotowa jest pisać na kolanach o księdzu, byle tylko był zbuntowany wobec Kościoła.

Nie możemy sobie pozwolić na bierność, kiedy z naszej owczarni wyciągane są najbardziej wyraziste postaci, aby potem dokonywać ich publicznej egzekucji dla zastraszenia pozostałych. Bierność byłaby zdradą, której nic nie usprawiedliwia.

Na koniec coś o nas. „Idziemy” świętuje właśnie 9 lat istnienia. Dziękujemy wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczyniają się do naszego rozwoju. Chcemy z tym, co mamy do przekazania, docierać do jak najszerszego grona. Dlatego prosimy naszych Czytelników o urodzinowy prezent. Kupcie kiedyś dwa egzemplarze „Idziemy” i ten drugi przekażcie komuś, kto mógłby poszerzyć krąg naszych odbiorców. Może w ten sposób przybędzie ludzi myślących podobnie jak my. W imieniu całej redakcji proszę o taką jesienną ofensywę.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama