O rozróżnieniu między gotowością służby i arogancją bożka, któremu wszystko wolno, warto sobie przypomnieć w najbliższą niedzielę
"Idziemy" nr 21/2015
O rozróżnieniu między gotowością służby i arogancją bożka, któremu wszystko wolno, warto sobie przypomnieć w najbliższą niedzielę
Co znaczy żyć w boskim stylu? Dla jednych to nie uznawać żadnych ograniczeń, używać świata i ludzi według swojej woli i wierzyć, że nie ma się pana nad sobą. Dla drugich to coś zupełnie innego.
Dylemat boskości zręcznie pokazuje film Toma Shadyaca z 2003 roku „Bruce Wszechmogący”. Opowiada on o dziennikarzu, który o wszystko ma pretensje do Boga. Wini Go nie tylko za swoje porażki zawodowe i za niepowodzenia w miłości, ale nawet za to, że jego własny pies regularnie obsikuje mu ulubiony fotel.
Podczas jednej ze sprzeczek z Bogiem nasz bohater zostaje wysłuchany w zaskakujący sposób. Bóg zaprasza go na prywatną audiencję, a Bruce zastaje Go przy ręcznym sprzątaniu jakiejś hali czy parkingu. Tam otrzymuje propozycję, że zostanie obdarowany Bożą mocą i pokieruje światem przez najbliższe dni. Propozycję oczywiście przyjmuje. A Bóg, grany przez czarnoskórego aktora Morgana Freemana, wraca do miotły i mopa.
Bruce używa Bożej mocy, aby wzniecić podmuch, który podwiewa spódnicę przechodzącej dziewczynie, ukazując jej bieliznę. Potem robi „cud”, rozdzielając pomidorówkę w talerzu na dwie części, aż ukazuje się suche dno pośrodku. Potem jest jeszcze bardziej głupio: Bruce płata figle kolegom z redakcji, zmusza psa, żeby korzystał z sedesu, steruje Księżycem podczas randki i sprawia, że wszyscy grający na loterii trafiają szóstkę.
Ale świat wcale nie jest od tego szczęśliwszy. Przeciwnie, zaczyna się pogrążać w chaosie. Szczęśliwy nie jest również Bruce, bo choć wszystko może, to nie czuje się kochany przez swoją dziewczynę. Mógłby ją do wszystkiego zmusić Bożą mocą. Ale to nie będzie miłość. Staje więc znowu przed Bogiem i pyta: „Jak sprawić, żeby ktoś nas kochał, nie odbierając mu przy tym jego wolności?”. – Witaj w moim świecie – odpowiada mu Bóg.
W jednej z ostatnich scen Bruce ramię w ramię ze swoim Bogiem wywija mopem po podłodze. Co jakiś czas patrzą sobie w oczy i obydwaj wyglądają na szczęśliwych. Zdolność podporządkowania sobie ludzi i sił przyrody okazuje się niepotrzebna, żeby być jak Bóg. Film ten warto obejrzeć w niedzielę Zesłania Ducha Świętego – choćby i po raz kolejny. Otrzymawszy bowiem – jak pisze o. Jacek Salij – tego samego Ducha, którego mocą w łonie Najświętszej Maryi Panny Bóstwo i Człowieczeństwo stało się jednością w osobie Jezusa Chrystusa, my również jesteśmy wezwani do stawania się synami Bożymi. Mamy odtąd żyć jak Bóg. Ale jak prawdziwy Bóg, objawiony nam w Jezusie Chrystusie, a nie jak bożki wymyślone przez ludzi dla usprawiedliwienia swoich słabości.
Żyć jak prawdziwy Bóg objawiony w Chrystusie to trwać w jedności z Ojcem, który jest w niebie. To szanować Jego wolę i być Mu posłusznym, a nie ustanawiać własne przykazania i własne prawdy w zależności od własnych interesów. Prawdziwy Bóg wcale nie robi wszystkiego, co Mu się żywnie podoba. Nie zmienia kamieni w chleb, kiedy sam jest głodny, nie odbiera mowy tym, którzy Go oskarżają, i nie sprawia, że kamienieją ci, którzy Go przybijają do krzyża. I nie uzurpuje sobie prawa do określania codziennie od nowa, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co fałszem – wedle tego, jak Mu wygodniej. Nie przychodzi na świat po to, „aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. A my mamy być jak ten prawdziwy Bóg.
O tym rozróżnieniu między gotowością służby i arogancją bożka, któremu wszystko wolno, warto sobie przypomnieć również w najbliższą niedzielę, gdy będziemy decydować o sposobie sprawowania władzy w naszej Ojczyźnie przez najbliższe pięć lat. Debata w TVP i Polsacie w ubiegłą niedzielę była kolejnym show z udziałem obydwu kandydatów i niewiele miała wspólnego z merytoryczną dyskusją o Polsce. Jej prawdziwymi zwycięzcami byli nasi publicyści Dorota Gawryluk i Krzysztof Ziemiec, którzy udowodnili swój profesjonalizm i bezstronność. Za rozpętaną przeciwko nim kampanię nienawiści w prorządowych mediach nikt ich dotąd nie przeprosił. Ale to nie oni startują w wyborach. Niezdecydowanym takie pseudodebaty nie ułatwią więc podjęcia decyzji.
Niech zatem Duch Święty, który już nieraz odnawiał oblicze tej ziemi, pomoże nam rozpoznać, który z kandydatów ma skłonność do posługiwania się nawet Bogiem i dyktowania własnych praw dla własnych interesów, a którego stać na wierność Bożym prawom nawet za cenę kariery. Bo te wybory mają także swój moralny wymiar. Wpłyną one również na podejście naszych władz do Dekalogu i do ludzi wierzących.
opr. ac/ac