Imigranci i repatrianci

Dla tych imigrantów, którzy nie czują kulturowej bliskości z Polską, jesteśmy tylko krajem tranzytowym na Zachód

Dla tych imigrantów, którzy nie czują kulturowej bliskości z Polską, jesteśmy tylko krajem tranzytowym na Zachód

Imigranci i repatrianci

Decyzja zapadła. Na poniedziałkowym spotkaniu przedstawicieli państw Unii Europejskiej Polska zobowiązała się przyjąć co najmniej 2 tys. uchodźców z Afryki i Azji Mniejszej. Ponad połowa z nich przebywa obecnie na terenie Włoch i Grecji. Reszta czeka pod opieką międzynarodowych organizacji głównie w Syrii i w Afryce Północnej. Ich sprowadzanie do Polski ma potrwać około dwóch lat.

Zadeklarowana przez polski rząd gotowość przyjęcia imigrantów jest mniejsza, niż oczekiwała tego Komisja Europejska. Bruksela zakładała bowiem deklarację przyjęcia przez nas ponad 3600 uchodźców. Warto jednak zaznaczyć, że rządy nieodległych od nas krajów, takich jak choćby Austria czy Węgry, postawiły na swoim i nie przyjmą ani jednego azylanta z unijnego przydziału. Austria twierdzi, że i tak ma więcej niż inne kraje azylantów w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Węgry zaś powołują się na fakt, że są jednym z państw granicznych UE i same muszą sobie radzić z imigracyjną falą.

Do zjawiska imigracji trzeba podejść rozsądnie, bez nacjonalistycznych fobii, ale i bez kompleksów wobec narzucanej nam politycznej poprawności. I bez ulegania międzynarodowej presji. Z jednej strony ludzie mają prawo się przemieszczać w poszukiwaniu lepszego i bezpieczniejszego życia. Z drugiej jednak państwo ma obowiązek prowadzić politykę imigracyjną zgodną ze swoimi interesami oraz wynikającą z rozmaitych moralnych i historycznych zobowiązań. Przykładem prowadzenia takiej polityki są choćby USA czy Izrael.

Polska ma wielkie i ciągle nieuregulowane zobowiązania przede wszystkim wobec setek tysięcy ludzi polskiego pochodzenia, którzy wskutek zsyłek i przesunięcia granic pozostali nie z własnej woli na terenach dawnych republik ZSRR. Inicjatywa sprowadzenia ich do Polski, podjęta przez śp. Macieja Płażyńskiego i kontynuowana przez jego syna, utknęła w gąszczu państwowych niemożliwości. Nieliczni, którym udało się z możliwości powrotu skorzystać, nie mają w Polsce różowo. Brakuje dla nich mieszkań, środków na ich aktywizację zawodową i urządzenie się w Ojczyźnie. Nawet z ogarniętego wojną Donbasu udało nam się sprowadzić niespełna 200 repatriantów. W sprowadzaniu do kraju swoich rodaków ze Wschodu skuteczniejsi od nas są nie tylko Izraelczycy czy Niemcy, ale nawet Rosjanie. Pojawiają się domysły, że niechęć rządów PO&PSL do Polaków ze Wschodu wynika z ich głębokiego patriotyzmu i przywiązania do tradycyjnych wartości. Czyni ich to niewygodnymi w budowaniu utopijnego społeczeństwa multikulti.

Wojna na Ukrainie i niestabilna sytuacja na Wschodzie sprawia, że Polska, jako kraj graniczny Unii, o wiele bardziej niż Węgry jest i będzie wystawiona na fale docierających do nas uchodźców. Tylko w pierwszej połowie 2015 roku uchodźcy złożyli u nas ponad 4 tys. wniosków o azyl. Struktura docierających do nas fal imigrantów wynika z ich i naszych uwarunkowań historycznych, kulturowych, religijnych i geograficznych. Dlatego w Polsce chętnie szukają schronienia prześladowani katolicy z komunistycznego Wietnamu, niepewni swego losu Czeczeńcy czy zdesperowani wojną Ukraińcy. Polska – w odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Belgii czy Niemiec – nie miała kolonii, w których nasz język i kultura byłyby narzucane tubylcom jako obowiązujące. Mieszkańcom dawnych kolonii w naturalny sposób bliżej jest do ich dawnych centrali niżeli do nas.

Prócz tego, Polska jest zbyt biedna, aby stanowić główny cel dla imigrantów. Nie mamy szerokiego rynku pracy, dobrych wynagrodzeń ani wysokich świadczeń społecznych dla wielodzietnych rodzin, a to są sprawy szczególnie atrakcyjne dla przybyszów z Południa. To od nas ponad 2 mln osób wyjechało w ostatnich latach za chlebem. Dlatego dla tych imigrantów, którzy nie czują kulturowej bliskości z Polską, jesteśmy tylko krajem tranzytowym na Zachód. Może to więc jest sposób? Ośrodki dla przydzielonych nam przez Unię uchodźców najlepiej byłoby otworzyć gdzieś niedaleko niemieckiej granicy, w Słubicach lub Zgorzelcu, i czekać, aż sprawa się sama rozwiąże. Bo przecież uchodźcy to nie więźniowie i nie można im odmówić prawa opuszczenia kraju, w którym ich osadzono wbrew ich woli. A do osiedlania się w naszym kraju zachęcajmy wszelkimi sposobami tych, na których nam szczególnie zależy. Bo bez nich w dłuższym czasie Polska sobie już nie poradzi.

"Idziemy" nr 30/2015

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama