My chcemy Boga

Takiego przesłania Donalda Trumpa do Polski i Europy, jakie popłynęło 7 lipca 2017 r. z Warszawy, nie spodziewał się chyba nikt. Ze mną włącznie

Takiego przesłania Donalda Trumpa do Polski i Europy, jakie popłynęło 7 lipca 2017 r. z Warszawy, nie spodziewał się chyba nikt. Ze mną włącznie

My chcemy Boga

Takiego przesłania Donalda Trumpa do Polski i Europy, jakie popłynęło 7 lipca 2017 r. z Warszawy, nie spodziewał się chyba nikt. Ze mną włącznie, choć od początku wskazywałem, że wybór czasu i miejsca spotkania prezydenta USA z Polakami – pod pomnikiem Powstania Warszawskiego – nie był przypadkowy. Chodziło o świadome nawiązanie do tego wydarzenia, które jak w pigułce podaje dramaturgię i heroizm naszych dziejów. Można się zatem było spodziewać, że przywódca największego mocarstwa właśnie tam zapewni nas, że sławny art. 5 NATO jest dla Ameryki fundamentalną zasadą i już nigdy nie będziemy pozostawieni sami sobie wobec obcej agresji. Takie zapewnienia padły, może nawet mocniejsze, niż oczekiwano, bo Trump zwrócił uwagę, że Amerykanie, zamiast mnożyć słowa, preferują konkretne działanie. Jest to szczególnie ważne w kontekście naszych doświadczeń z sojuszami, które w wrześniu 1939 r. pozostały martwą literą.

Ważna jest także prawda o naszej historii, która popłynęła w świat z ust amerykańskiego prezydenta. Została niejako wzmocniona siłą oddziaływania człowieka, z którym liczy się świat. A to przecież nie Polakom, tylko światu trzeba przypominać prawdę o wspólnej agresji nazistowskich Niemiec i Związku Radzieckiego na Polskę, o niemieckich zbrodniach na polskich Żydach i na Polakach, o sowieckich mordach na polskich oficerach i o niemieckim bestialstwie w czasie Powstania Warszawskiego, przy bierności Moskwy. Może dzięki temu prawda zacznie się skuteczniej przebijać do świadomości społeczeństw Zachodu.

Tym jednak, co najbardziej zaskoczyło w przemówieniu Donalda Trumpa, było jasne opowiedzenie się po stronie chrześcijańskich wartości. W epoce politycznej poprawności, dyktatury relatywizmu i nihilizmu słowa prezydenta USA były powiewem normalności. Trump mówił w sposób naturalny o wartości rodziny, narodu i wiary w Boga. Wzywał do obrony tych wartości, stawiając Polskę jako przykład dla Europy i świata. Wierność wartościom, na których zbudowana jest nasza cywilizacja, uznał za sprawę najważniejszą dla jej przetrwania. Przyznając, że obiektywnie uczestniczymy w najsilniejszym militarnie i gospodarczo sojuszu, stwierdził, że: „Na nic się zdadzą największe gospodarki świata i broń największego rażenia, jeśli zabraknie silnej rodziny i solidnego systemu wartości”.

Ludziom, którzy zapominają o sprawach najważniejszych dla trwania cywilizacji i państw, zalecał przyjazd do Polski i naukę na podstawie naszych doświadczeń, kiedy to siła ducha i wiary pozwalała nam przetrwać najtrudniejsze czasy. Przywołał na pamięć słowa polskiego biskupa – męczennika z KL Dachau bł. Michała Kozala, że: „Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi”. Dlatego, mówił Trump: „Nasza walka w obronie Zachodu nie zaczyna się na polu bitwy – zaczyna się od naszych umysłów, naszej woli, naszych dusz.” Tylko czy Zachód chce przetrwać? – pytał Trump.

Wśród fundamentalnych wartości Zachodu amerykański prezydent podkreślał godność życia każdej istoty ludzkiej i szacunek dla „inspirujących dzieł sztuki, które oddają cześć Bogu”. Dla prezydenta USA polskość i katolicyzm nie są „obciachem”. Mówił o nas jako o narodzie dumnym z Kopernika, Chopina i św. Jana Pawła II. Dumnym także z polskich katedr.

W przemówieniu Donalda Trumpa w Warszawie prostych nawiązań do Boga i wartości chrześcijańskich było tak wiele, jak nie spotykamy tego w wystąpieniach europejskich przywódców. Nawet tych z Polski czy Węgier. W ocenie Trumpa to wiara Polaków doprowadziła do upadku komunizmu. Zauważył, że kiedy milion ludzi zgromadził się 2 czerwca 1979 r. wokół św. Jana Pawła II na placu Zwycięstwa w Warszawie, to nie prosili o bogactwa ani przywileje, ale pieśnią wypowiedzieli trzy proste słowa: „My chcemy Boga”. W tym zawarta była zapowiedź, że Polska znów będzie Polską. Stwierdził, że to spostrzeżenie jest ciągle aktualne, bo: „Naród polski, naród amerykański i narody Europy wciąż wołają: »My chcemy Boga«”.

Zdefiniowanie przez Donalda Trumpa problemów i nadziei współczesnej Europy i cywilizacji Zachodu współbrzmi z ujęciem, jakie zaprezentował przed dwoma laty w Strasburgu papież Franciszek, a wcześniej Benedykt XVI i św. Jan Paweł II. Ważne, że tym razem zrobił to przywódca najbardziej wpływowego mocarstwa – i że zrobił to w Polsce. Bo to świadczy, że nie tylko militarnie, ale także w naszym wołaniu „My chcemy Boga” i zmaganiu o normalność nie jesteśmy sami. Polskę Andrzeja Dudy z Ameryką Donalda Trumpa łączy dzisiaj więcej niż kiedykolwiek.

"Idziemy" nr 29/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama