Obraz biskupa śpiącego ze zmęczenia przy błotnistej ścieżce wskazuje właściwy kierunek, jak robić swoje, nie oglądając się na warunki i możnych tego świata.
Obraz biskupa śpiącego ze zmęczenia przy błotnistej ścieżce wskazuje właściwy kierunek, jak robić swoje, nie oglądając się na warunki i możnych tego świata.
Zdjęcie kostarykańskiego biskupa Javiera Romána Ariasa, który zasnął ze zmęczenia przy błotnistej ścieżce przez dżunglę, to chyba najlepszy przekaz przed Niedzielą Dobrego Pasterza. Jego poświęcenie wywołało szacunek również w tych mediach, które zwykle nie przebierają w formach napastliwości wobec Kościoła.
Niedziela Dobrego Pasterza rozpoczyna Tydzień Modlitw o Powołania do Kapłaństwa i Życia Konsekrowanego. A z tymi nie jest ostatnio najlepiej. Ludzie coraz bardziej skupiają się na sobie, wpadają w konsumpcjonizm i erotykę, czują się samowystarczalni. To zaś odwraca ich myślenie od spraw nadprzyrodzonych. Nawet w wielu pełnych rodzinach, a cóż dopiero w tych rozbitych czy patchworkowych, istnieje klimat antypowołaniowy. Podejmowaniu decyzji o poświęceniu życia służbie Bogu i Ludowi Bożemu nie sprzyja także klimat społeczny ostatnich lat. Jak słusznie zauważa Jacek Karnowski, w Polsce wciąż rośnie przyzwolenie na używanie coraz bardziej bolszewickiego języka wobec chrześcijaństwa i Kościoła. Kierunek tego procesu jest niezmienny, niezależnie od tego, kto rządzi. Czas pozbyć się złudzeń.
Wystąpienie Leszka Jażdżewskiego 3 maja przez prelekcją Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim było tylko jednym z przejawów budowania antychrześcijańskiej utopii. Tej właśnie, którą tego samego dnia trafnie zdiagnozował abp Stanisław Gądecki w kazaniu na Jasnej Górze. Utopia ta ma zwolenników także w Kościele. Nie chodzi o jednego tylko księdza. Coraz szerzej i wyżej zaczynają docierać do nas tezy zza Odry, według których Kościół nie może sobie rościć prawa do nieomylnego nauczania w sprawach moralnych! Może tylko głosić treści wiary w oderwaniu od praktyki życia. Szatan i inni wrogowie Kościoła też wiedzą, że „Wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,14).
Tusk i Jażdżewski wystąpili jako grający w jednej drużynie, kierowanej przez tego samego trenera. To tłumaczy, dlaczego mało znany redaktor niszowego kwartalnika został organizatorem najważniejszego od lat spotkania przewodniczącego Rady Europejskiej z elitami partii, której do niedawna był szefem, i z kierownictwem innych partii opozycyjnych. Ktoś go do tej roli namaścił. Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz zasiedli po prawej i lewej ręce Jażdżewskiego, bo to on był gospodarzem spotkania. I to jego słowo, wygłoszone z tremą uczniaka przed mistrzem, a jednocześnie w niemal satanistycznym uniesieniu, było najbardziej oklaskiwane na tym spotkaniu. Pojawiły się nawet komentarze, jakoby Jażdżewski skradł Tuskowi jego show. Trzeba jednak przyjrzeć się nie tylko minom Tuska, ale także gestowi, jaki wykonał, mijając się ze schodzącym z mównicy Jażdżewskim. To identyczny gest, jaki wchodzący na murawę zawodnik robi wobec kolegi schodzącego z boiska na sygnał trenera. To wyćwiczony gest człowieka, który uwielbia „haratać w gałę”. Tym razem jednak było haratanie w Kościół. A gracze mieli ściśle wyznaczone role. Nie zawsze na miarę ich ambicji. Ale wyznaczone przez kogoś wyżej.
Granie Kościołem trwa również po drugiej stronie. Nazajutrz prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził: „Kto podnosi rękę na Kościół, chce go zniszczyć, ten podnosi rękę na Polskę”. I dodał: „Kościoła trzeba bronić, to jest także obowiązek patriotyczny”. Myli się jednak ten, kto sądzi, że teraz prezes PiS wypowie antyrodzinną konwencję stambulską, odblokuje procedowanie w sprawie niedopuszczalności aborcji eugenicznej czy doprowadzi do zmiany ustawy o in vitro. Myli się również ten, kto ma nadzieję, że Kaczyński pójdzie w ślady Viktora Orbana i ukróci działalność w Polsce instytucji George’a Sorosa. Nie słyszałem, aby prezes PiS szczególnie się zmartwił „Klątwą” graną w Teatrze Powszechnym w Warszawie czy „Klerem”, nakręconym w większości za publiczne pieniądze. Co się zatem zmieniło? Trwa kampania i Kościół jest w grze.
Politykom w większości nie chodzi o wzmocnienie Kościoła. Byłby wtedy zbyt trudnym partnerem. Gotowi są mu dać nawet pieniądze, przywileje i zaszczyty. Ale to nie politycy są od ewangelizacji świata. Oni mają inne cele. Obraz biskupa śpiącego ze zmęczenia przy błotnistej ścieżce wskazuje właściwy kierunek, jak robić swoje, nie oglądając się na warunki i możnych tego świata. Bo oni zawsze będą rachować, ile mamy dywizji, choćby tych w moherowych beretach, w seminariach, zakonach i w rodzinach. I w zależności od tego będą się z nami liczyć lub nie.
"Idziemy" nr 19/2019
opr. ac/ac