Plucie na Panteon

Lewicowe władze państwowe konsekwentnie odbierają prawa kombatantom walczącym o wolność Polski, nadają je natomiast swoim towarzyszom, dawnym UB-kom i innym służalcom ZSRR

Kiedy patrzę na to, w jaki sposób obecne władze państwowe traktują polskich kombatantów, mimowolnie przypomina mi się wiersz Tadeusza Różewicza „Koncert życzeń". Kwiaty, przemówienia, uściski dłoni - wszystko to ma pokazywać, jak ogromnym szacunkiem darzy się u nas weteranów wojennych. To jednak tylko pozory i puste gesty. Na co dzień bowiem bez skrupułów pozbawia się kombatantów tej resztki przywilejów, jaka im się ostała po wszystkich cięciach budżetowych z ostatnich lat.

W Stanach Zjednoczonych weterani wojenni otrzymują rentę w wysokości 1200 dolarów, w Wielkiej Brytanii 750 dolarów, niewiele mniej w innych państwach zachodnioeuropejskich. Wszędzie tam objęci są także specjalnym systemem opieki zdrowotnej i wieloma innymi przywilejami. Na każdym kroku okazuje się im szacunek i pamięta o zasługach. Nie do pomyślenia jest też, by ktoś próbował pozbawiać ich posiadanych uprawnień, które są traktowane jak nienaruszalna świętość.

A jak wygląda to w naszym kraju, gdzie tyle mówi się o szacunku dla polskiej historii i dla jej bohaterów?

Wątpliwa rekompensata

Miarę szacunku i czci dla polskich kombatantów wyznaczają dziś w naszym kraju tzw. oszczędności budżetowe. I to właśnie ci, którzy walczyli za naszą Ojczyznę, w pierwszej kolejności stają się ofiarami wszelkiej maści reform finansów publicznych.

W szukaniu oszczędności kosztem kombatantów od dawna celują lewicowi parlamentarzyści, ale szczególne „zasługi" na tym polu ma rząd Leszka Millera.

To właśnie z inicjatywy poprzedniej Rady Ministrów uchwalono w październiku 2002 roku Ustawę o zmianie ustawy o zaopatrzeniu inwalidów wojennych i wojskowych oraz ich rodzin, ustawy o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego, ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o zasiłkach rodzinnych, pielęgnacyjnych i wychowawczych.

Za sprawą tylko tej jednej ustawy Sojuszowi Lewicy Demokratycznej udało się w istotny sposób ograniczyć część uprawnień, jakimi cieszyło się przez 11 lat środowisko kombatanckie.

Póki co otrzymują oni dodatek kombatancki w wysokości 143,53 zł oraz ryczałt energetyczny za korzystanie z energii elektrycznej, gazowej i cieplnej na cele domowe (97,43 zł). Jednakże za sprawą nowelizacji ustawy z 1991 roku, lewicy udało się pozbawić kombatantów zwolnienia z abonamentu RTV, opłaty za 20 jednostek telefonicznych oraz 50 proc. ulgi za abonament telefoniczny, 10 proc. upustu na zakup mieszkania bądź domu od Skarbu Państwa lub gminy, ulgi w opłatach rejestracyjnych samochodów oraz 50 proc. zniżki w opłacaniu składek za obowiązkowe ubezpieczenie pojazdów samochodowych (z wyjątkiem inwalidów wojennych).

W miejsce tych wszystkich udogodnień kombatanci, inwalidzi wojenni i ich rodziny otrzymali jedynie comiesięczny dodatek kompensacyjny w wysokości 15 proc. dodatku kombatanckiego, czyli... 21,53 zł. Suma doprawdy śmieszna, w żaden sposób nierekompensująca utraconych przywilejów.

Czym rząd Leszka Millera tłumaczył te zmiany? Zgodnie z lewicową „sprawiedliwością", należało odebrać dodatek za abonament telefoniczny, ponieważ nie wszyscy kombatanci posiadają telefony. Podobnie z ulgami na OC. Skoro więc nie wszyscy korzystają z części przywilejów, to najlepiej odebrać je całemu środowisku kombatanckiemu. Typowy przykład myślenia z poprzedniej epoki.

Z roku na rok kombatanci mają więc coraz mniej. Już wcześniej bowiem zmniejszono im zniżkę przy przejazdach kolejami (z 50 proc. do 37 proc.), a także pozbawiono możliwości korzystania z bezpłatnych sanatoriów i bezpłatnych leków.

Stała się okrutna „niesprawiedliwość"

To jednak nie jest jeszcze najgorsze. Największe upokorzenie spotyka kombatantów i inwalidów wojennych za sprawą najnowszego pomysłu parlamentarzystów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy opracowali projekt kolejnej nowelizacji ustawy kombatanckiej.

Zakłada ona przywrócenie uprawnień kombatanckich tzw. utrwalaczom władzy ludowej, czyli byłym funkcjonariuszom Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej i Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego, którzy walczyli przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej.

- To kosmiczne łajdactwo i policzek wymierzony w całe środowisko niepodległościowe - ocenia Witold Grzebski, wiceprezes Zarządu Głównego Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych.

Podobnego zdania jest Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, który w oświadczeniu w sprawie poselskiego projektu nowelizacji ustawy kombatanckiej napisał: „(...) projekt ten stawiając na równi osoby, które walczyły o niepodległą, w pełni suwerenną Polskę, z osobami, które działając w strukturach komunistycznego aparatu represji zwalczających idee niepodległościowe, jest sprzeczny z elementarnym poczuciem sprawiedliwości (...)".

Nie przekonuje to jednak lewicowych posłów (projekt SLD popierają także Unia Pracy i Samoobrona), którzy krzyczą o potrzebie wyrównania niesprawiedliwości.

Ich zdaniem, ustawa z 1991 roku, która pozbawiała przywilejów kombatanckich utrwalaczy władzy ludowej, krzywdzi wielu dawnych „towarzyszy".

„Silne tendencje do rozliczeń z przeszłością i formułowania uogólnionych i jednostronnych ocen powojennej historii zaowocowały uchwaleniem prawa krzywdzącego tych spośród kombatantów, którzy aktywnie włączyli się w odbudowę struktur państwa po II wojnie światowej. Wprowadzono bowiem zasadę odpowiedzialności zbiorowej" -możemy przeczytać w uzasadnieniu postkomunistycznego projektu nowelizacji ustawy kombatanckiej.

Swoją drogą, ciekawe, co pomysłodawcy ustawy mieli na myśli, pisząc o „aktywnym włączaniu się w odbudowę"? Mordowanie akowców w katowniach UB? Pacyfikowanie oddziałów partyzanckich walczących o niepodległość Ojczyzny?

Jakoś nic innego nie przychodzi mi na myśl.

Oprawca na prawach ofiary

Zgodnie z projektem SLD, uprawnienia kombatanckie mieliby uzyskać wszyscy byli funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa, prokuratury i sądownictwa, oprócz tych, którzy w związku z wykonywanymi obowiązkami dopuścili się przestępstw i bezpośrednio uczestniczyli w stosowaniu represji politycznych. W każdym przypadku o przywróceniu uprawnień miałby decydować po rozpatrzeniu sprawy prezes Instytutu Pamięci Narodowej.

Według zgodnych ocen historyków, jest to jednak niemożliwe do przeprowadzenia.

Jak słusznie zauważył niedawno prof. Tomasz Strzembosz, ogromna część dokumentacji dotyczącej lat 40. została zniszczona, dlatego udowodnienie komuś udziału w represjach wobec członków niepodległościowego podziemia byłoby w praktyce niewykonalne.

Historycy podkreślają także, że zupełnym nieporozumieniem jest twierdzenie, że obie strony walczyły w owym czasie o słuszną sprawę. Trudno bowiem za takową uznać wierno-poddańcze wykonywanie poleceń Moskwy, zmierzające do zniewolenia naszego państwa. Dlatego śmiało można powiedzieć - i tutaj historycy są również zgodni - że już sama przynależność do UB była czymś karygodnym.

Takie same stanowisko zajął zresztą Trybunał Konstytucyjny, który w 1994 roku uznał, że „współpraca z organami represji nastawionymi na zwalczanie polskich ruchów niepodległościowych musi być oceniona negatywnie i to bez względu na to, o jakie stanowisko i jaki charakter zatrudnienia w tych organach chodzi (...). Samo więc kryterium wyłączenia z grona osób, którym należą się szczególne uprawnienia, tych, którzy współpracowali z aparatem represji nastawionym na zwalczanie ruchów niepodległościowych, należy uznać za trafne i nie-naruszające zasady sprawiedliwości".

Widać więc wyraźnie, że zrównywanie w przywilejach ofiar i ich oprawców jest nie tylko amoralne, ale i na dodatek niekonstytucyjne.

Szacuje się, że gdyby nowelizacja ustawy weszła w życie, objęłaby ona ok. 50 tys. osób, co rocznie kosztowałoby budżet państwa ok. 90 mln zł.

I tutaj tkwią powody nowelizacji ustawy kombatanckiej, jakiej dokonano dwa lata temu. Pozbawienie kombatantów ulgi za abonament telefoniczny, zwolnienia z opłat RTV i innych przywilejów miało na celu tylko jedno: wygospodarowanie środków z budżetu państwa, by następnie dać je „zasłużonym" towarzyszom walk o utrwalenie komunistycznego systemu.

Widać więc wyraźnie, kto tutaj jest faworyzowany. Nie zapominajmy również o tym, że gros dawnych ubeków pobiera emerytury na poziomie, który jest nieosiągalny dla niepodległościowych weteranów.

Polska konstytucja przewiduje szczególną troskę i opiekę państwa oraz głęboki szacunek dla kombatantów oraz ofiar represji...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama