Czy liberalny światopogląd jest jedynym dopuszczalnym? Tak można by sądzić po lekturze tekstu z najnowszego Newsweeka, na temat wychowania w domu rodzinnym Prezydenta Dudy
Przyznam, że dawno tak się nie ubawiłem jak czytając artykuł Renaty Grochal z najnowszego Newsweeka (14/2017) „Wychowanie i klękanie”, dotyczący katolickiego wychowania w domu rodzinnym obecnego prezydenta. Trudno o inną reakcję na tak kompletne „odjechanie” liberalnie nastawionej dziennikarki. Dziennikarki, która zapewne we własnym mniemaniu reprezentuje szerokie horyzonty myślowe, tymczasem katolicki sposób życia traktuje z taką pogardą, że nawet nie chciało jej się sprawdzić podstawowych faktów.
Comiesięczna spowiedź! Cóż to za sensacja. Przecież to wyraz bigoterii, dewocji, skrzywienia religijnego, a może jeszcze czegoś gorszego. To wprost szokujące dla polskiego czytelnika! A może nie? Może po prostu szokujące dla dziennikarki, która nie ma żadnego pojęcia o innym stylu życia niż liberalno-konsumpcyjny, w którym wyznawane wartości nie przekładają się na praktykę życia? Myślę, że dla żadnego katolika, który uczęszczał na katechezę, comiesięczna spowiedź nie jest niczym dziwnym — do tego zachęcali mnie wszyscy katecheci i jest to po prostu norma. Nawet jeśli część katolików spowiada się tylko dwa razy do roku, przed świętami, nie przypuszczam, żeby uważali częstszą spowiedź za wyraz bigoterii.
Codzienne roraty! To już wręcz niewyobrażalne męczeństwo i kompletna dewocja. No cóż, w takim razie ja swoje dzieciństwo również przeżywałem w atmosferze męczeństwa i dewocji. „Codzienne” roraty oczywiście nie są codzienne, bo dotyczą tylko okresu adwentu, ale właśnie ten okres przygotowania do świąt Bożego Narodzenia ma swoje piękno i wymowę, zrozumiałą dla przeciętnego ucznia szkoły podstawowej. Nikt mi nie kazał chodzić na roraty — chodziłem sam, bo mi się podobały. I kościół był wtedy codziennie pełny dzieci w moim wieku.
Piątka z religii? Przedziwne, że komuś może się chcieć pracować na taką ocenę. Zwłaszcza, że trzeba się nauczyć na pamięć przykazań i paru innych istotnych elementów wiary katolickiej. Tylko że, dziwnym trafem, większość moich rówieśników (a jestem niewiele starszy od prezydenta) również miało tę piątkę i mało komu udawało się nie zdać obowiązkowych egzaminów przed bierzmowaniem.
Wspólna modlitwa rodzinna? „Dla części moich rozmówców to był szok” — pisze dziennikarka. Jak można tak spaczać czyste dusze dzieci? Przecież wspólnie można tylko oglądać telewizję i kłócić się przy stole. Można się domyślać, że rozmówcy autorki to zwolennicy ultraliberalnej utopii mówiącej, że, nie należy dzieciom narzucać światopoglądu ani religii — niech same wybiorą, kiedy dorosną. Oczywiście, ktoś spostrzegawczy mógłby zauważyć, że według tej logiki nie należy również uczyć dzieci żadnego języka (czyli należałoby im na stałe zakleić uszy?) — bo język ma przecież znaczny wpływ na sposób myślenia. Niech same wybiorą, gdy dorosną, jakim językiem chcą mówić!
Wspólnie odprawiana droga krzyżowa? Nie wiem, jak pani redaktor, ale mi również nie wydaje się to niczym szczególnie dziwnym. W Adwencie chodzimy na Roraty, w Wielkim Poście odprawiamy Drogę krzyżową i śpiewamy Gorzkie Żale. Oczywiście nie wszyscy, nie jest to obowiązkowe, ale i nie jest niczym nadzwyczajnym. Zamiast tracić czas na miałkie produkcje telewizyjne, lepiej chyba go poświęcić na refleksję na temat tego, co w naszym życiu stanowi istotną wartość. Czy w optyce liberalnej jest to trudne do zrozumienia?
Doprawdy, wielką sztuką jest przedstawić normalne ludzkie zachowania w taki sposób, żeby ośmieszyć je w oczach czytelników. Matka Prezydenta, profesor nauk chemicznych, na swoim stanowisku potrafi pozostać człowiekiem i nie stracić normalnej ludzkiej wrażliwości, czego wyrazem było przytoczone w artykule zbieranie pieniędzy na pomoc byłemu studentowi. Ale, zgodnie z góry postawioną tezą, trzeba tu przypiąć jakąś łatkę, więc szlachetne postępowanie określone jest jako postawa „cioci Kloci”. Oczywiście, według liberalnej ideologii promującej etyczny indywidualizm, każdy powinien martwić się o siebie, a postawy prospołeczne i altruizm są wyrazem naiwności. Ciekawe tylko, czy wielu czytelników da się nabrać na taką narrację?
Jakoś nie przekonują mnie wielokrotnie występujące w tekście pejoratywne określenia: „naiwna jak dziecko”, „seksistowskie uwagi” (że chłopcy lubią się bawić rzeczami twardymi, które trzeba poskładać albo rozebrać, a dziewczynki rzeczami miękkimi, które trzeba przytulić), „problem wizerunkowy”, „wywody ze szkółki parafialnej”, „poczciwina z XIX-wiecznymi poglądami”. Ja także, podobnie jak olbrzymia większość moich kolegów płci męskiej, wolałem się bawić rzeczami „twardymi”, które można poskładać i rozebrać. Owszem, ku radości genderystów, zażyczyłem sobie kiedyś od mamy, aby kupiła mi lalkę. Po czym... rozebrałem ją na czynniki pierwsze. Byłem po prostu zainteresowany jej konstrukcją, pozwalającą na poruszanie głową i kończynami. Co do „szkółki parafialnej”, wspominam ją bardzo dobrze i nie widzę powodu, aby wstydzić się tego, co z niej wyniosłem.
Dziwić może, że wychowany w takim domu i w tak przerażającym duchu bigoterii, Prezydent Duda odpowiedział dziennikarce na artykuł za pośrednictwem Twittera: „Szanowna Pani Redaktor! Serdecznie dziękuję za tę promocję ważnych dla mnie wartości budujących rodzinę. Pozdrawiam!:-)” Przecież, według własnych wyobrażeń liberalnych mediów o katolickiej dewocji, zamiast wdawać się w dialog z dziennikarką, powinien był ją spalić na stosie!
opr. mg/mg