Sami ocenicie...

A może ktoś chce pojechać na kilkudniowe, albo nawet dłuższe rekolekcje? Na pewno trzeba mieć pomysł

Zbliżają się wakacje i napływa sporo listów z pytaniami, jak tego czasu nie przegapić. Bardzo cieszą nas te listy, bo już trochę dłużej żyjemy na tym świecie i doskonale wiemy, jak bardzo można skorzystać z dwóch długich miesięcy i jak łatwo można je zmarnować. Co gorsza, zmarnować bezpowrotnie, bo tego czasu nic nie wróci.

Już długo się znamy i zapewne pamiętacie, że nie chcę za bardzo teoretyzować, tylko przedstawiam Wam osiągnięcia i doświadczenia Waszych koleżanek i kolegów. Zaprezentuję dzisiaj listy i wypowiedzi spisane z nagrań na temat wakacji. Z poprzednich lat, ale żadna wypowiedź nie straciła na aktualności.

Tylko najpierw pomyśl, czy musisz zarabiać albo pomagać komuś z rodziny, pomyśl, jakie masz zainteresowania i z kim będziesz spędzać wakacje. A potem poczytaj opowiadania o tych, którzy z tego czasu dobrze skorzystali.

Grupy pomysłów

Przygotowując poszczególne wypowiedzi zauważyłem, że można je podzielić według możliwości i oczekiwań.

Inaczej spędzi wakacje ktoś, kto musi czuwać przy chorej babci, inaczej ktoś, kto sporo czasu spędzi z młodszym rodzeństwem. Inne uwarunkowania będzie miała osoba, która pojedzie sama do dziadków, a inne ktoś, kto wyjedzie z rodzicami na wczasy, podczas których ktoś będzie pomagał przy organizowaniu czasu. A może ktoś chce pojechać na kilkudniowe, albo nawet dłuższe rekolekcje?

Na pewno trzeba mieć pomysł. Mogą to być częste wypady na rower, mogą być wizyty w czytelni, gdzie są jeszcze nieodkryte książki dotyczące tego, co jest Twoją pasją. Może da się zdobywać jakąś odznakę turystyczną albo ćwiczyć w praktyce fotografowanie i obróbkę zdjęć? A jeśli znajdziecie jakiś konkurs, to warto się zastanowić, czy nie jest to okazja do posłania swojej pracy…

Najlepsze sposoby na zmarnowanie wakacji to:

- narzekać, że „czegoś nie mogę”, albo „coś muszę”;

- budzić się codziennie koło południa i snuć się po domu, mamrocząc pod nosem „nic mi się nie chce”, albo „co by tu zrobić”;

- szukać tylko powierzchownych doznań, wrażeń, emocji (rośnie wtedy wewnętrzna pustka i wcale to nie przynosi wypoczynku);

- dawać się często zapraszać na wieczorne i nocne spotkania („imprezki”) - ani się chce następnego dnia wstawać, ani komuś pomóc, ani to nie pomaga w zacieśnieniu prawdziwych przyjaźni.

Tego co powyżej, unikajcie jak iskry w stodole pełnej suchego siana.

Przejdźmy teraz do życia:

Gdy coś muszę….

Bardzo wiele dziewcząt i chłopców już od kwietnia czy maja słyszało: jak będziesz miał wakacje, to wreszcie się zabierzemy za naprawę… wreszcie uporządkujemy…, wreszcie odnowimy… A w niektórych domach to nawet mówić tego nie trzeba, jest jasne, że ktoś musi być przy kilkulatkach, jest oczywiste, że gdy wszyscy pójdą do pracy, to ktoś musi się zaopiekować starszym czy niepełnosprawnym.

Co piszą Wasi rówieśnicy?

Beata:

Strasznie się złościłam, gdy mi powiedziano, że zaraz po zakończeniu roku szkolnego pojadę na wieś do dziadka, bo jemu się zdarzają zasłabnięcia i reszta rodziny nie może spokojnie zająć się pracą w polu, albo co chwila ktoś biegnie do domu, aby sprawdzić, czy coś się złego nie stało i pracują z ogromnym niepokojem. Dziadek jest o prawie sześćdziesiąt lat starszy ode mnie… Na początku wakacji, już tam, na wsi, mąż mojej cioci doradził mi, abym nauczyła się wypytywać dziadka o jego życie, o jego zainteresowania. Jakoś się przemogłam. A teraz? Teraz znam głosy wszystkich ptaków, które tam się pojawiały, a nawet takich z innych stron czy pór roku (dziadek doskonale je naśladował). Teraz umiem odróżniać wszystkie zioła i lecznicze rośliny. Zebraliśmy z dziadkiem spory zapas kwiatów lipy na przeziębienia, świeżej mięty na niestrawności, rumianku na stany zapalne i dziurawca na wątrobę. Zaopatrzyliśmy tym całą naszą rodzinę. A co najciekawsze… Jak dziadek opowiadał, to pisałam. Zapisałam trzy grube zeszyty i bez trudu zdobyłam pierwszą nagrodę na konkursie w naszej gminie na ciekawe wspomnienia naszych przodków. To były najciekawsze wakacje mojego życia. A dziadek tak się mną zajął, że przez lipiec i sierpień ani razu nie omdlał.

Rafał:

Czy to ja trochę dorosłem, czy mój tata się zmienia? Nie lubiłem mu pomagać w porządkowaniu podwórka ani naprawach sprzętów w jego warsztacie, bo wydawało mi się to okropnie nudne. A w tym roku? Na początek to sobie powiedziałem, że jak nie mam wyboru i muszę się tym zająć, to nie będę marudził, bo to nam obydwu zepsuje wspólnie spędzony czas. Potem zobaczyłem, że tata chętnie słucha moich pomysłów (a fantazję mam chyba lepszą niż niejeden pisarz). Dzięki temu mamy na podwórku fajne regały zrobione ze staroci (tylko ładnie je pomalowałem) i już nie tak łatwo zrobi się nieład. A w stolarni nie tylko naprawiliśmy trzy maszyny, jeszcze sam (no, przy niewielkiej pomocy taty) zrobiłem sobie na nich niepowtarzalne biurko pod komputer i do odrabiania lekcji, a potem jeszcze szafkę do internatu, gdzie trzeba wracać we wrześniu. Chyba coś już sam umiem, do czegoś mogę się przydać.

Renata:

Wiedziałam, że siostra mamy musi iść na operację. Odkładano ten termin na czas moich wakacji, bo na czas leczenia ktoś musiał się zająć trójką dzieci cioci. Bałam się tego. Wydawało mi się, że nie lubię dzieci. Byłam pewna, że po wakacjach będę zmęczona bardziej niż przed, a to będzie rok maturalny… Nie ma co się rozpisywać. Powiem tylko, że dopiero teraz wiem, że nieźle mi idzie wymyślanie zabaw a nawet zabawek dla dzieci. Wiem również, że dzieci uwielbiają, jak im czytam. Próbowałam nawet pisać jakieś opowiadania na ich poziomie i we wrześniu mój polonista zachęcał mnie, abym nie zmarnowała talentu.

Od tamtych wakacji minęły już trzy lata i dzięki tym dwóm miesiącom wybrałam studia. Jestem na wychowaniu przedszkolnym i mam pewność, że w tym znajdę moje szczęście.

A gdy mam czas i trochę pieniędzy?

Bywa tak, że starsi nic od Was nie oczekują, ale też nie mają żadnego pomysłu na Wasze wakacje. Mam przed sobą ponad dwie setki pomysłów. Wybrałem niektóre…

Andrzej:

W lipcu pojechałem na obóz językowy, teraz płynnie mówię po angielsku. Na sierpień wyszukałem wczasy z kursem na prawo jazdy. Nie myślałem, że tak praktycznie miną wakacje.

Ronia:

Umiałam pływać, ale umiem jeszcze więcej. Moi rodzice szaleńczo pracują, rodzice koleżanki z klasy dobrze o tym wiedzieli, zaproponowali mi wyjazd z nimi nad jezioro, gdzie mają działkę i domek. Teraz jestem młodszym ratownikiem i sternikiem – takie kursy znalazłam w pobliskim ośrodku wypoczynkowym. Nawet nie było to bardzo drogie…

Danka:

Nie znałam wcześniej tego wuja i jego żony, choć nawet nie są daleką rodziną. Ale jak się dowiedzieli, że u nas w domu jest poważnie chory brat mamy, to zaprosili mnie na wakacje do siebie, do miasta. Okazało się, że wujek jest przewodnikiem turystycznym, który oprowadza wycieczki po ich mieście. Raz mnie zaprosił, abym popatrzyła… I mówił tak ciekawie, że chodziłam z nim zawsze wtedy, kiedy miał się zaopiekować jakąś grupą. W przyszłym roku pójdę na kurs zawodowych przewodników. Wujek obiecał, że mnie przyjmą, mimo, że będę miała dopiero 16 lat. Tylko uprawnienia odbiorę później.

Mam czas, ale „z kasą gorzej”

W tym „dziale” pomysłów zacznę od rekolekcji. Chociaż ogłoszenia pojawiają się w prasie katolickiej co roku ze zwiększoną siłą, to wciąż są osoby, które wydają się zaskoczone, gdy słyszą, że w czasie wakacji można wyjechać na rekolekcje. Spokojnie zatem powtórzę: jeśli ktoś uważa, że wspólna modlitwa i rozważanie Słowa Bożego mu nie zaszkodzą, że chętnie pozwoli, aby Pan Bóg „podładował mu duchowe akumulatory”, to niech poszuka na różnych stronach czasopism katolickich i w Internecie. Tak, jak organizatorzy różnych obozów językowych czy survivalowych reklamują swoje usługi, tak samo można znaleźć zaproszenie na rekolekcje, organizowane zarówno dla dziewcząt jak i dla chłopców. Najczęściej inicjatorami takich rekolekcji są różne zakony i zgromadzenia: można „w ofercie” przeczytać zachętę do udziału we „franciszkańskim poznawaniu świata”, w rekolekcjach z plecakiem albo połączonych ze spływem; w takich wyjazdach uczestniczą zarówno dominikanie i sercanie, oblaci czy karmelici. W bardzo wielu parafiach tradycyjne wyjazdy oazowe organizuje Ruch Światło – Życie. Można zatem pojechać do Krościenka jak i w Bieszczady, można słuchać o Panu Bogu nad morzem i w zaciszu niejednego ośrodka rekolekcyjnego położonego na skraju lasu lub pośród jezior.

Czasami czytamy, że są to rekolekcje powołaniowe, ale nie trzeba bać się tego słowa – nikt nie zostanie zmuszony do wstąpienia do jakiegokolwiek zakonu czy seminarium. Słowo „powołanie” należy rozumieć znacznie szerzej – na tych rekolekcjach pomagają rozeznać własną drogę – przecież powołaniem jest też uzdolnienie do założenia rodziny, do zawarcia sakramentu małżeństwa.

Najczęściej w treści takiego zaproszenia przeczytamy, że opłata za udział w rekolekcjach to ofiara złożona na ręce organizatorów według własnych możliwości uczestnika. Niekiedy proboszczowie pomagają finansowo, jeśli ktoś uboższy wybiera się na taki wakacyjny wyjazd.

Prócz tych wyjaśnień nie zamieszczam świadectw uczestników – jest oczywiste, że piszą oni o doskonałym duchowym wypoczynku i wyciszeniu wewnętrznym, piszą o nawiązaniu ciekawych znajomości i poznaniu wielu miejsc związanych z życiem duchowym naszej Ojczyzny.

Na pewno nie bez znaczenia jest nauczenie się modlitwy, poznawanie Pisma Świętego.

Ale nie każdy musi jechać na rekolekcje. Jak zatem zorganizować sobie czas, gdy nie mamy możliwości wyjazdu na wczasy czy nawet do rodziny poza miejsce stałego zamieszkania?

Są koledzy i są rowery. Jest wiele okazji do podzielenia się swoim czasem i rozwijania różnych pasji. Przeczytajmy jeszcze jedną relację:

Kinga:

Bardzo martwiłam się nudą, jaka mnie czeka podczas wakacji. Rodzice w pracy, siostra – studentka na praktykach organizowanych przez jej uczelnię, a ja sama w domu. I to w miejscowości, gdzie nie ma kin czy muzeów, a zresztą skąd wziąć kasę na kino… Wtedy Pan Bóg mi pomógł przez… czy to w ogóle można nazwać przypadkiem? Otóż sąsiadka musiała wyjechać do szpitala ze swym młodszym synkiem, poprosiła o zajęcie się Kasią, dumną absolwentką pierwszej klasy miejscowej podstawówki. Potem jeszcze ktoś z sąsiedniej ulicy zapytał, czy bym nie popatrzyła bacznym okiem na miłego dziewięciolatka, podczas kiedy jego rodzice pojechali na parę godzin do swoich dziadków. I w ten sposób nie tylko się nie nudziłam, ale nawet ciekawie spędziłam czas, nawet stałam się znana w okolicy i niektórzy po dwóch miesiącach martwili się, że wracam do szkoły. Powiem w tajemnicy, że trochę podczas tych wakacji zarobiłam – niektórzy jakoś chcieli mi wynagrodzić czas spędzony z ich pociechami.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama