W pogoni za uczynieniem człowieka zdrowym i szczęśliwym we współczesnych laboratoriach zapomniano o człowieku.
W pogoni za uczynieniem człowieka zdrowym i szczęśliwym we współczesnych laboratoriach zapomniano o człowieku. Biotechnologia, o której z wielkimi nadziejami mówi się zwłaszcza w kontekście leczenia osób chorych, to najprościej wyjaśniając, połączenie nauk biologicznych i inżynieryjnych. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom w laboratoriach, przed lekarzami i pacjentami otwierają się nowe możliwości: leczenie nowotworów, terapie genowe, zastosowanie procedur medycznych z wykorzystaniem komórek macierzystych… W przypadku biotechnologii brakuje jednak roztropności
Jeszcze nie tak dawno inżynieria genetyczna ze swoimi rozwiązaniami była tematem fantastyki naukowej. Dziś zapłodnienia in vitro, klonowanie, pozyskiwanie komórek macierzystych czy skomplikowane zabiegi chirurgiczne nikogo nie dziwią. Co więcej – współczesny świat stawia coraz więcej wymagań naukowcom, zżymając się na jakąkolwiek informację o tym, że jakieś doświadczenie nie udało się, że coś jest niemożliwe. Znacznej pewności i nowych nadziei dostarczyło zakończenie badań nad genomem ludzkim. Dzięki temu powstały nowe możliwości zastosowania badań genetycznych, które w coraz większym stopniu zaczynają wpływać na sposób, w jaki się rodzimy, chorujemy czy umieramy. Jednak odkrycie to, choć zaliczane do największych cudów świata, niesie ze sobą wiele zagrożeń. Zdaniem ks. dr. Piotra H. Kieniewicza MIC – teologa moralisty i bioetyka z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II – zagrożenia we współczesnej bioetyce istnieją na co najmniej dwu płaszczyznach. Pierwsza związana jest z rozwojem technologicznym, druga – z coraz poważniejszym zagubieniem moralnym.
Wielkie czy złudne nadzieje?
– W medycynie zarysowują się nowe perspektywy, które są reklamowane jako przynoszące ogromne nadzieje, także wówczas, gdy te nadzieje są wyłącznie teoretyczne – mówi ks. Kieniewicz. – Tak jest np. z embrionalnymi komórkami macierzystymi, gdzie podkreśla się ich ogromny potencjał, gdy chodzi o terapię, przy czym ani jedna terapia nie jest jeszcze opracowana. Co prawda naukowcy potrafią pozyskać te komórki (kosztem życia dzieci w embrionalnej fazie ich rozwoju) i namnażać je, jednak nie umieją precyzyjnie sterować ich rozwojem. Komórki namnażają się nie tylko w pożądanym kierunku, ale także w innych, więc nie uzyskuje się wyłącznie takich komórek, jakie by się chciało. Badacze nie potrafią jeszcze ani skutecznie kontrolować, ani zatrzymać procesu, dlatego podanie takich komórek grozi wywołaniem nowotworu – wyjaśnia.
Poważną rolę w nakręcaniu swoistej spirali zagrożeń odgrywają media, budząc złudne nadzieje, ma to miejsce w przypadku terapii genowych. – To prawda, że umiemy coraz lepiej rozpoznawać niektóre geny, określać genetyczne przyczyny niektórych chorób, ale nie jesteśmy w stanie dokonywać skutecznych ingerencji w DNA w taki sposób, żeby tego dziedzictwa nie naruszyć, a jedynie naprawić. Podczas dotychczasowych prób z terapiami genowymi eksperymenty często kończyły się agresywnymi nowotworami typu białaczkowego – mówi Ksiądz Doktor. Tak naprawdę na razie niewiele wiemy o genetyce, więc nie można wizji i teorii reklamować jako już istniejących możliwości i osiągnięć.
Zachłyśnięcie się rozwojem technicznym biotechnologii i medycyny zdaje się stać u podstaw narastającego przekonania naukowców, ale i ogółu społeczeństwa, o dominacji techniki nad etyką. Wyraża się ono w powszechnym dziś przekonaniu: jeśli możemy więcej, to wolno nam coraz więcej. Z pomocą mediów wygaszane są obiekcje, jeśli chodzi np. o wykorzystanie dzieci nienarodzonych do badań i eksperymentów. Zdarza się, że w laboratoriach powołuje się do istnienia dzieci metodą in vitro wyłącznie do celów eksperymentalnych. – Ten bezkrytyczny zachwyt techniką okazuje się czymś szalenie groźnym, bo budzi w lekarzach poczucie omnipotencji, a w pacjentach postawę roszczeniową: coś mi się popsuło, trzeba to naprawić – uważa ks. Kieniewicz. – Przekonanie o tym, że dozwolone jest wszystko to, co technicznie wykonalne, często skutkuje naruszeniem godności osobowej człowieka. Niektórzy mówią, że nauka wymaga ofiar, że wielu ludzi oddało swoje życie na ołtarzu nauki. To prawda, ale nie oznacza to, że komukolwiek wolno wyznaczać, kto ma prawo do życia, a kto powinien swoje życie złożyć na ołtarzu nauki. Dzieci nienarodzone, osoby upośledzone czy chorzy w stanie wegetatywnym nie są darmowym materiałem badawczym!
Człowiek czy pieniądze?
Relatywizm moralny, odrzucenie obiektywnego porządku wartości i nieposkromiona potrzeba zawładnięcia coraz to nowymi przestrzeniami powodują, że człowiek – nade wszystko człowiek chory i słaby – staje się narzędziem służącym do zdobywania sławy i pieniędzy. – Nowoczesna medycyna to świetny biznes – mówi ks. Kieniewicz. – Schemat jest prosty: ponieważ pomagamy ludziom, możemy od nich wyciągnąć dużo pieniędzy. Siłą rzeczy zawyża się koszty wielu nowoczesnych terapii, zamykając do nich drogę wielu chorym, gdyż firmy ubezpieczeniowe nie chcą za nie płacić. Z drugiej strony, rodziny chorych organizują niekiedy wielkie akcje zbiórki pieniędzy i podejmują ryzyko zastosowania niesprawdzonych i drogich terapii w imię złudnej nadziei zwycięstwa nad chorobą i śmiercią.
Zbyt często pieniądze i wszechobecny rachunek ekonomiczny sprawiają, że chory przestaje być dla lekarza (a nade wszystko dla bezdusznego systemu opieki zdrowotnej) człowiekiem, a staje się numerem statystycznym, dla którego wybiera się nie najlepszą, ale najtańszą terapię – uważa Ksiądz Doktor. – Taka polityka zdrowotna, gdzie pieniądz jest ważniejszy od zdrowia pacjenta, prostą drogą prowadzi do okrutnych, totalitarnych rozwiązań. Po co bowiem leczyć zniedołężniałych i starych czy przewlekle chorych ludzi, jeśli eutanazja jest tańsza od opieki paliatywnej? Gdy chory człowiek przestaje być dla lekarza najważniejszy, gdy załamują się standardy moralne, dyskusje nad kształtem opieki zdrowotnej stają się walką zdrowych i silnych przeciwko słabym i potrzebującym pomocy – mówi.
W pogoni za sukcesem został zagubiony człowiek. – Zbyt często we współczesnej medycynie ważny jest rozwój wiedzy medycznej, jej stan techniczny, umiejętności lekarza, ale już nie chory – alarmuje bioetyk. – Zgubiliśmy człowieka nawet w używanej terminologii, wobec czego np. w gabinetach i laboratoriach nie mówi się: „człowiek”, „dziecko”, ale: „zarodek”, „embrion”, „płód”. Coraz częściej odmawia się statusu osoby ludzkiej tym, którzy nie spełniają określonych kryteriów, takich jak samoświadomość, zdolność do interakcji z otoczeniem. Dokonano dramatycznej redefinicji pojęcia osoby, by móc decydować, kto ma prawo żyć, a komu to prawo nie przysługuje. – To smutna konstatacja, ale trudno w tej sytuacji nie nawiązać do wspomnień wojennych i nazistowskich praktyk. Współczesna medycyna w niektórych swoich prądach zaczyna nabierać charakteru totalitarnego – przestrzega ks. Piotr Kieniewicz.
Pewna wygrana
Przeciwwagą dla zagrożeń współczesnej medycyny są jej niezaprzeczalne osiągnięcia, takie jak np. terapie dorosłymi komórkami macierzystymi czy zintegrowany zespół diagnostyczno-terapeutyczny, znany pod nazwą NaProTechnology®. – Naprotechnologia jest nowoczesną procedurą medyczną, dzięki kompleksowej diagnostyce i nowoczesnym technologiom terapeutycznym pozwalającą leczyć kobiety, które dotąd były skazane na dramat bezpłodności. By jednak tak kompleksowo leczyć, trzeba zadać sobie trud pochylenia się nad cierpiącym człowiekiem i poprowadzić diagnostykę nie przez jeden dzień czy miesiąc, ale nawet przez dwa lata – wyjaśnia Ksiądz Doktor.
Innym osiągnięciem współczesnej medycyny jest opracowanie i stosowanie kilkudziesięciu już terapii z wykorzystaniem komórek macierzystych dorosłych. Choć trudniej takie komórki namnażać niż komórki embrionalne, ich wykorzystanie terapeutyczne przynosi wyjątkowe efekty, np. w leczeniu rozległych oparzeń. Terapia jest co prawda dość droga, ale przede wszystkim bezpieczna dla pacjenta – wyjaśnia ks. Kieniewicz. – Przy rozległych oparzeniach stosuje się sztuczną skórę, taką nowoczesną tkaninę nasączoną pożywką bogatą w komórki macierzyste, która pozwala regenerować się poparzonej skórze. Zamiast przeszczepu skóra sama rośnie, a medycyna tylko wspiera ten proces.
Dzięki współczesnej biotechnologii można więc z jednej strony uratować życie człowieka, a z drugiej mu je odebrać. – Medycyna, jeżeli nie zgubi człowieka, jest w stanie dać mu znacznie więcej niż dawniej – zauważa ks. Kieniewicz. – Pytanie tylko, czy ci, którzy się medycyną parają, potrafią człowieka obronić.Czy będą mieli na tyle odwagi, by medycynę traktować jako narzędzie służące człowiekowi...
opr. aś/aś