Nowy porządek świata, globalizacja, rząd światowy... czyli nowa Wieża Babel

Nowy porządek świata to temat który u jednych wywołuje wzruszenie ramionami, tak jakby była to wyłącznie sensacyjna teoria spiskowa, u innych – poważny niepokój. Z punktu widzenia chrześcijanina trudno nie dostrzec, że ów „nowy porządek” to w zasadzie kolejna próba wznoszenia Wieży Babel.

Mianem „nowego porządku świata” (ang. New World Order) określa się zazwyczaj spiskową teorię głoszącą, że wszelkie zmiany polityczne i ekonomiczne dokonujące się obecnie na świecie są z góry zaplanowane, ukartowane przez nieliczną elitę w celu osiągnięcia całkowitej dominacji nad światem. Służyć mają temu mechanizmy globalizacji, walka z ociepleniem klimatu, usuwanie z obiegu gotówki i zastępowanie jej cyfrowym pieniądzem, coraz dalej idąca federalizacja Unii Europejskiej i wiele innych zjawisk, które niezaprzeczalnie dostrzegalne są we współczesnej sferze ekonomiczno-politycznej.

Tak jak wszelkie teorie spiskowe, tak i ta zawiera w sobie dwa elementy: analizę faktów oraz tłumaczącą je teorię, która chciałaby wszystko wyjaśnić prostym mechanizmem. Ten pierwszy element jest weryfikowalny i w przypadku teorii dotyczącej „nowego porządku” wiele faktów zgadza się z opisem. Nie da się zaprzeczyć, że zarówno państwa, jak i banki na całym świecie coraz niechętniej podchodzą do gotówki i usiłują ją zamienić na pieniądz cyfrowy, nad którym dużo łatwiej jest sprawować kontrolę, ograniczając wolność ekonomiczną obywateli. Zakusy federalizacyjne w Unii Europejskiej są równie oczywiste – kolejne kroki podejmowane przez Parlament Europejski i Komisję Europejską w sposób ewidentny ku temu właśnie zmierzają. Podobnie jest z wieloma innymi zmianami w sferze politycznej, gospodarczej i społecznej. Są one niezaprzeczalne, a ich kierunek jest jasny: coraz większa kontrola odgórna ze strony państw i organizmów ponadpaństwowych, coraz mniej swobód obywatelskich, ograniczanie możliwości wyboru, a do tego – silna presja światopoglądowa o charakterze lewicowo-liberalnym.

To, co jest mocno dyskusyjne, to mechanizmy, które stoją za tym wszystkim. Według zwolenników teorii spiskowych wszystko jest już postanowione, decyzje zostały podjęte za zamkniętymi drzwiami tajnych spotkań grupy Bilderberg czy też podczas zakulisowych spotkań światowych przywódców politycznych z rekinami biznesu i ideologami „postępu” lub „resetu”, takimi jak Klaus Schwab czy Juwal Harari. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. Nawet jeśli istnieje grono polityków, którzy bardzo chętnie realizowaliby wizje Schwaba i jemu podobnych, świat nie jest jednorodny i ich wpływy są mocno ograniczone. Muszą się liczyć z uwarunkowaniami polityki międzynarodowej, presją opinii publicznej, z istnieniem różnych obozów politycznych czy też z realiami geopolityki. Nie da się więc udowodnić, że wszystko zostało już zdecydowane, a losy świata leżą w rękach niewielkiej grupy biznesmenów i polityków.

Problem jest jednak realny. W wywiadzie opublikowanym przed paru dniami na stronie internetowej Lifesite News kard. Gerhard Müller mówił o globalizmie i kryjących się za nim ideologiach, które są niezwykle groźne. We współczesnym świecie istnieje szereg problemów, które można próbować rozwiązywać na wiele różnych sposobów. Problemy istnieją i nie ma sensu ich negować, można jednak i trzeba zwracać uwagę na to, jak je interpretujemy i co się proponuje, aby im zaradzić. Pomysły podsuwane przez wpływowych ludzi tego świata często nie służą bowiem faktycznemu rozwiązaniu problemów, ale realizują ukrytą agendę, mocno umotywowaną ideologicznie. Tak jak komunistyczna międzynarodówka na przełomie XIX i XX wieku rzekomo walczyła z problemem ucisku klasy robotniczej, faktycznie zaś – pragnęła na barkach robotników zdobyć władzę i wyeliminować wszelkich przeciwników politycznych (także fizycznie!), tak samo współcześni neomarksiści i pseudoliberałowie wynajdują różne problemy, które rzekomo chcą rozwiązać, tymczasem zawsze chodzi o jedno: zdobyć pełnię władzy i nie pozwolić, aby została odebrana.

Na temat marksistowskiego „marszu przez instytucje” zostało już napisane wiele i nie ma powodu, aby to po raz kolejny powtarzać. Wypada natomiast wyjaśnić, co mam na myśli, posługując się określeniem „pseudoliberałowie”. W liberalizmie istnieją rozmaite nurty (konserwatywny liberalizm, liberalizm klasyczny, libertarianizm, liberalizm etyczny, deontonomiczny i inne) i niekoniecznie mają one charakter antychrześcijański (jak dowodził w swych książkach wybitny amerykański myśliciel Michael Novak), jednak dominujący obecnie neoliberalizm prezentuje wyjątkowo zawężone rozumienie wolności i opiera się na fałszywej antropologii. System wartości społecznych został tu okrojony do minimum, a właściwie jedyne, co pozostało, to kult jakiejś wynaturzonej wolności oraz dyktat pieniądza. Z punktu widzenia chrześcijaństwa nie da się zaakceptować takiej hegemonii ekonomii i nieokiełznanego hedonizmu (bo to tego w istocie sprowadza się kult wolności, zgodnie z tym, co pisał św. Piotr: „uwodzą żądzami cielesnymi i rozpustą; wolność im głoszą, a sami są niewolnikami zepsucia” – 2P 2,18-19).

Tym, co najtrudniej pogodzić z chrześcijańską wizją świata, nie są takie czy inne koncepcje ekonomiczne, ale rozumienie człowieka i jego natury. Jeśli dałoby się całe bogactwo chrześcijańskiej antropologii streścić w jednym zdaniu, brzmiałoby ono: „człowiek jest bytem stworzonym na obraz Stwórcy, noszącym w sobie Jego obraz, a jednocześnie doświadczającym skutków grzechu pierworodnego i potrzebującym odkupienia”. Współczesne wizje człowieka negują wszystkie trzy elementy tej definicji: naturę ludzką (która według zwolenników postępu nie jest jasno zdefiniowana i można ją dowolnie modyfikować), skażenie tej natury przez grzech oraz konieczność naprawy moralnej.

Opierając się na fałszywej, nazbyt optymistycznej antropologii, możemy tworzyć dowolnie doskonałe projekty „nowego wspaniałego świata” (aluzja do antyutopijnej powieści Huxleya), czy też marzyć o „nowym porządku świata”, a jednak prędzej czy później wszystkie one upadną lub pozostaną nieukończone – tak jak biblijna Wieża Babel. To nie tylko historyczne wydarzenie (w starożytnej Mezopotamii rzeczywiście bowiem budowano takie wieże, zwane ziggurat), ale przede wszystkim symbol ludzkiej pychy i przekonania o tym, że ludzkość poradzi sobie sama, byle tylko zjednoczyła siły i wspólnie podjęła się realizacji zaplanowanych przedsięwzięć. Niestety, z sumy uszkodzonych elementów nigdy nie powstanie doskonała całość, a słabość materiału ostatecznie przekłada się na wielką katastrofę budowlaną (czytaj: katastrofę moralną i społeczną). W biblijnej opowieści Bóg zapobiegł takiemu scenariuszowi „mieszając języki” budowniczych – co można interpretować nie tylko w sensie różnic lingwistycznych, ale przede wszystkim – sprzecznych interesów i odmiennych koncepcji twórców rozmaitych wież Babel, dawnych i współczesnych. Ta odmienność jest w istocie Bożym błogosławieństwem, chroniącym nas przed skutkami pełnej realizacji szalonych pomysłów wizjonerów społecznych i ekonomicznych.

Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych. Nie jestem też prorokiem. Nie wiem, w jakim stopniu uda się zrealizować plany „nowego porządku świata”. Innymi słowy, nie wiem, ile jeszcze pięter postawią twórcy współczesnej Wieży Babel, zanim runie ona, pogrążając w zgliszczach swoich budowniczych. Jednego jestem pewien: w historii istniało już zbyt wiele „doskonałych” systemów, „wiecznych” imperiów, które upadały z wielkim hukiem z powodu pychy i arogancji tych, którzy je tworzyli, żeby oczekiwać, że tym razem będzie inaczej. Różnica polegać może jedynie na rozmiarach budowli – a w konsekwencji – na skali katastrofy. Oby obecna Wieża Babel nie przysypała całego świata, bo wtedy nie będzie już komu zbierać rozrzuconych cegieł...

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama