Pacyfiści kontra pokój

Widmo pacyfizmu krąży po Europie

Widmo krąży po Europie. Widmo pacyfizmu. 16 lutego 10 milionów osób na Starym Kontynencie protestowało przeciwko wojnie w Iraku.

W czasach komunistycznych znany rosyjski dysydent Władimir Bukowski napisał głośną książkę pt. „Pacyfiści kontra pokój”. Opisywał w niej zachodni ruch pacyfistyczny, który walczył o pokój i występował przeciwko wojnie. Ruch ten miał tą zasadniczą właściwość, że występował zawsze przeciwko militarnym planom Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników, nigdy zaś nie protestował przeciwko agresywnej polityce „miłującego pokój” Związku Sowieckiego. Dopiero po upadku komunizmu i otwarciu archiwów służb specjalnych wyszło na jaw, jak bardzo ruch pacyfistyczny był infiltrowany i inspirowany przez Moskwę. Chociaż Bukowski nie mógł mieć wiedzy pochodzącej ze znajomości owych archiwów, bezbłędnie opisał mechanizmy funkcjonujące wewnątrz owego ruchu. Uczestniczyło w nim zresztą wielu uczciwych i naiwnych obywateli zachodnich, dla których już sam Włodzimierz Ilicz Lenin wynalazł trafne określenie: „użyteczni idioci”.

Bush jak Adolf Hitler

Dzisiejsza fala pokojowych protestów, jaka przetacza się przez cały świat i angażuje miliony osób, dziwnie przypomina podobne zjawisko z czasów „zimnej wojny”. Znów wrogiem numerem 1 i największym zagrożeniem dla światowego pokoju okazują się Stany Zjednoczone. Tak jak niegdyś manifestanci porównywali amerykańskich przywódców Lyndona Johnsona czy Richarda Nixona do Adolfa Hitlera, tak dziś na porządku dziennym jest stawianie znaku równości między kanclerzem Trzeciej Rzeszy a prezydentem USA George'm W. Bushem. Czynią tak zresztą nie tylko uliczni zadymiarze, lecz również poważni politycy, np. niemiecka minister sprawiedliwości Herta Däubler-Gmelin.

Czym zasłużył sobie George W. Bush na porównanie z Hitlerem? Tym, że próbuje wymusić na Iraku wyegzekwowanie siedemnastu, zlekceważonych przez Bagdad ONZ-owskich rezolucji. Bush nie użył jeszcze siły, a już porównuje się go do jednego z największych ludobójców w dziejach ludzkości. Co prawda, amerykański prezydent posłał wcześniej swoje wojska do Afganistanu, ale nie z misją ludobójczą, lecz po to, by położyły kres obłąkanej dyktaturze talibów, w której kara śmierci groziła za grę w szachy lub posiadanie Biblii.

Na pewno na swoim koncie czyny ludobójcze mają natomiast zarówno Osama bin Laden, jak i Saddam Husajn. Zorganizowany przez tego pierwszego atak na Nowy Jork i Waszyngton mamy jeszcze świeżo w pamięci. Iracki satrapa zaś do rozprawy ze swymi przeciwnikami używał zakazanej przez konwencję genewską broni chemicznej, m.in. napalmu, iperytu, cyjanku i gazów paralityczno-drgawkowych. Tylko jednego dnia, w marcu 1988 roku, w miasteczku Halabdża irackie gazy bojowe uśmierciły 5000 Kurdów. Nikt nie słyszał jednak o demonstracjach pacyfistów przeciwko Saddamowi Husajnowi czy Osamie bin Ladenowi.

Putin jak Mahatma Gandhi

Manifestanci protestujący na całym świecie przeciw wojennej polityce USA niosą ze sobą plakaty przedstawiające ofiary wojny — okaleczonych ludzi, martwe dzieci, zniszczone domy. Większość z tych obrazów nie ma jednak nic wspólnego z amerykańskimi działaniami. W tym samym czasie dokonuje się jednak w innym zakątku naszej planety prawdziwe ludobójstwo, ale nie wzbudza ono żadnego zainteresowania owych pacyfistów, tak miłujących pokój i prawa człowieka.

Od kilku lat trwa dramat mordowanej Czeczenii. Naród czeczeński podlega planowej akcji eksterminacyjnej ze strony sił rosyjskich. Oblicza się, że ok. 30 tysięcy czeczeńskich mężczyzn zostało w ciągu ostatnich trzech lat zamordowanych przez rosyjskie oddziały — i to nie podczas starć zbrojnych, lecz w czasie akcji pacyfikacyjnych. Odpowiedzialny jest za to osobiście obecny prezydent Rosji Władimir Putin. A jednak o tym pacyfiści milczą. Kiedy w lutym rosyjski przywódca odwiedził Paryż, w stolicy Francji protestowało przeciwko jego polityce w Czeczenii zaledwie dwadzieścia kilka osób. Prezydent Jacques Chirac oraz inni politycy francuscy nie wypominali Putinowi ludobójstwa na Czeczenach, lecz komplementowali go za sprzeciw wobec agresywnej polityki Ameryki w Iraku.

To kolejne podobieństwo do ruchów pacyfistycznych z czasów „zimnej wojny”. Wówczas też przymykano oczy na istnienie obozów koncentracyjnych i na zbrodnie systemu komunistycznego, zaś przywódców sowieckich fetowano jak wielkich „chorążych pokoju”, stawiając w jednym rzędzie z Mahatmą Gandhim czy Martinem Lutherem Kingiem.

Husajn jak Włodzimierz Ilicz Lenin

Ciekawym zjawiskiem, na które zwrócił uwagę pisarz Marek Nowakowski, jest fakt, że współcześni pacyfiści — podobnie jak ich poprzednicy sprzed lat — kiedy chcą podkreślić zbrodniczość „amerykańskiego reżimu”, to porównują prezydenta USA do Adolfa Hitlera, nigdy zaś do Lenina czy Stalina. Wydaje się, że wynika to z marksistowskich sympatii liderów owego ruchu.

Z tego samego powodu zresztą trudno im też krytykować otwarcie Saddama Husajna. Iracka partia władzy Al-Bas jest bowiem proweniencji lewicowej, a wiele jej koncepcji ma charakter leninowski. Basiści po przejęciu władzy w Iraku w 1968 roku rozpoczęli np. atak na tradycyjną rodzinę, twierdząc, że dzieci są raczej własnością państwa niż rodziców. Dlatego od najmłodszych lat starano się odrywać dzieci od wpływu rodziny, wciągać je do organizacji młodzieżowych i wychowywać w duchu wierności państwu, ucząc je także donosić na własnego ojca i matkę. Instrukcja Husajna była wyraźna: „W każdym miejscu musisz ustawić syna rewolucji, który ma oczy otwarte i umysł otwarty na instrukcje z odpowiedniego ośrodka rewolucji”.

Co prawda, w ostatnich latach Husajn zmienił swoją agresywnie świecką politykę i zaczął obłaskawiać wyznawców islamu — m.in. na fladze państwowej Iraku pojawił się napis: „Allach jest wielki” — ale pacyfistom to nie przeszkadza. Mówią wówczas o „konieczności respektowania odmienności świata muzułmańskiego”, natomiast wojna z Irakiem jawi im się jako kolejny przejaw „kolonialnej polityki białego człowieka”.

Żołnierze jak pacyfiści

Instrumentalnie traktowana idea pokoju jest dziś przez pacyfistów moralnie dyskredytowana. Tak jak pięćdziesiąt lat temu, gdy ich poprzednicy wołali: „Ręce precz od Korei!”, umacniając tym samym zbrodniczy reżim Kim Ir Sena. Albo jak dwadzieścia lat temu, gdy nosili w klapach znaczki z napisem „better red than dead” (lepiej być czerwonym niż martwym) i oskarżali „Solidarność” o chęć wywołania wojny w Europie.

Pokój tymczasem nie zawsze jest wartością najwyższą. Jednym z najbardziej haniebnych szczytów dyplomatycznych XX wieku był układ w Monachium w 1938 roku, który usankcjonował rozbiór Czechosłowacji. Całe zło, jakie się wówczas dokonało, usprawiedliwiane było tym jednym słowem: pokój. Premier Wielkiej Brytanii Arthur Neville Chamberlain, witany entuzjastycznie po powrocie z Monachium przez rodaków, oświadczył wprost: „Przywiozłem wam pokój!”. Rok później wybuchła wojna. Następca Chamberlaina, Winston Churchill, uważał, że w Monachium zrezygnowano z honoru, by ocalić pokój — w rezultacie stracono i honor, i pokój.

Dzisiejszy pacyfizm wydaje się mieć ten sam charakter. Przypomina pacyfizm przedwojennych Francuzów, dla których największym przebojem muzycznym 1939 roku była piosenka Maurice'a Chevaliera „Nie chcemy umierać za Gdańsk”. Otóż wydaje się, że dzisiejsi pacyfiści nie chcą za nic umierać, bo nie ma dla nich sprawy, dla której warto oddać życie. Ten nastrój udziela się w społeczeństwach europejskich nawet przedstawicielom tak mało pacyfistycznych profesji jak zawodowi żołnierze.

To przecież holenderscy żołnierze z oddziałów „błękitnych hełmów” zachowali się jak wzorowi pacyfiści i w lipcu 1995 roku w Srebrenicy, zamiast walczyć z armią serbską, wydali jej potulnie 7000 Bośniaków, którzy schronili się w strefie bezpieczeństwa gwarantowanej przez ONZ. Bośniacy uwierzyli w międzynarodowy parasol ochronny i oddali się pod opiekę Holendrów. Ci natomiast wydali Serbom nawet swoją broń i pomogli im ładować Bośniaków na ciężarówki, które zawiozły tych ostatnich na miejsce zbiorowej kaźni. Wszyscy Bośniacy zostali przez Serbów zamordowani, ale Holendrzy mogli pochwalić się czystym sumieniem — do nikogo nie strzelali, nikogo nie zabili. Przecież najważniejszy jest pokój!


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama