O naszym podejściu do niepełnosprawnych
Wiedziałem, że jest niepełnosprawny. Zakładałem jednak, że niepełnosprawność nie jest znaczna, skoro sam przyjedzie samochodem. Pomyliłem się. Ksiądz Marek przed laty uległ wypadkowi samochodowemu, podczas którego doznał poważnego urazu kręgosłupa. Resztę swego życia miał spędzić na wózku inwalidzkim. Nie przeszkodziło mu to jednak być nadal księdzem. W mojej parafii miał prowadzić rekolekcje dla młodzieży. Zamieszkał w pokoju obok. Prosił mnie, bym mu pomagał zejść z wózka i na niego wejść, pokonać mały próg wiodący do łazienki, bym posmarował chorą stopę, i wreszcie bym pomógł mu pokonać odległość między pierwszym piętrem a parterem. Trzy dni mieszkania pod jednym dachem z osobą niepełnosprawną uświadomiły mi, jak trudną sytuację przeżywają ci, którzy mieszkają z takim człowiekiem całe życie... zawsze mają pod górę.
Niepełnosprawni ruchowo, słuchowo, wzrokowo, umysłowo żyją wśród nas. Niektórzy z nich przebywają w różnego rodzaju zakładach opiekuńczych, pozostali mieszkają w rodzinach. Jedni i drudzy skazani są na miłość innych, bliskich i obcych. Czy jednym i drugim jej wystarcza? Trudno być opiekuńczym, anielsko cierpliwym, delikatnym, pełnym miłości wobec osób niepełnosprawnych, którzy są nam obcy, ale wobec swoich bliskich... Część niepełnosprawnych przebywa w zakładach opiekuńczych tylko dlatego, że naprawdę nie ma już żadnej bliskiej rodziny. Pozostali są w takich placówkach, bo ich bliscy są niepełnosprawni w miłości... Zdaję sobie sprawę, jak trudno niekiedy wykonywać wszystkie czynności przy osobie, która sama nawet nie może się nakarmić. Ale jeśli jest to ojciec, matka, dziecko, mąż, żona, brat, siostra... miłości powinno wystarczyć. Na całym świecie są takie osoby, jak np. Jean Vanier i jego wspólnoty, wolontariusze z Lourdes, siostry zakonne... i tysiące innych, którym miłości wystarczy dla obcych. Jeżeli nie zawsze, to bardzo często osoby te wierzą w Boga i od Niego uczą się kochać.
Choroby skutkujące niepełnosprawnością, a dotykające dotąd zdrowych ludzi, dla wielu są punktem krytycznym. Wielu się załamuje, inni potrafią się zmobilizować, dla wszystkich jednak stanowią impuls do okazywania miłości. Najłatwiej ją przyjąć od bliskich, od rodziny, trudniej od obcych. Jakkolwiek spojrzymy na ludzi niepełnosprawnych, chcą żyć normalnie, jak wyżej wspomniany ks. Marek, ale ta normalność wymaga miłości. Trzeba się jej uczyć, by gdy przyjdzie nagle i niespodziewanie pchać ukochaną osobę na wózku, nie zabrakło nam do tego siły, także gdy sami staniemy się kiedyś niepełnosprawni, by to nas nie załamało, byśmy nie stracili wiary, nie mieli pretensji do Boga, nie otrzymując miłości od bliskich, otwarli się na miłość ofiarowaną od obcych. Ona wszystko zwycięża, nawet jak musi pokonywać góry...
opr. mg/mg