Jeśli powstanie niezależny Patriarchat Kijowski, będzie on jednoczył prawosławnych Ukraińców. Moskwa jednak tak łatwo się nie zgodzi. Zjednoczenie nierealne politycznie może się udać na poziomie duchowym
Jeśli powstanie niezależny Patriarchat Kijowski, będzie on jednoczył prawosławnych Ukraińców. Moskwa jednak tak łatwo się nie zgodzi. Zjednoczenie nierealne politycznie może się udać na poziomie duchowym.
Wejście do wspólnoty narodów europejskich byłoby dla Ukraińców potwierdzeniem ich wielowiekowego uczestnictwa w kulturze europejskiej, które rozpoczęło się wraz z chrztem Rusi. Symbolicznym miejscem narodzin współczesnej Ukrainy jest Kijów, dlatego miasto to jest interpretacyjnym kluczem wszelkich dyskusji na temat tożsamości narodowej Ukraińców. W wymiarze politycznym i obywatelskim doświadczenie budowania niezależnego państwa wyraziło się przede wszystkim na kijowskim Majdanie, jednak nie można zapominać, że ważnym czynnikiem budowania tożsamości narodowej jest również Kościół. Spełnia on nie tylko rolę czysto religijną, ale jest również trwałym katalizatorem więzi społecznych.
Każde niezależne państwo dąży do tego, by struktura administracyjna Kościoła działającego na jego terenie nie wychodziła za granice danego państwa. Doskonale widać to na przykładzie katolickich diecezji na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Przed II wojną światową było to terytorium diecezji niemieckich, dlatego dopóki granica między Polską i Niemcami nie została definitywnie ustalona, istniały na tym terenie tylko administratury apostolskie. Po podpisaniu układu o podstawach normalizacji stosunków przez NRF i Polskę 7 grudnia 1970 r. i jego ratyfikacji w 1972 r. papież Paweł VI mógł powołać stałą organizację kościelną na tych ziemiach, co miało miejsce dopiero w 1976 r. Kościół czekał z powołaniem stałych struktur administracyjnych do czasu ostatecznego ustalenia granic przez polityków.
Ze znacznie bardziej skomplikowaną sytuacją spotykamy się w prawosławiu, które nie zna idei Kościoła powszechnego w katolickim rozumieniu. Każdy z Kościołów cieszy się autonomią, a władzą wyższą są tylko postanowienia soboru. Każdy z takich Kościołów wyróżnia się niezależnością, zarówno w tradycji liturgicznej, jak i w zarządzaniu. Dlatego czymś naturalnym jest, że gdy powstaje nowe państwo jego obywatele chcą, by ich Kościół był niezależny. Uzyskanie takiej niezależności nazywane jest autokefalią, co z greckiego oznacza „posiadanie własnej głowy”, czyli posiadanie centrum zarządzania na własnym terenie.
Dokładnie w ten sposób zareagowali polscy prawosławni zaraz po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. W czasach zaborów należeli siłą rzeczy do Patriarchatu Moskiewskiego, jednak gdy tylko powstało państwo polskie, poprosili Moskwę o udzielenie im niezależności, czyli autokefalii. Związane było to z utratą przez Patriarchat Moskiewski jakiejś części swojego terytorium, parafii i wiernych. Oczywiście Polacy nie otrzymali takiej zgody, dlatego zwrócili się do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego, od którego w 1924 r. otrzymali autokefalię. Patriarchat Moskiewski dopiero w 1945 r. uznał Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny za kanoniczny i niezależny.
Jak wielkie emocje budziło dążenie do niezależności, uzmysławia fakt zabójstwa metropolity Jerzego w 1923 r. przez przeciwnika autokefalii archimandrytę Smaragda (Łatyszenkę). Był to protest przeciw dążeniom metropolity do autokefalii Kościoła prawosławnego w Polsce. Jeśli tak wielkie emocje towarzyszyły uzyskaniu niezależności polskich prawosławnych, z o ile większymi spotkamy się na Ukrainie.
Niedawno Rada Najwyższa Ukrainy zwróciła się z oficjalną prośbą do patriarchy konstantynopolitańskiego Bartłomieja o zwołanie lokalnego soboru dla kościołów prawosławnych na Ukrainie w celu rozwiązania trudnej sytuacji kościelnej. Jak wygląda owa trudna sytuacja na dzisiaj?
Do 1991 r., czyli do ogłoszenia niepodległości Ukrainy, na tym terenie działał tylko Kościół prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego. Czymś naturalnym było dążenie wiernych do uzyskania również autonomii kościelnej. Skoro politycznie Ukraińcy oddzielili się od Moskwy, chcieli również dokonać tego aktu na poziomie struktur kościelnych. Dlatego część wiernych z inicjatywy metropolity Filareta (Denysenko) utworzyła Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego. Oczywiście Moskwa nie zgodziła się na ten akt i nie przyznała Kijowowi autokefalii. Do dziś Patriarchat Kijowski jest Kościołem niekanonicznym, choć jest prawdopodobnie największą wspólnotą wyznaniową na Ukrainie.
Decyzja Najwyższej Radu Ukrainy, by zwrócić się o pomoc do Patriarchatu Konstantynopolitańskiego, jest próbą ominięcia Moskwy. Kazus Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego pokazuje, że jest to możliwe. Gdyby Patriarchat Konstantynopolitański zdecydował się nadać Kijowskiemu Patriarchatowi autokefalię, oznaczałoby to, że na terytorium Ukrainy pojawi się druga kanoniczna wspólnota prawosławna, co skutkowałoby zapewne tym, że część wiernych Patriarchatu Moskiewskiego przeszłaby do Patriarchatu Kijowskiego. Moskwa utraciłaby kontrolę nad Kijowem, a co za tym idzie – nad Ukrainą. Dążenie do uzyskania autokefalii jest wpisane w szerszy kontekst dążenia do niezależności Ukrainy od Moskwy. Zawiera ono w sobie czynniki kulturalne, ekonomiczne, polityczne, ale i religijne. Nie możemy nie doceniać roli Kościoła w kształtowaniu przemian społecznych.
Jaką taktykę powinni wybrać Ukraińcy? Wydaje się, że próba uzyskania autokefalii dla patriarchatu może okazać się zbyt śmiała. Nie możemy porównywać Patriarchatu Kijowskiego do małej wspólnoty prawosławnych w II Rzeczypospolitej. Raczej należy wybrać taktykę realizmu politycznego, czyli drogę małych kroków. Najpierw należałoby uzyskać nie autokefalię Patriarchatu Kijowskiego, ale autonomię Metropolii Kijowskiej (na bazie obecnego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego) w ramach Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Jeśli taka struktura powstałaby, wokół niej zaczęliby się gromadzić wierni prawosławni, utożsamiający się z Ukrainą, a nie z Rosją. Dopiero następnym krokiem byłoby uzyskanie autokefalii Metropolii Kijowskiej, która z czasem mogłaby zostać Patriarchatem.
W tym momencie Ukraina jest jedną z najbardziej rozdrobnionych wspólnot prawosławnych na świecie. W jakiejś mierze odzwierciedla to sytuacja społeczna. Gdyby doszło do powstania Patriarchatu Kijowskiego, mógłby stać się on centrum duchowego zjednoczenia Ukraińców, którzy czują się prawosławni, natomiast nie czują się związani z Moskwą. Oznaczałoby to utratę ogromnej liczby parafii i wiernych Patriarchatu Moskiewskiego, na co Moskwa tak łatwo się nie zgodzi. Decyzja ta powinna być podjęta bez jej udziału, spokojnie, z realizmem i z pomocą Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Zjednoczenie, które może wydawać się nierealne na poziomie politycznym, może się udać na poziomie duchowym.
Wojciech Surówka OP, Kijów
opr. ac/ac