Braterstwo i solidarność

Co zwiastuje polskiej polityce powrót Donalda Tuska z Brukseli? Czy będzie to powrót do coraz ostrzejszej walki politycznej i personalnych ataków, bez zajmowania się meritum problemów?

Będzie tak samo jak było, tylko jeszcze bardziej — tak o świecie polskiej polityki po powrocie do niej z Brukseli Donalda Tuska pisze dziś Piotr Zaremba. Dla osób zatroskanych stanem naszego życia społecznego to naprawdę smutna prognoza. Od wielu lat można było odnieść wrażenie, że gorzej już być nie może, a mimo to regularnie politycy, media, a także zwykli ludzie przekraczali kolejne granice.

Dotyczy to także rządzącej dziś Zjednoczonej Prawicy i sprzyjającej jej mediów, w tym mediów publicznych. Kto znalazł się na celowniku władzy lub wspierających ją dziennikarzy, ten musiał się liczyć, że zostanie potraktowany bez pardonu. Dziś chętnie widzielibyśmy raczej odwrócenie tego negatywnego trendu, a nie dokręcanie śruby. Tymczasem grozi nam to, że będziemy popychani przez polityków i media do tego, by polityczną rywalizację jeszcze bardziej traktować w kategoriach walki „bezwzględnego dobra” z „absolutnym złem”. Nie można w taki sposób patrzeć na programy i działania konkretnych partii politycznych, bo one nigdy w pełni nie oddają Ewangelii. Poza tym taki sposób uprawiania polityki może być obliczony na sukces, rozumiany jako przejęcie lub utrzymanie władzy. Ale na dłuższą metę przyczynia się do pogłębiania podziałów i jeszcze większego nakręcania spirali wzajemnej nienawiści.

Taki sposób uprawiania polityki to droga donikąd. Cechuje ją brak odpowiedzialności. Tu mała dygresja — w swojej książce Rewolta izraelski dziennikarz Nadav Eyal diagnozując dzisiejszą rzeczywistość, pisze o tym, że przyczyną wielu problemów, z jakimi się mierzymy, jest śmierć epoki odpowiedzialności. Politycy, którzy odbudowali świat  po 1945 r. mieli w pamięci dramat II wojny światowej. Nawet w trakcie zimnej wojny, gdy świat stał na krawędzi mogącego zniszczyć Ziemię nuklearnego konfliktu, zdali oni egzamin z odpowiedzialności. Na dowód Eyal przywołuje tu historię z kryzysu kubańskiego, kiedy to prezydentowi Kennedy'emu przedstawiono plan pierwszego uderzenia jądrowego, które zniszczyłoby cały blok sowiecki (tylko na samą Moskwę miało wówczas spaść 170 bomb wodorowych!). Wstrząśnięty prezydent USA wyszedł wtedy z pokoju, mówiąc z goryczą: „I my nazywamy siebie ludzką rasą”. Dziś coraz więcej osób nie zna z własnego doświadczenia tamtych wydarzeń. Jesteśmy przyzwyczajeni do bezprecedensowego czasu pokoju i może stąd wydaje nam się, że w przekraczaniu kolejnych granic w polityce nie ma niczego nagannego, no bo cóż złego może się stać?

A może się stać chociażby to, co wydarzyło się w Parlamencie Europejskim, który uznał prawo do aborcji za prawo człowieka. Jeszcze pięć lat temu trudno byłoby w coś takiego uwierzyć, dziś jednak, jak pisze Tomasz Królak, żyjemy w epoce znaków zapytania, które coraz powszechniej stawia się przy wielu kwestiach, które były uznawane i respektowane jako odwieczne i stanowiące normę. Nie tylko religijną, ale ludzką, wywiedzioną ze zdrowego rozsądku i osiągnięć nauki. Raptem okazało się, że takie pojęcia jak życie, człowiek, rodzina, płeć czy śmierć — można definiować na nowo. I to wedle uznania.

To, co przegłosowali europosłowie jest dowodem postawy, którą w swojej książce Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości papież nazywa „egoistycznym indywidualizmem”. Z drugiej strony pułapką jest „narodowy populizm”. „Dominujący światopogląd zachodniej polityki postrzega społeczeństwo jedynie jako zbiór współistniejących interesów i jest podejrzliwy wobec języka ceniącego więzi wspólnoty i kultury. Z drugiej strony mamy światopoglądy — jak choćby różne rodzaje populizmu — które deformują znaczenie słowa «naród», wiążąc je z ideologiami koncentrującymi się na postrzeganych wrogach, wewnętrznych i zewnętrznych. Jeśli jeden światopogląd wywyższa i promuje zatomizowaną jednostkę, pozostawiając niewiele miejsca na braterstwo i solidarność, drugi sprowadza ludzi do pozbawionej twarzy masy, którą, jak twierdzi, reprezentuje” — pisze Franciszek. Ewangeliczną ucieczką do przodu może być braterstwo i solidarność wszystkich. To droga o wiele bardziej wymagająca od doskonale znanych nam ze świata polityki prostych rozwiązań. Ale jest to droga odpowiedzialności, od której nie możemy uciekać.

Piotr Jóźwik, zastępca redaktora naczelnego Przewodnika Katolickiego

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama