Sztuka mistyfikacji

Propaganda to ważny oręż - a my wszyscy jesteśmy nieustannie jej poddawani

Parę tygodni temu brytyjski dziennik „Daily Mirror" opublikował zdjęcia przedstawiające angielskich żołnierzy w Iraku maltretujących cywilnych jeńców. Ostatnio okazało się jednak, że fotografie były sfałszowane. Gazeta zmuszona została do publicznych przeprosin, a jej redaktor naczelny Piers Morgan - do odejścia.

Brytyjskie Ministerstwo Obrony po publikacji skandalicznych zdjęć postanowiło wszcząć dochodzenie w sprawie nadużyć w stacjonującym w Iraku pułku. W trakcie postępowania okazało się jednak, że pokazana na fotografiach ciężarówka wojskowa nigdy nie była na wyposażeniu armii brytyjskiej w Iraku. Także mundury i broń znęcających się nad jeńcami żołnierzy były inne niż te, których używają Anglicy na Bliskim Wschodzie. Po przedstawieniu tych dowodów dziennik wydal oficjalne oświadczenie, w którym napisano m.in.: „W dobrej wierze opublikowaliśmy fotografie, wierząc, że były one autentycznymi zdjęciami brytyjskich żołnierzy maltretujących irackiego jeńca. Jednak obecnie mamy wystarczające dowody, by stwierdzić, że zdjęcia te są podrobione i że 'Daily Mirror' stał się obiektem wykalkulowanej i złośliwej manipulacji".

Wietnamska lekcja

Warto w tym miejscu przypomnieć książkę, jaką w 1995 roku w Stanach Zjednoczonych opublikował James Loewen. Nosiła ona tytuł „Kłamstwa, które powiedział mi mój nauczyciel" i próbowała odpowiedzieć na pytanie, na czym opiera się wiedza przeciętnego Amerykanina o wojnie w Wietnamie. Okazało się, że wiedza ta jest zbudowana nie na faktach, lecz na obrazach. Ładunek uczuciowy, jaki zawarto w wielokrotnie reprodukowanych fotografiach, ukształtował sposób myślenia Amerykanów o tych wydarzeniach do tego stopnia, że nawet trzydzieści lat po zakończeniu wietnamskiego konfliktu potrafią oni w szczegółach odtworzyć owe obrazy z pamięci (np. poparzona napalmem wietnamska dziewczynka biegnąca drogą wśród dżungli) - natomiast większość z nich nie umie już odpowiedzieć, dlaczego wojna w ogóle wybuchła i co było w niej stawką.

W dzisiejszych czasach - jak zauważył słusznie Rafał A. Ziemkiewicz - „fakty już w zbiorowej świadomości nie istnieją: istnieją w niej tylko obrazy".

Na potwierdzenie tej tezy można podać następujący przykład (także wyczerpująco opisany w książce Loewena): otóż w styczniu 1968 roku Amerykanie przeprowadzili ofensywę pod nazwą „Tet", która zakończyła się wielkim zwycięstwem militarnym wojsk USA i Wietnamu Południowego. Rozgromiły one doszczętnie komunistów z Vietcongu, a jednak w świadomości przeciętnego Amerykanina „Tet" była przełomową klęską w tej wojnie. Stało się tak za sprawą sposobu relacjonowania bitwy przez telewizję, która pokazywała widzom zdjęcia amerykańskich żołnierzy albo zabitych, albo rannych, albo będących w odwrocie. Fakty mówiły jedno - to było zwycięstwo - obrazy jednak pokazywały coś innego i w świadomości odbiorców pozostały te drugie.

Hiszpański syndrom

Tego rodzaju mistyfikacje od dawna stanowiły część sztuki wojennej. Podczas II wojny światowej budowano atrapy samolotów lub czołgów, by zmylić wywiad wroga co do liczebności i rozmieszczenia własnych sił. Kiedy alianci szykowali się do desantu w Normandii, poprzez ruchy swoich wojsk w basenie Morza Śródziemnego próbowali zmylić Niemców, sugerowali, że utworzą drugi front w Grecji.

Przykładów tego typu działań można przytoczyć więcej. Wszystkie one miały na celu wprowadzenie w błąd dowództwa wojskowego przeciwnika. Różnica między nimi a współczesnymi mistyfikacjami polega na tym, że głównym adresatem a zarazem obiektem manipulacji nie są już oficerowie w sztabie generalnym, lecz przeciętni widzowie telewizji, słuchacze radia i czytelnicy gazet.

Wojna w Wietnamie - jak powiedział jeden z komentatorów - została przegrana przez Amerykanów nie na polach bitew, lecz przed ekranami telewizorów. W dzisiejszych czasach bowiem w krajach demokratycznych znacznie wzrosło znaczenie opinii publicznej oraz jej nacisk na władze, które regularnie, podczas każdorazowych wyborów podlegają weryfikacji ze strony elektoratu. Dlatego też jednym z czynników, jakie stratedzy militarni muszą wziąć obecnie pod uwagę, jest nastawienie opinii publicznej. Ta ostatnia zaś w największym stopniu modelowana jest przez środki masowego przekazu. Stratedzy o tym wiedzą, dlatego dochodzi czasem do tego, że niektóre działania zbrojne są podejmowane tylko po to, by mogły zaistnieć w mediach i oddziaływać na nastroje przeciętnych obywateli oraz - co może ważniejsze - wyborców. Tak było z atakami 11 września 2001 roku, które z wojskowego punktu widzenia nie miały praktycznie żadnego znaczenia. Ich efektu propagandowego i psychologicznego nie sposób jednak przecenić. Podobnie było z zamachami z 11 marca br. w Madrycie, które również zakończyły się sukcesem terrorystów - w ciągu kilku dni zmieniły bowiem nastawienie opinii publicznej, a przez to dokonały radykalnego przeorientowania hiszpańskiej polityki, zarówno wewnętrznej (zwycięstwo w wyborach skazanych na klęskę socjalistów), jak i zagranicznej (wycofanie się Hiszpanów z Iraku).

Rumuński patent

Nic więc dziwnego, że jednym z elementów oddziaływania na ludzi w dobie społeczeństwa informacyjnego stała się manipulacja w mediach. Stałym jej motywem jest przedstawianie własnej strony jako niewinnych ofiar, a swoich przeciwników jako zbrodniarzy.

Na przykład tzw. rewolucja w Rumunii w 1989 roku (która w rzeczywistości była jedynie przewrotem pałacowym) wybuchła po tym, jak w świat poszła informacja o 60 tysiącach osób zabitych przez reżim Ceaucescu. Wiele stacji telewizyjnych wyemitowało wówczas film pokazujący odkrycie masowych grobów w Timisoarze, w których miało się znajdować ponad 4500 zamordowanych ofiar. Znacznie później wyszło na jaw, że były to zwłoki przywiezione przez agentów Securitate z okolicznych kostnic i prosektoriów. Dezinformacja udała się jednak - Zachód uwierzył w pokazane materiały, uznał legalność nowych władz i nie protestował zbytnio przeciw pospiesznej egzekucji Ceaucescu.

Spreparowane materiały filmowe, pokazujące masakrowanie bezbronnych mieszkańców Kuwejtu przez Irakijczyków, rozpowszechniali Amerykanie w 1990 i 1991 roku przed operacją „Pustynna Burza". Miał to być kolejny dowód na słuszność amerykańskiej interwencji w Iraku. Dziesięć lat później Albańczycy pokazywali zachodnim dziennikarzom zbiorowe mogiły, w których miały leżeć ofiary serbskich czystek etnicznych. Informacja szła w świat, wywołując oburzenie opinii publicznej i wzbudzając poparcie dla akcji zbrojnej NATO w Kosowie. Dopiero później okazało się, że do grobów tych zwieziono trupy z najbliższej okolicy, przy czym wiele z nich to były zwłoki Serbów. W związku z tym wszystkim, co zostało wyżej napisane, dobrze byłoby, gdyby każdy telewidz czy czytelnik gazet wziął pod uwagę, że dziś jest on traktowany nie tylko jako obserwator czy świadek przedstawianych wydarzeń, lecz również jako ich uczestnik. I może być tak, że dana informacja zaistniała w mediach tylko po to, by wywołać jego określoną reakcję.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama