Trybunał wartości politycznych

O problemach z Trybunałem Konstytucyjnym

Błędy prawne, kontrowersyjne wyroki, upolityczniony skład sędziowski - to najczęstsze zarzuty, jakie padają pod adresem obecnego Trybunału Konstytucyjnego. Co gorsza, wszechwładni strażnicy Konstytucji coraz częściej oskarżani są o to, że w swoich werdyktach kierują się najchętniej względami politycznymi. A mówiąc jeszcze precyzyjniej: względami politycznej poprawności.

Kilka dni temu Trybunał Konstytucyjny orzekł w związku z głośnymi ostatnio „paradami równości", że uzależnianie organizowania zgromadzeń na drogach publicznych od uzyskania zezwolenia na ich przeprowadzenie jest sprzeczne z Konstytucją.

W uzasadnieniu werdyktu sędziowie uznali, iż wolność zgromadzeń jest szczególną polityczną wolnością jednostki, podlegającą przez to szczególnej ochronie konstytucyjnej. Ma to jednak tyczyć wyłącznie zgromadzeń i manifestacji o charakterze pokojowym.

Tymczasem część konstytucjonalistów uważa, że Trybunał Konstytucyjny zastosował wadliwą prawnie konstrukcję, bo choć dokument ten rzeczywiście mówi o wolności zgromadzeń, to zaledwie jedno zdanie dalej głosi on, że ta wolność może być ograniczona ustawą.

Trybunał nie tylko jednak „przeczytał" Konstytucję w sposób wybiórczy. Jednocześnie bowiem przeciwstawił sobie różne wartości konstytucyjne. Z jednej strony bowiem postawił wolność zgromadzeń, z drugiej zaś wolność i prawa innych osób, ochronę moralności publicznej oraz bezpieczeństwo i porządek publiczny. I dokonał pomiędzy nimi wyboru.

Problem w tym, że w zderzeniu dwóch chronionych konstytucyjnie wartości nie chodzi o to, żeby się one wzajemnie unicestwiały, ale żeby można było uzyskać jakiś konsensus. A tego wszechmocny Trybunał już nie uwzględnił.

Nietykalni strażnicy

Konstytucja z 1997 r. przyznaje Trybunałowi Konstytucyjnemu wyjątkową pozycję ustrojową i szczególne kompetencje. Sędziowie Trybunału są niezawiśli i podlegają jedynie Konstytucji. I choć mogą być wybierani tylko na jedną kadencję, to w czasie jej trwania nie można ich usunąć ze stanowiska (oprócz wyjątkowych sytuacji przewidzianych w ustawie np. skazania prawomocnym wyrokiem za przestępstwo). Co najważniejsze jednak, sędziowie odpowiadają dyscyplinarnie jedynie przed samym Trybunałem Konstytucyjnym.

Do wyłącznej kompetencji Trybunału należy kontrola konstytucyjności ustaw i wszelkich innych regulacji o charakterze normatywnym wydawanych przez centralne organy państwowe, łącznie z ratyfikowanymi przez nasze państwo umowami międzynarodowymi.

Trybunał Konstytucyjny ma więc w swoich rękach potężną broń. Jeśli bowiem sędziowie uznają, że dana ustawa jest niekonstytucyjna, to ich orzeczenie ma charakter wiążący. Po takim negatywnym werdykcie ustawa bezapelacyjnie trafia do kosza.

Trybunał rozpatruje także skargi konstytucyjne wnoszone przez obywateli, rozstrzyga spory kompetencyjne pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa oraz orzeka o zgodności z konstytucją celów lub działalności partii politycznych.

- Trybunał Konstytucyjny ma rzeczywiście duże kompetencje, ale są one konieczne do tego, by mógł prawidłowo wypełniać swoje funkcje kontrolne. Problemem jest to, jak z tych uprawnień korzysta. Dziś triumfy święci pozytywizm prawniczy, który domaga się ścisłego odgraniczania prawa stanowionego przez państwo od jakichkolwiek norm moralnych. Takim modom ulegają także niektórzy sędziowie Trybunału. Tymczasem powinni oni dbać o wartości konstytucyjne nie tylko w ich ściśle pozytywistycznym znaczeniu, ale także stać na straży praw naturalnych - uważa prof. Wojciech Łączkowski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w latach 1989-1997.

Politycy w togach

W ostatnich kilkunastu latach wykształciła się praktyka, w myśl której nominację na sędziów konstytucyjnych otrzymują politycy lub ludzie związani z partiami politycznymi.

Dzieje się tak, ponieważ kandydaci na sędziów Trybunału są zgłaszani przez grupę co najmniej 50 posłów lub Prezydium Sejmu, a ich wybór podejmowany jest większością bezwzględną przy obecności co najmniej połowy członków Izby. Tak więc wolne miejsca w Trybunale obsadza zawsze ta opcja polityczna, która w danym momencie dysponuje sejmową większością.

-Trybunał Konstytucyjny spełnia jedną z kluczowych ról w demokratycznym systemie trójpodziału władzy i jego działalność jest niezbędna dla sprawnego funkcjonowania całego systemu. Jednak nie stanie się tak, dopóki sędziowie konstytucyjni będą pochodzić z nadania politycznego. Powinni nimi być ludzie z sądownictwa administracyjnego lub sądownictwa powszechnego bądź też profesorowie prawa, wskazywani przez środowiska naukowe i cieszący się niepodważalnym autorytetem prawniczym. Wtedy Trybunał nie będzie wykorzystywany do załatwiania doraźnych interesów politycznych - uważa prof. Michał Kulesza z Instytutu Nauk Prawno-Administracyjnych Uniwersytetu Warszawskiego.

Upolitycznienie Trybunału Konstytucyjnego sprawia, że niemal połowa zasiadających dziś w nim sędziów jest związana z ugrupowaniami politycznymi (dr hab. Jerzy Ciemniewski i Janusz Niemcewicz to rekomendowani nieistniejącej dziś Unii Wolności, prof. Marian Grzybowski, prof. Adam Jamróz, prof. Marek Mazurkiewicz i dr Bogdan Zdziennicki - zasiadają w Trybunale z rekomendacji SLD, natomiast Jerzy Stępień otrzymał nominację w czasach AWS).

Taka sytuacja powoduje, że ci sami ludzie, którzy jako parlamentarzyści brali udział w uchwalaniu ustaw, później orzekają o ich konstytucyjności w togach sędziów Trybunału. A to już rodzi niebezpieczeństwo bycia sędzią we własnej sprawie.

Neutralność to fikcja

Zastrzeżenia budzi jednak przede wszystkim sposób rozstrzygania spraw przez Trybunał Konstytucyjny. Część krytyków ze środowiska prawniczego uważa, że Trybunał w swoich werdyktach od wielu lat nie bierze w ogóle pod uwagę konstrukcji prawnych. Jako koronny przykład podają tzw. ustawę 203 złotych, która gwarantowała pielęgniarkom wyrównanie pensji. I choć Trybunał dostrzegł błędy zaskarżonej ustawy, to jednak doszedł do wniosku, że najważniejsza jest zasada zaufania do państwa. A skoro rząd obiecał pieniądze, to musiał pozostać wiarygodny. Ustawa weszła zatem w życie, powodując później gigantyczne problemy finansowe wielu polskich szpitali.

- Trybunał Konstytucyjny jest niestety bardzo często konformistyczny w swoich decyzjach. Co więcej, zazwyczaj płytko analizuje istotę konstrukcji prawnych, ograniczając się do stwierdzenia, że nie ma w nich niezgodności z Konstytucją. A ja oczekiwałbym, że Trybunał poda jakieś argumenty, wytłumaczy swoją decyzję. Brak argumentacji pozostawia niedosyt szczególnie w sprawach, w których niekonstytucyjność wydaje nam się oczywista - twierdzi prof. Michał Kulesza.

Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie są też neutralni ideologicznie. - W sprawach związanych ze światopoglądem doskonale wiedziałem, jak niektórzy moi koledzy będą głosować, nim jeszcze przejrzeli oni akta danej sprawy. Potem okazywało się, że miałem rację - prof. Wojciech Łączkowski wspomina okres, w którym sam zasiadał w Trybunale Konstytucyjnym. Neutralność ideologiczna Trybunału jest zatem fikcją. Nie może być jednak inaczej, bo prawo i państwo nie są i nigdy nie będą neutralne aksjologicznie. Jest zrozumiałe, że w sprawach rozpatrywanych przez Trybunał Konstytucyjny prawie zawsze występuje kolizja pewnych wartości. Problem w tym, że Trybunał przyznaje sobie prawo do omnipotencji i w sposób arbitralny odrzuca jedne wartości kosztem innych. Jest to o tyle niebezpieczne, że już niedługo czeka nas - podobnie jak miało to miejsce na Zachodzie - szereg debat obyczajowych. Tam takie wartości, jak: ochrona życia, rodzina, moralność stały się kwestiami politycznymi, które można w dowolny sposób kształtować, przede wszystkim za pomocą werdyktów Trybunałów. Dlatego jest wielce prawdopodobne, że to, w jaki sposób przyjdzie nam żyć w najbliższych latach, w dużej mierze zależeć będzie od decyzji piętnastu „gniewnych ludzi" z Trybunału Konstytucyjnego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama