Czy świat istotnie zmienił się po zamachu na World Trade Center?
I. Najczęściej powtarzana po 11 września 2001 formuła brzmi: „Nic już nie będzie tak jak przedtem”. Formuła taka nie znajduje jednak zastosowania do chrześcijańskiego obrazu świata i człowieka. Bowiem już w pierwszej księdze Biblii czytamy, że „wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i usposobienie ich jest wciąż złe” (Rdz 6,5). Dostrzegają to także ludzie spoza Kościoła. Najbardziej znany przedstawiciel „nowej filozofii” we Francji Alain Finkielkraus pisze: „Pojawiła się postać drugiego, której nie da się sprowadzić do postaci głodującego czy potępionego tej ziemi” (FAZ z 27.9.2001, s. 47). Istnieje siła zła, przeciwna Bogu, która działa w człowieku. Tak widziane wydarzenia z 11 września nie są czymś wyjątkowym. Zło, wielokrotnie wypierane, znów pokazało swe oblicze, potworne oblicze.
II. To, co nas, wierzących wszystkich religii, szczególnie przygnębia, to myśl, że terroru dopuszczano się „w imię (jednego) Boga”. Do wielkich kłamstw współczesnego świata należy maksyma: „Wszystkie religie i kultury są równej wartości”. A co wtedy, gdy ludzie wierzą, że zabicie innych i służące temu wyzbycie się własnego życia są „świętą wojną”, „Himmelfahrtskommando” w dosłownym znaczeniu tego określenia? Profesor Harvardu Michael Ignatieff pisze, odnosząc się do religijnych motywów terrorystów: „W ich poczynaniach mamy do czynienia nie tylko z terrorem, lecz z czymś znaczenie bardziej niebezpiecznym, mianowicie z przekonaniem, że ludzie na ziemi mają prawo działać jak Bóg” (FAZ z 30.9.2001, s. 11). Z pewnością również my, chrześcijanie, pragniemy, by dobra siła Boga wreszcie postawiła na swoim. To „wreszcie” nie znaczy jednak, że w doczesności. Dał to do zrozumienia Jezus, gdy powiedział przed Piłatem: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,30). Chrześcijaństwo potrzebowało dużo czasu, by tę prawdę bezwzględnie zaakceptować. Islam musi się tego jeszcze uczyć.
III. 11 września 2001 mógłby wejść do historii jako ów dzień, w którym ostatecznie rozprysły się iluzje społeczeństwa wolnego od wartości i obchodzącego się bez religii. Decydujące pytanie brzmi przeto: „Czy jest możliwe godne człowieka społeczeństwo bez Boga?”. Było to wręcz sensacją, gdy Jürgen Habermas w swej mowie, wygłoszonej z okazji odbierania nagrody pokoju 14.10.2001, podjął temat „Wiara i wiedza”. Mówiąc o sobie, że jest „religijnie niemuzykalny”, proklamował ni mniej, ni więcej tylko koniec „wielkiej pieśni” o zsekularyzowanym społeczeństwie. Politolog amerykański, Samuel Huntington, zwrócił już przed kilku laty swoją tezą o „starcie cywilizacji” uwagę na to, że „światową politykę” będzie można w przyszłości uprawiać jedynie pod warunkiem uwzględnienia spraw religijnych wielkich kręgów kulturowych naszej ziemi. Co z tego wynika dla naszego stosunku do muzułmanów? Zarzut, jaki oni podnoszą (np. ostatnio prezydent Iranu, Chatami, podczas wizyty w Niemczech), brzmi: „Czy wy naprawdę uważacie, że społeczeństwo bez Boga potrafi rozwiązać problemy ludzkości?”. Wielu muzułmanów sądzi, że my na Zachodzie żyjemy w społeczeństwie bez Boga. I w znacznej mierze mają rację. Jednak wielu nie wie, że w preambule naszej ustawy zasadniczej napisano: „W poczuciu swej odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi... uchwalił naród niemiecki tę ustawę”. Etycznym wyzwaniom ludzkość nie da rady podołać bez wiary w Boga jako ostatecznej kotwicy etosu godności człowieka. Muzułmanie zarzucają nam, żeśmy o tym zapomnieli. Oni muszą wszakże zrozumieć, że wiary w Boga nie można człowiekowi narzucić. Abraham, którego także oni czczą, żył wiarą niewymuszoną.
opr. mg/mg