Sądy orzekające w imieniu państwa polskiego wydają się być zupełnie oddzielone od systemu wartości wyznawanych przez ogromną większość Polaków - świadczy o tym sprawa Nergala
Turcja. Lider miejscowej metalowej kapeli publicznie drże Koran, obraża Mahometa i muzułmanów. Sąd uznaje, że było to "swoistą formą sztuki" i nie można pociągnąć go do odpowiedzialności, a telewizja publiczna postanawia wykorzystać skandal do promocji stacji i uczynić „artystę” swoim ekspertem. Brzmi całkowicie groteskowo. Taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca, mimo, że Turcja, w odróżnieniu od innych krajów muzułmańskich, stara się zachować rozdział wiary od Państwa. Podobnie nieprawdopodobne wydaje się by w Izraelu ktoś znieważał Torę. Kariera takiej osoby byłaby przekreślona. Niestety w naszej ojczyźnie nie obowiązują podobne standardy, przynajmniej jeśli chodzi o szacunek wobec naszej tradycyjnej „narodowej” religii — chrześcijaństwa (prawdopodobnie Koranu i Tory w Polsce nie można by znieważyć).
We wrześniu 2007 roku podczas koncertu zespołu Behemoth w Gdyni, Adam Darski, znany jako „Nergal”, podarł Biblię i rozrzucił jej strzępy wśród publiczności, nazywając ją przy tym m.in. "kłamliwą księgą". W trakcie występu Darski nazwał też Kościół katolicki "największą zbrodniczą sektą”. „Nergal” został oskarżony o obrazę uczuć relgijnych, sprawa trafiła do sądu, który w sierpniu wydał wyrok uniewinniający. Sędzia Krzysztof Więckowski uzasadniając go powiedział: „Adam Darski swym zachowaniem na koncercie nie popełnił przestępstwa, bo to, co mówił o Kościele i zrobił z Biblią było swoistą formą sztuki wpisaną w stylistykę grupy Behemoth. Darski występował tam jako wokalista, artysta i miał do tego prawo. Sąd wbrew oczekiwaniom oskarżycieli nie zamierza wyznaczać na tym procesie granic wypowiedzi artystycznej”. Sędzia podkreślił, że Darski nie działał w zamiarze bezpośrednim obrazy uczuć religijnych: „Podczas koncertu był zakaz jego rejestracji i upubliczniania.” Absurdalność tego uzasadnienia wykazał najlepiej chyba... sam Darski, który po uniewinienniu ogłosił na Facebooku: „Jestem szczęśliwy informując, że Szatan znowu wygrał”, pokazując że na koncercie bynajmnie nie o chodziło mu o sztukę. „Nergal” świetnie wie, że na wspomnianym koncercie obrażał chrześcijaństwo, jego symbole i jego wyznawców. I taki był jego zamierzony, a nie potencjalny cel.
Nie minęły jeszcze echa sądowego wyroku, gdy okazało się, że Adam Darski będzie jednym z jurorów ruszającego od września programu "The voice of Poland" w telewizji publicznej. "Nergal ma wypowiadać się w sprawach muzyki, a nie innych, co jest wyraźnie ustalone w umowie, która została z nim zawarta” tłumaczył prezes TVP Juliusz Braun. Tyle tylko, że nawet jeśli „Nergal” będzie wypowiadał się wyłącznie na temat muzyki, to poprzez regularne występy w telewizji będzie budować swój autorytet. Nie tylko w dziedzinie muzyki. Tomasz Rożek w „Gościu Niedzielnym” zauważył: „Nie wiem czy Nergal jest satanistą, wiem że jego grupa Behemoth wykonuje satanistyczne utwory i także przez to promuje satanizm. Już samo to powinno wykluczać go z przestrzeni publicznej, w tym oczywiście z publicznych mediów.” Jeśli do obecności w mediach, które mają pełnić „misję publiczną”, dopuszczamy osoby promujące satanizm, pokazujemy, że nie jest on niczym złym. Obecność Adama Darskiego w TVP jest tym bardziej skandaliczna, dlatego, że to my, zwykli widzowie będziemy musieli za to zapłacić z naszego abonamentu. Jednym słowem płacimy komuś kto nas obraża.
W kraju o ponad 1000-letniej tradycji chrześcijańskiej, w którym religia zawsze odgrywała ważną rolę, w którym 90-95% społeczeństwa deklaruje się jako katolicy, a 40% osób co niedziela uczestniczy w Mszach Świętych, w roku beatyfikacji wielkiego Papieża Jana Pawła II, którego 93% Polaków traktuje jako autorytet, a 71% deklaruje, że kieruje się jego wskazaniami we własnym życiu, okazuje się że można znieważać religię chrześcijańską i promować satanizm a Państwo Polskie jeszcze to wspiera.
Taki a nie inny wyrok sądowy, zatrudnie Nergala w telewizji publicznej było możliwe tylko dlatego, że jako katolicy jesteśmy bardzo bierni i w konsekwencji instytucje publiczne nie czują na sobie presji obywatelskiej. Nie kierujemy się wartościami chrześcijańskimi w wyborach politycznych i konsumenckich, nie chce się nam pójść na Marsz w obronie życia, podpisać się pod petycją w obronie rodziny, czy wysłać maila do posłów aby zagłosowali w odpowiedni sposób w ważnych głosowaniach światopoglądowych. Dajemy sobie wmawiać, że państwo powinno być neutralne światopoglądowe według koncepcji lewicy (coś takiego jak neutralność światopoglądowa nie istnieje), że chrześcijanie nie powinni wypowiadać się w kwestiach społecznych, a chrześcijańską miłość i pokorę utożsamiamy z naiwnością i przyzwalaniem na poniewieranie siebie. W końcu milczymy gdy w naszym towarzystwie szydzi się z wiary i wartości, w obawie przed tym by nie zostać uznany za „obciachowca”. A skoro dajemy przyzwolenie na nabijanie się z chrześcijaństwa w małych społecznościach, to to czuć przyzwolenie na to też w skali ogólnopolskiej.
Mamy prawo wymagać by państwowe instytucje nie wspierały działalności, która stoi w sprzeczności z naszą tradycją, kulturą i wolą większości (choć póki co milczącej) społeczeństwa! Powinno to być czymś oczywistym tak jak w przytoczonej we wstępie Turcji czy Izraelu. Mamy prawo wymagać, aby w naszej ojczyźnie odnoszono się z szacunkiem do tak intymnej sprawy jaką jest wiara w Boga, niezależnie od tego jakiej religii dotyczy. Aby tak się jednak stało musimy skończyć z naszą biernością!
opr. mg/mg