Forum "Katechety"
Co o wydarzeniach Roku Jubileuszowego i dziesięciu latach katechezy w szkole mówią i myślą Ci, którzy współtworzą obraz katechezy w Polsce: ks. bp Gerard Kusz, ks. bp Antoni Długosz, ks. Stanisław Kulpaczyński, ks. Roman Murawski SDB, ks. Jan Szpet, Zbigniew Marek SJ, ks. Józef Kraszewski, ks. Radosław Chałupniak, ks. Piotr Tomasik, Elżbieta Młyńska...
Aleksandra Bałoniak: Jakie wydarzenie Roku Jubileuszowego pozostawiło w pamięci niezatarte wspomnienie?
ks. Józef Kraszewski (Płock): Sam fakt doczekania tego Roku jest dla mnie wielkim przeżyciem. Jestem człowiekiem zaawansowanym w latach. Jeszcze w dzieciństwie, a później w młodości, stawiałem sobie pytanie: Czy dożyję roku 2000? Ta data, niemal magiczna, wydawała mi się niezwykle odległa, nieosiągalna i niewyobrażalna.
Skoro więc przeżywam teraz ten rok w pełni świadomości, uważam go za swoisty dar Boga w moim życiu. Jeśli zaś chodzi o wydarzenia Roku Jubileuszowego to jest ich wiele. Wymieniam trzy, mimo, że pytanie dotyczy tylko jednego wydarzenia, ale w moim przypadku stanowią one pewną całość.
Pierwsze to wydarzenie czysto prywatne i osobiste. 2000 lat po narodzeniu i fizycznej obecności Pana Jezusa wśród ludzi, w maju Roku Jubileuszowego, chodziłem Jego śladami po Palestyńskiej Ziemi. Aczkolwiek nie byt to pierwszy mój pobyt w Ziemi Świętej, to jednak przeżycie było wyjątkowe, niepowtarzalne, przede wszystkim pogłębiające i umacniające moją wiarę.
Drugie wydarzenie dotyczy Roku Jubileuszowego przeżywanego w diecezji płockiej. Wspominam wiele pięknych spotkań na szczeblu diecezjalnym, ale jedno z nich zapadło mi szczególnie w pamięci. Jest to spotkanie z dziećmi i młodzieżą 23. września w Rostkowie, miejscu urodzenia św. Stanisława Kostki. Na wielkim placu, za małym kościółkiem parafialnym, zbudowanym na miejscu domu, w którym urodził się św. Stanisław, zgromadziły się tysiące dzieci i młodzieży z diecezji płockiej i kilku sąsiednich. Widok naszej rozmodlonej, skupionej podczas Mszy św., a później rozbawionej i rozśpiewanej dziatwy i młodzieży, a jednocześnie zdyscyplinowanej i posłusznej, był nie tylko piękny, ale przede wszystkim podnoszący na duchu i dodający wiary w sensowność i skuteczność naszej pracy katechetycznej i duszpasterskiej.
Trzecie wydarzenie związane jest z Rzymem. Nie uczestniczyłem wprawdzie fizycznie w Światowym Spotkaniu Młodzieży z Ojcem św. w Rzymie, ale dzięki szczegółowym, bezpośrednim relacjom w telewizji przeżywałem je bardzo osobiście i radośnie. Zawsze fascynuje mnie charyzmat Ojca św., ujawniający się szczególnie w Jego kontaktach z młodzieżą, ale tym razem liczba młodych ludzi przybyłych ze wszystkich stron świata oraz sposób ich bycia, zasłuchania i rozmodlenia przerosły wszelkie oczekiwania. Ojciec św. nie mówił im rzeczy łatwych. Padały słowa wymagające. A oni - mimo spiekoty dnia - uważnie Go słuchali i trwali na modlitwie. Gdy porównuję moje przykre doświadczenia kontaktów z młodymi chrześcijanami Europy Zachodniej, z tym co działo się podczas Roku Jubileuszowego w Rzymie, to rodzi się nadzieja, że nie wszystko stracone, że idzie wiosna Kościoła, że młodzież, na wezwanie Jana Pawła II rzeczywiście otwiera swoje serca Chrystusowi. To wydarzenie i wiele innych, które miały miejsce w Roku Jubileuszowym pozwalają mi patrzeć optymistycznie na przyszłość Kościoła w Polsce, Europie i świecie.
bp Gerard Kusz (Gliwice): Niezatartym wspomnieniem kończącego się Roku Jubileuszowego były dla mnie spotkania Ojca św. Jana Pawła II z młodzieżą podczas XV Światowych Dni Młodzieży w Rzymie. Klimat tych dni - brałem w nich udział jako katechista - wzbudzał we wszystkich uczestnikach entuzjazm wiary. Radość młodych, osobista kultura i zdyscyplinowanie oraz oblężone przez młodzież konfesjonały rzymskich kościołów (nie tylko bazylik) to niezapomniany widok.
Bohaterem tych spotkań - o ile jest to słowo odpowiednie - był Ojciec św. Jan Paweł II - "Papież Tysiąclecia". Dla duszpasterzy i katechetów dialog Ojca św. z młodzieżą - nie tylko słowny, ale również personalny - jest najlepszym wzorem pracy duszpastersko-katechetycznej z młodymi. Gdzie tkwi tajemnica fenomenu, jakim jest "starzec w bieli wsparty o krzyż Chrystusa", gromadzący wokół siebie setki tysięcy młodych, nie zawsze pokornych, a słuchających jego głosu? Ojciec św. jest wiarygodnym świadkiem Ewangelii Jezusa Chrystusa. Jest prorokiem i jak każdy prorok mówi w imieniu Boga o przyszłości. Jest papieżem nowej ewangelizacji, nowego chrześcijaństwa. Promieniowało od niego ojcostwo pełne miłości do młodych, dlatego, mimo że mówił o rzeczach trudnych, młodzież Go słuchała.
Ojciec św. budził w młodych sercach świat autentycznej ludzkiej nadziei wyrastającej z wiary w Jezusa Chrystusa, a utwierdzonej w miłości "która przez Ducha Świętego rozlana jest w sercach wiernych".
Przeżyłem te dni jako lekcję optymizmu. Słowa Ojca św. skierowane do młodych: "(...) widzę w was stróżów poranka trzeciego tysiąclecia" są tego potwierdzeniem.
ks. Radosław Chałupniak (Opole): W mijającym Roku Jubileuszowym miałem możliwość przebywania bardzo blisko świętującego Kościoła. Otrzymałem stypendium, które umożliwiło mi roczny pobyt w Rzymie, dosłownie kilka minut od bram Watykanu. Dużo działo się w tym czasie, wiele uroczystości, celebracji, konkretnych spotkań z pielgrzymami. Każde z tych wydarzeń pozostawiło po sobie piękny jubileuszowy ślad. Jednak to, co najbardziej zostało w moim sercu, wiąże się ze Światowymi Dniami Młodzieży, w których uczestniczyłem razem z młodzieżą i siostrami Nazaretankami. Szczególnie mocno przeżyłem spotkanie 15 sierpnia na Placu św. Piotra i postawę Papieża, który - trudno mi się powstrzymać od tego określenia - jak dobry Katecheta obejmował swymi ramionami te kilkaset tysięcy młodych ludzi, pytając ich: Czego przyszliście tutaj szukać? Albo lepiej: Kogo przyszliście tutaj szukać? Odpowiedź może być tylko jedna. Przyszliście szukać Jezusa Chrystusa. Jezusa Chrystusa, który jednak jako pierwszy przychodzi szukać was. Już wtedy, gdy młodzi z różnych krajów zaczęli, wołając w swoich językach, odpowiadać Ojcu św., coś "zadrgało" we mnie. I później, kiedy Papież powiedział: Dziś ja, jako pierwszy, pragnę powiedzieć wam, że wierzę mocno w Jezusa Chrystusa, naszego Pana i kiedy złożył osobiste świadectwo swej drogi do Niego, doświadczyłem wielkiej i pięknej katechezy, która działa się wobec tych młodych. Ta chwila na długo pozostanie w mojej pamięci.
ks. Stanisław Kulpaczyński (Lublin): Rzym - sierpień 2000 - Jubileusz młodzieży z całego Świata. Byłem wtedy w Niemczech i obserwowałem reakcje mass mediów, począwszy od negatywno-ostrożnych do przyznania, że było "ich" może ok. dwa miliony i że taki starszy Papież fascynuje młode pokolenie.
ks. Roman Murawski SDB (Warszawa): Przede wszystkim dwie pielgrzymki jubileuszowe: narodowa i młodzieży. Nie było mi dane uczestniczyć w nich osobiście. Śledziłem je z wielkim zainteresowaniem i wewnętrznym zaangażowaniem. Duchowo bytem jakby obecny. Szczególnie wielkie wrażenie zrobiła na mnie jubileuszowa pielgrzymka młodych. Przeżywałem jej przebieg w kontekście pewnego przykrego wydarzenia, jakie dotknęło mnie dwa miesiące wcześniej. Otóż podczas europejskiego kongresu katechetów, w jednym z krajów zachodnich, bardzo znana i wysoko ceniona osoba powiedziała w dyskusji kuluarowej pod adresem Ojca św. mniej więcej takie słowa: "Cóż za teologię reprezentuje ten Papież. Jest on przecież Polakiem". Podjęta dyskusja niewiele przekonała moją rozmówczynię. Nie było zresztą sensu w ogóle jej podejmować. Taka opinia na temat Papieża na Zachodzie nie jest wcale odosobniona. I właśnie pielgrzymka młodych stanowiła - moim zdaniem - doskonałą odpowiedź na to pytanie. Jednak ten Papież Polak coś sobą reprezentuje. Także ta jego teologia nie jest aż tak przestarzała, skoro przyciąga miliony młodych z całego świata.
bp Antoni Długosz (Częstochowa): Niezapomnianym wydarzeniem jubileuszowego roku była dla mnie pielgrzymka młodych do Rzymu. 16 sierpnia prowadziłem katechezę w kościele św. Klemensa. Zrozumiałem przesłanie Ojca św. kierowane do młodych: "Wy jesteście nadzieją Kościoła, wy jesteście moją nadzieją". Aktualna sytuacja naszego kraju winna uwrażliwić duszpasterzy na szczególną formację młodych Polaków.
ks. Jan Szpet (Poznań): Dwa wydarzenia Roku Jubileuszowego pozostają żywe w mojej pamięci. Pierwsze - moment otwarcia Drzwi Świętych w Bazylice Św. Piotra. Widoczne były: kondycja Ojca św. wiara, siła woli. Udowodnił prawdę, że to co po ludzku jest niemożliwe, u Boga jest możliwe, łaska silniejsza jest od natury. Drugie - sierpniowe spotkanie Ojca św. z młodymi ludźmi ukazało młodość Kościoła; chrześcijaństwo tak jak ci młodzi zgromadzeni w Rzymie jest zawsze młode.
Zbigniew Marek SJ (Kraków): Dla mnie wydarzeniem numer jeden Roku Jubileuszowego było spotkanie młodych. Wydarzenie to pozostawiło najsilniejsze wspomnienia przez to, że dostrzegłem w nim to, co wydaje mi się być w chrześcijaństwie ważne, a co nie zawsze jest w sposób wyraźny eksponowane: świętowanie wiary. Spotkania młodych ukazały mi ten aspekt wiary, który - niestety - jest w naszym duszpasterstwie niedoceniany. Tymczasem wszyscy - nie tylko młodzi - potrzebujemy go. Wagę tego świętowania dostrzegam także i w tym, że domaga się ono konkretnego określenia tego, za kim stoję i wypowiedzenia własnych przekonań słowem, gestem czy też przy pomocy innej jeszcze formy.
ks. Piotr Tomasik (Warszawa): Rok Jubileuszowy nie skończył się i wiele może się jeszcze wydarzyć. Jednak dla mnie, nie tylko z osobistego, ale i z katechetycznego punktu widzenia, takim najważniejszym wydarzeniem była pielgrzymka Ojca św. do Ziemi Świętej. Tak jak w katechezie nieodzowne jest przypominanie o historii zbawienia i wydarzeniu Jezusa, które stanowi fundament naszej wiary i jej głoszenia, tak równie ważne jest związane z owym wydarzeniem miejsce - geografia zbawienia. Ojciec św. przypomniał to, przybliżył tym, którzy w Roku Jubileuszowym nie mogli pielgrzymować do "Ziemi, w której Bóg rozbił swój namiot".
Elżbieta Młyńska (Białystok): Bardzo trudno jest wyselekcjonować z wielkiej mozaiki przeżyć jubileuszowych to jedno, szczególne. Niemniej jednak wspólny mianownik dla nich wszystkich odnajduję w znakach Roku Jubileuszowego. Jednym z nich, który stał się dla mnie osobiście czytelny, jest znak bramy. W nim właściwie spotykają się, m. in. wszyscy przybywający na uroczystości Jubileuszowe do Rzymu. Otwarcie Drzwi Świętych w noc Bożego Narodzenia stało się dla mnie Credo nowego tysiąclecia. Gdy jednak 6. lipca tego roku Ojciec św., spotykając się z Polakami na modlitwie jubileuszowej w Rzymie, włączył w nią dzieje naszego narodu poczułam jeszcze bardziej siłę tego znaku. Przywołując pamięć Piastów, Jagiellonów, czas Rzeczypospolitej Trojga Narodów i dalsze lata, Ojciec św. zapraszał "wszystko co Polskę stanowi", by przeszło bramę trzeciego tysiąclecia. Poczułam wtedy silne fundamenty tej wiary, dzięki której przetrwał nasz naród i którego zadaniem jest przekazać ją pokoleniom wchodzącym w nowy etap dziejów. W kontekście licznych pielgrzymek rodaków do miejsc świętych, a szczególnie do Rzymu, osobiście szukam znaku bramy w moim codziennym życiu, uczę się każdego dnia wybierać Chrystusa i cieszę się, że On pozwala mi pragnąć dobra. Myślę, że pielęgnowanie treści znaków jubileuszowych, jakimi obok znaku bramy są: znak pielgrzymowania do człowieka potrzebującego i znak oczyszczenia pamięci, może być silnym pomostem pomiędzy tysiącleciami.
Aleksandra Bałoniak: W tym roku obchodzimy dziesięciolecie katechezy w szkole. Co można uznać za sukces tego czasu?
Zbigniew Marek SJ (Kraków): Sądzę, że sukcesem zaczyna być to, że katecheza staje się w szkole czymś normalnym. Wprawdzie wszyscy - katechizowani i katechizujący - tej normalności jeszcze będziemy się długo uczyli, ale sądzę, że poczyniony został właściwy krok. Tę normalność widzę także w tym, że zaczyna w nas wszystkich dojrzewać świadomość tego, że w zmaganiu się z codziennymi trudnościami stajemy się bardziej dojrzali w Kościele i w wypełnianiu posłannictwa Kościoła. Normalności bycia chrześcijaninem zaczynamy się wszyscy na nowo uczyć, również poprzez obecność katechezy w szkole. Taką wartość ma dla mnie powrót katechezy do szkoły.
ks. Jan Szpet (Poznań): Dziesięciolecie katechezy w szkole skłania do dostrzeżenia kilku płaszczyzn osiągnięć. Zatrzymam się na czterech.
1. Przezwyciężenie dychotomii w nauczaniu i wychowaniu. Wcześniej nierzadko szkoła i katecheza, tutaj też należy zwrócić uwagę na rodzinę, reprezentowały odmienne systemy wartości. "Inny" człowiek w różnych środowiskach miał trudności w wewnętrznej integracji zdobywanej wiedzy, wartości. Katechizując, sam doświadczałem, iż uczeń nie zawsze kojarzył te same postaci omawiane podczas różnych lekcji; zmieniał się wykorzystywany zasób słów (m. in. "na religii tak się nie mówi"). Korelacja i komplementarność przedmiotów, wspólne działanie wychowawcze służy uczniowi i rodzinie. Grono pedagogiczne i katecheta, przekazywana wiedza i umiejętności oraz podręczniki nie muszą pozostawać w opozycji do siebie. Nie przekreśla to istnienia korelacji krytycznej.
2. Wzrost zaangażowania świeckich w dzieło katechizacji. Powrót nauki religii do polskiej szkoły stał się siłą mobilizującą zwiększonej aktywności świeckich. Zrodzone zapotrzebowanie ożywiło odpowiedzialność. Nauczanie o możliwości zaangażowania przybierało konkretne kształty. Dla przykładu, w Archidiecezji Poznańskiej wzrastająca w latach siedemdziesiątych ilość osób katechizujących, w latach dziewięćdziesiątych wzrosła trzykrotnie. Przyczyniło się to do podjęcia potrzeby przemyślenia na nowo dróg przygotowania duchowego, merytorycznego i metodycznego osób zatrudnianych w katechizacji.
3. Poszerzenie kręgów oddziaływania ewangelizacyjnego. Jak wykazują badania, ponad 90% młodzieży deklaruje się jako uczestnicząca w lekcjach religii. Wyższy jest procent uczestniczących dzieci. Przez powrót lekcji religii do szkoły została stworzona szansa uczestnictwa tym, którzy z obiektywnych powodów nie byli wcześniej objęci katechetycznym oddziaływaniem. Dla niektórych uczniów uczestnictwo w katechezie jest jedynym miejscem spotkania z Kościołem, gdyż - jak wskazują wspomniane badania - jedynie ok. 80% młodzieży uczestniczy regularnie lub nieregularnie we Mszy św. niedzielnej. To osiągnięcie stawia więc przed katechezą ważne zadanie.
4. Zwiększyła się systematyczność katechezy. Niekiedy ta odbywana w pomieszczeniach przykościelnych, choć dla niewielu, ale pozostawała życzeniem.
ks. Roman Murawski SDB (Warszawa): Chciałbym to pytanie nieco poszerzyć, tj. wyjść poza ścisły teren katechezy szkolnej i rozciągnąć moją refleksję na całość dziejów polskiej katechezy minionego dziesięciolecia. Oczywiście to, co powiem, łączy się ze szkolnym nauczaniem religii. W pewnym sensie stanowi skutek tego wydarzenia, jakim było ponowne wprowadzenie katechezy w 1990 roku do wszystkich typów szkół. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy sprawy, które - według mnie - stanowią wielkie osiągnięcia katechetyczne ostatnich lat.
Na pierwszym miejscu postawiłbym przygotowanie nowego programu katechizacji. Pamiętam, że od wielu lat mówiło się w ramach Komisji ds. Wychowania Katolickiego (wcześniej Komisji ds. Katechizacji) o potrzebie opracowania nowego programu. Szczególnie mocno zaczęło ujawniać się to żądanie po wprowadzeniu nauki religii do szkół. W ostatnim roku prace nabrały wyraźnego przyspieszenia. Istnieje nadzieja, jak wynika z ostatnich relacji publikowanych także na łamach "Katechety", że niebawem katecheci otrzymają nowy program katechizacji, który będzie przystosowany do nowej sytuacji katechezy polskiej - w zreformowanej szkole. W tym miejscu warto przypomnieć, ile lat trwało oraz ile polemik i dyskusji wywołało opracowywanie starego (dotychczasowego) programu.
Druga sprawa dotyczy przygotowania i kształcenia katechetów. Nauczanie religii w szkole wyzwoliło pilną potrzebę doskonalenia i pogłębiania formacji katechetycznej, szczególnie w wymiarze pedagogicznym i dydaktycznym. Widać bardzo wyraźnie, że z roku na rok otrzymujemy coraz lepiej przygotowaną kadrę nauczycieli religii. To nie są już "amatorzy", lecz w pewnym sensie fachowcy w swojej dziedzinie, nie ustępujący w kompetencjach innym nauczycielom.
l trzecia sprawa, która mnie osobiście satysfakcjonuje, ponieważ do pewnego stopnia sam swymi wystąpieniami ją zainicjowałem, dotyczy dyskusji wokół tożsamości polskiej katechezy. Początkowo nie bardzo wiedzieliśmy, czym ma być szkolne nauczanie religii. Przenosiliśmy na teren szkoły nasze dotychczasowe doświadczenia katechetyczne z parafii. Bardzo ożywiona dyskusja, nieraz wręcz namiętna, prowadzona również na łamach "Katechety", wokół pojęć: katecheza - nauka religii wyjaśniała nieco, choć jeszcze nie do końca, nasze wyobrażenia i pojęcia dotyczące szkolnej katechezy.
Niekwestionowanym osiągnięciem minionego dziesięciolecia jest bez wątpienia umocnienie się pozycji nauki religii w szkole i z tym poniekąd związane - wyciszenie polemik wokół jej miejsca w systemie edukacji szkolnej.
ks. Stanisław Kulpaczyński (Lublin): Katecheza po dziesięciu latach w szkole uczy, że ta posługa wymaga powołania, a więc ukochania Boga i katechizowanych i żeby ją dobrze pełnić trzeba się stale doskonalić (będzie lepsze wynagrodzenie i większa szansa na Bożą pomoc, to dwa z kilku motywów)
ks. Radosław Chałupniak (Opole): Niedawno, w ramach zajęć z katechetyki fundamentalnej razem ze studentami wróciliśmy do argumentów "za" i "przeciw" katechezie w szkole. Myślę, że na co dzień, "w katechetycznej praktyce" te argumenty wciąż pojawiają się w różnej formie. Zarówno zagorzali przeciwnicy, jak i zwolennicy szkolnej katechezy, mogliby wypowiedzieć znamienne: "a nie mówiłem". Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi o całe 10 lat praktyki. To już nie tylko "teoretyzowanie". Często były to niełatwe doświadczenia i, być może, niejeden początkowy zwolennik szkolnej katechezy stał się jej przeciwnikiem. Zresztą w drugą stronę też były "nawrócenia". Każdy z nas nosi własne doświadczenia, które wpływają na nasze poglądy. Z mojej strony, po odkryciu i w miarę dokładnym przyjrzeniu się wychowaniu religijnemu we Włoszech, w Austrii i w Niemczech dostrzegam i cieszę się, że "obchodzimy" dziesięciolecie właśnie katechezy w szkole, że nie sprowadziliśmy wysiłków katechetów do bliżej nieokreślonej lekcji religii, że jeszcze (jak długo?) chodzi nam o wiarę naszych uczniów, że mamy prawnie zagwarantowaną możliwość wychowawczo-duszpasterskiego oddziaływania na terenie szkoły. Piszę te słowa ze świadomością, że nie zawsze jest to łatwe, nie zawsze bywa to "w pełni" możliwe, jednak - póki można - o taką katechezę szkolną trzeba się starać. Nie przeszkadza to w tworzeniu i rozwijaniu (tam, gdzie są ku temu personalno-materialne warunki) katechezy parafialnej i, przede wszystkim, stymulowaniu katechezy rodzinnej lub -jeszcze szerzej pojętej - katechezy dorosłych. W perspektywie Europy, niespotykanym gdzie indziej, polskim sukcesem jest powrót i utrzymanie w szkole katechezy rozumianej jako "nauczanie, wychowanie w wierze i wprowadzenie w życie chrześcijańskie" (por. Ct 18). Ponieważ w europejskim, szkolnym nauczaniu religii funkcja chrześcijańskiego wtajemniczenia została mocno zaniedbana (pomimo wyraźnego zalecenia - por. DOK 51), więc, moim zdaniem, jest dla nas powodem do chluby, że przez 10 lat w polskiej szkole nie tylko uczy się, ale i wychowuje, i wprowadza w tajemnice chrześcijaństwa. Z całą pewnością rodzą się przy tym pytania: Jak "zmierzyć sukcesy" takiej katechezy? Jak przeliczyć trudy na osiągnięcia, poświęcenie na konkretne wyniki, zaangażowanie na wymierne rezultaty? Nie ma takich mierników. Empiryczne badania socjologów czy katechetyków zawsze pozostaną niepełne. Choć "drzewa poznaje się po owocach", to jednak niekoniecznie "ziarno wydaje plon" natychmiastowy. Często trzeba cierpliwie poczekać. Nie zawsze też ten, "który siał", jest tym, "który pozbiera plon". W tym wszystkim ważne jest, by nie zapomnieć, że - jak zawsze - to On daje wzrost, a my - próbujemy siać.
bp Gerard Kusz (Gliwice): Sukcesem jest sam powrót katechezy do polskiej szkoły, ponieważ przeciwników powrotu było wielu, nie tylko po stronie laickiej. Katechetycy - w tym również księża - bali się przejścia z religijnego klimatu salek katechetycznych do szkoły, w której różne prądy laickie zakłócały ten "ciepły klimat salek". Na pochwałę zasługuje postawa młodzieży, która szybko zaakceptowała zmiany, rozwiała uprzedzenia i fobie o braku tolerancji i ducha ekumenizmu w szkole. Również rodzice i grona nauczycielskie w sposób odpowiedzialny przyjęły katechetów w swoich środowiskach szkolnych. Ze strony katechetów świeckich i duchownych, powrót do szkół wymagał odwagi i zaangażowania w nową - dla nich mało znaną - rzeczywistość szkolną. Sama lekcja religii, czyli katecheza szkolna zyskała ze strony dydaktyki i metodyki nauczania. Natomiast jej "specyfiki" broni zarówno sama treść nauczania, jak i katecheci. Dowartościowanie procesu wychowawczego w reformowanej szkole daje nowe szanse i wyznacza nowe zadania katechetyczne w formowaniu osobowości uczniów w oparciu o ideały ewangeliczne.
W okresie reformy systemu edukacji brak katechezy szkolnej byłby wielką stratą. To "puste miejsce" byłoby niebezpieczne również dla procesu transformacji świadomości społeczeństwa. Cieszy proces normalizacji życia społecznego i polityczno-ekonomicznego; jego dostosowanie do standardów europejskich.
bp Antoni Długosz (Częstochowa): Dziesięciolecie posługi katechetycznej w środowisku szkolnym daje okazję do wyrażenia wdzięczności wszystkim katechetom, że mimo różnych postaw katechizowanych trwają wśród nich jako świadkowie Chrystusa i kontynuują ważną profetyczną misję.
ks. Józef Kraszewski (Płock): Pytanie dotyczy sukcesów dziesięcioletniej obecności katechezy w szkole. W odpowiedzi zwrócę więc uwagę na sukcesy i pozytywy bez głębszych uzasadnień i analizy sytuacji. Jest ich, moim zdaniem, wiele. Ze względu na charakter wypowiedzi domagającej się pewnej zwięzłości, ograniczę się jedynie do niektórych, ale moim zdaniem, ważnych i istotnych.
1. Powrót lekcji religii do szkoły otworzył Kościołowi w Polsce możliwości wychowania dzieci i młodzieży dotąd nie uczęszczających na lekcje religii w salkach katechetycznych z bardzo różnych powodów, ale przede wszystkim, z racji zaniedbań i braku troski rodziców. Grupa dzieci, a szczególnie młodzieży szkół zawodowych nie uczestnicząca w lekcjach religii, a jednocześnie przyznająca się do związków z Kościołem katolickim była bardzo liczna, szczególnie w wielkich miastach. Wejście katechetów duchownych, zakonnych i świeckich na teren szkoły dało Kościołowi niebywałą szansę duszpasterską, którą z mniejszym lub większym skutkiem stara się wykorzystywać od 10 lat. Istnieją podstawy do tego, żeby twierdzić, iż w przeważającej większości szkół katecheza ceniona jest jako wartość wychowawcza oraz posiada powszechną akceptację uczniów, rodziców i nauczycieli.
2. Niewątpliwym sukcesem, w stosunku do pracy w salkach katechetycznych, jest jakość samej katechezy. W ciągu tych dziesięciu lat dopracowaliśmy się dobrej struktury jednostki katechetycznej, która uwzględnia zarówno cele wychowawczo-katechetyczne, jak i możliwości psychiczne uczniów na poszczególnych etapach rozwojowych. Dzięki dobrze uformowanym katechetom, katecheza nie stała się jedną z lekcji szkolnych, nie straciła na swej sakralności, ale wykorzystując dydaktyczne i wychowawcze możliwości szkoły, prowadziła uczniów do osobowego spotkania z Bogiem. Liczne, nowe podręczniki oraz wielość atrakcyjnych pomocy i środków katechetycznych sprawiły, że katecheza jest dla uczniów spotkaniem ciekawym, podczas którego rozwiązuje się trudne problemy życia i pogłębia się przyjaźń z Bogiem. Dzięki obecności katechezy w szkole można mówić o jej systematyczności. Dwie godziny katechezy w tygodniu dają szanse nie tylko na zapoznanie młodzieży z doktryną katolicką, ale i możliwości formacji osobowości oraz pogłębiania wiary. Te możliwości, które nie zawsze są przez nas wykorzystane, też uważam za sukces.
3. Dzięki obecności katechezy w szkole Kościół w Polsce wzbogacił się o rzesze wiernych świeckich, którzy jako katecheci włączyli się czynnie i skutecznie w Jego apostolskie, wychowawcze, duszpasterskie i ewangelizacyjne dzieło. Jeśli można dzisiaj mówić o grupie laikatu zaangażowanego czynnie w życie i działalność Kościoła katolickiego w Polsce, to niewątpliwie należą do niego przede wszystkim katecheci świeccy. Nie tyle liczba jest sukcesem, co raczej ich jakość. Zdecydowana większość to katecheci nie z przypadku, ale ze świadomego wyboru i powołania. Przyczyną zaistnienia, w takim wymiarze, tej grupy ludzi jest niewątpliwie obecność katechezy w szkole.
4. Obecność katechezy w szkole stworzyła nowe możliwości duszpasterstwa nauczycieli i personelu w niej pracującego. Mówię nie tylko o możliwościach, ale również o faktach. Wspólne przebywanie w pokoju nauczycielskim i na korytarzach szkolnych stały się okazją do szczerych rozmów, również na tematy społeczne, moralne i religijne. Bezpośrednie kontakty nauczycieli, często religijnie obojętnych lub nawet wrogo nastawionych do Kościoła, z katechetami, szczególnie duchownymi są okazję do szczerych rozmów, których wynikiem jest zmiana dotychczasowych postaw i uprzedzeń. Wspólna troska o wychowanie dzieci i młodzieży oraz liczne wspólne akcje tworzę dobry klimat wychowawczy szkoły. Dziesięć lat temu liczna grupa nauczycieli była niechętna, a nawet wręcz sprzeciwiała się, powrotowi religii do szkoły. Dzisiaj sytuacja zmieniła się diametralnie. Nieliczni są nauczyciele, którzy nie widzą jej pozytywów i wartości wychowawczych. Ośmielę się powiedzieć, że przez fakt obecności katechezy na terenie szkoły, wielu nauczycieli pozytywnie zmieniło swoje nastawienie do religii i Kościoła. Oczywiście, że przyczyną tej zmiany jest nie tyle obecność katechezy w siatce godzin, co raczej obecność na terenie szkoły dobrych, gorliwych, głęboko wierzących, o bogatych osobowościach katechetów.
ks. Piotr Tomasik (Warszawa): Sukcesem jest przede wszystkim to, co dzieje się przez ostatni rok - podjęcie, spóźnionych o 10 lat, prac nad nową podstawą programową katechezy i nauczania religii w szkole. W minionym czasie wiele było ważnych wydarzeń: powrót nauki religii do szkoły i konieczność znalezienia jej nowej formuły (co zresztą w praktyce szkolnej się dokonało), nowe dokumenty katechetyczne: Katechizm i Dyrektorium, wreszcie reforma szkolna.
Nasze prace nad nową podstawą programową zaczęły się późno, ale przebiegają sprawnie, więc mam nadzieję, że zakończymy je szybko. Widząc zaś błędy innych programistów, będziemy starać się ich nie popełnić.
Elżbieta Młyńska (Białystok): Integrację we wszystkich możliwych wymiarach. Mówiąc tak, w jakiś sposób utożsamiam się z katechetyczną ideą mojego mistrza, ks. prof. M. Majewskiego, który w swojej bogatej spuściźnie naukowej pozostawił nam propozycję katechezy integralnej. Mówiąc o niej, myślał przede wszystkim o integralności wewnątrzkatechetycznej. Tymczasem obecność katechezy w szkole stworzyła nowe płaszczyzny współdziałania. Patrząc na nasze własne podwórko, cieszę się scaleniem wysiłków wielu instytucji działających na rzecz oświaty (Wydział Katechetyczny, Kuratorium, Wydział Edukacji Urzędu Miejskiego, Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli, Książnica Podlaska) w podejmowaniu inicjatyw służących wychowaniu człowieka. Udało nam się również stworzyć struktury współpracy makroregionalnej, które jako Wydziały Katechetyczne kilku diecezji podejmujemy wespół z dyrektorami Ośrodków Doskonalenia Nauczycieli w województwie. Ten model relacji przenosi się na szkoły, w których katecheci we współpracy z dyrektorami szkół i nauczycielami podejmują szereg wartościowych działań dydaktyczno-wychowawczych. Dzięki katechezie w szkole tworzy się spójny obraz człowieka, o którego należy dbać także w wymiarze duchowym. Na płaszczyźnie merytorycznej wyrazem integralnego traktowania treści nauczania jest opracowywana aktualnie nowa podstawa programowa. Wszystko to uważam za wielki sukces obecności katechezy w szkole.
opr. ab/ab